Dwa lata minęły od wydarzeń z wieczoru 5 grudnia na „Syrenie”. Nie ma już syreniego kolektywu w kamienicy przy Wilczej 30. Koniec funkcjonowania kolektywu w tym miejscu nastąpił w atmosferze rzucania w jego członków petardami, cegłami i butelkami. Obecnie ten …
Ja pracuję z rodzinami i jeśli mamy podejrzenie przemocy w rodzinie to powołujemy zespół środowiskowy, w którego skład wchodzą osoby z środowiska lokalnego danej rodziny (teraz jest Rodo więc wygląda to trochę inaczej) czyli pracownik socjalny, pedagog, wychowawca dziecka, psycholog. Przy Niebieskiej Karcie takze jest zespół: posterunkowy, kurator, czasem ktoś z lokalnej przychodni jeśli są urazy, itp. Powołanie takiego zespołu to już jakiś krok na przód. Można by coś podobno wprowadzić w kolektywach. Oczywiście nie instytucje, ale zespół zlozony z osób z kolektywów, psychologa, pracownika socjalnego. Zespół ustala jaka jest sytuacja i jakie strony mają potrzeby, także jakie są znane rozwiązania na problemy. Zespół osobno spotyka się z ofiarą i osobno z osobą stosującą przemoc. Zazwyczaj oferuje się jakieś wsparcie terapeutyczne plus warsztatowe. Po określonym czasie monitoruje się ponownie sytuację. Jeśli się nie poprawiła stosuje się metody penicencjalne. W ostateczności odbiera się prawa rodzicielskie. No i więcej się nie zrobi. Nie słyszałam żeby bojkot i wykluczenie poprawiły czyjekolwiek funkcjonowanie. Ale ja rozumiem że tego typu kroki już były podejmowane i nie zadziałały. Więc teraz chyba trzeba iść dalej. Zemsta tylko nakręca spiralę przemocy.
Problem polega na tym, że z mojej prywatnej perspektywy, i jednej ze stron, zbliżone próby były podejmowane przez osoby powiązane z drugą stroną konfliktu (bardzo upraszczając). Nie zakładałbym więc, że coś na kształt tego faktycznie było realizowane. W dużej mierze też dla tego, że zawsze czymś innym będzie taki zespół przychodzący z zewnątrz (jak opisujesz), a czymś innym powoływanie go w środowisku gdzie ze względu na skalę każda i każdy jest czyimś tam znajomym itd…
Co do bojkotu - tego nawet nie chciałem poruszać, ale moją największą obawą jest wyhodowanie w tym procesie czegoś na kształt dawnych “płonących”. Wbrew czasami pojawiającym się opiniom absolutnie nie jest tak, że “nie mogłoby by być gorzej”. Wolałbym nie musieć się mierzyć z tym jak dużo gorzej już historycznie bywało i znowu może być, szczególnie jeśli nasili się szerszy kryzys społeczno-ekonomiczny i nasze projekty zacznie zalewać np. fala ludzi uzależnionych od ciężkich substancji szukających schronienia. A mam wrażenie, że w tym kierunku zmierzamy, absolutnie nie przygotowani rozwiązywać swoje własne problemy, o mierzeniu się z zewnętrznymi nawet nie wspominając.
Ja pracuję z rodzinami i jeśli mamy podejrzenie przemocy w rodzinie to powołujemy zespół środowiskowy, w którego skład wchodzą osoby z środowiska lokalnego danej rodziny (teraz jest Rodo więc wygląda to trochę inaczej) czyli pracownik socjalny, pedagog, wychowawca dziecka, psycholog. Przy Niebieskiej Karcie takze jest zespół: posterunkowy, kurator, czasem ktoś z lokalnej przychodni jeśli są urazy, itp. Powołanie takiego zespołu to już jakiś krok na przód. Można by coś podobno wprowadzić w kolektywach. Oczywiście nie instytucje, ale zespół zlozony z osób z kolektywów, psychologa, pracownika socjalnego. Zespół ustala jaka jest sytuacja i jakie strony mają potrzeby, także jakie są znane rozwiązania na problemy. Zespół osobno spotyka się z ofiarą i osobno z osobą stosującą przemoc. Zazwyczaj oferuje się jakieś wsparcie terapeutyczne plus warsztatowe. Po określonym czasie monitoruje się ponownie sytuację. Jeśli się nie poprawiła stosuje się metody penicencjalne. W ostateczności odbiera się prawa rodzicielskie. No i więcej się nie zrobi. Nie słyszałam żeby bojkot i wykluczenie poprawiły czyjekolwiek funkcjonowanie. Ale ja rozumiem że tego typu kroki już były podejmowane i nie zadziałały. Więc teraz chyba trzeba iść dalej. Zemsta tylko nakręca spiralę przemocy.
Problem polega na tym, że z mojej prywatnej perspektywy, i jednej ze stron, zbliżone próby były podejmowane przez osoby powiązane z drugą stroną konfliktu (bardzo upraszczając). Nie zakładałbym więc, że coś na kształt tego faktycznie było realizowane. W dużej mierze też dla tego, że zawsze czymś innym będzie taki zespół przychodzący z zewnątrz (jak opisujesz), a czymś innym powoływanie go w środowisku gdzie ze względu na skalę każda i każdy jest czyimś tam znajomym itd…
Co do bojkotu - tego nawet nie chciałem poruszać, ale moją największą obawą jest wyhodowanie w tym procesie czegoś na kształt dawnych “płonących”. Wbrew czasami pojawiającym się opiniom absolutnie nie jest tak, że “nie mogłoby by być gorzej”. Wolałbym nie musieć się mierzyć z tym jak dużo gorzej już historycznie bywało i znowu może być, szczególnie jeśli nasili się szerszy kryzys społeczno-ekonomiczny i nasze projekty zacznie zalewać np. fala ludzi uzależnionych od ciężkich substancji szukających schronienia. A mam wrażenie, że w tym kierunku zmierzamy, absolutnie nie przygotowani rozwiązywać swoje własne problemy, o mierzeniu się z zewnętrznymi nawet nie wspominając.