Wg dostępnych informacji historia wygląda tak; matka miała problemy ze swoim synem i zadzwoniła po służby, (żeby go wzięły do szpitala?). Przyjechała policja i syn został na miejscu zamordowany - pewnie stawiał opór. Policyjni mordercy mówili, że umarł w karetce/w drodze do szpitala, jednak lekarza dementują te kłamstwa.

W tej chwili w Lubinie (woj. Dolnośląskie) trwają protesty.

Pierwszy komunikat psiarskich brzmiał, że zmarł 2h po początku interwencji (już w szpitalu). Tymczasem ponoć są kwity na to, że wjechał na sor już martwy.

(morderstwo miało miejsce wczoraj jak coś)