• @trytytka
    link
    21 year ago

    “Nie tylko takiego koguta możemy włączyć”. Rozmawiamy z nastolatką z radiowozu, który rozbił się na drzewie Gazeta Wyborcza 04.01.2023, 14:16 Katarzyna Jaroch

    Wyszedł starszy funkcjonariusz, ten, który siedział za kierownicą i krzyknął: “Spierda…cie” - opowiada jedna z dziewcząt, 17-latka, którą policjanci w nocy z poniedziałku na wtorek wzięli na przejażdżkę radiowozem. Samochód rozbił się na drzewie nieopodal Raszyna. Dziewczyna została ranna, ale policjanci się nią nie zajęli. O wypadku radiowozu z dwiema nastolatkami w środku informowaliśmy we wtorek (3 stycznia). Policjanci z Pruszkowa przyjechali w poniedziałek wieczorem na interwencję po zgłoszonym przez świadków pożarze w Dawidach, miejscowości położonej nieopodal podwarszawskiego Raszyna. Jak się okazało, zgłaszającymi była młodzież. Funkcjonariusze odjechali stamtąd radiowozem z dwiema dziewczętami - 17- i 19-latką - z grupy, która wezwała służby. Ich przejażdżka nie trwała długo. Samochód rozbił się po dwóch kilometrach, uderzył czołowo w przydrożne drzewo. Jedna z nastolatek z obrażeniami głowy i lewej strony ciała została odwieziona do szpitala.  Nie mamy wątpliwości, że w aucie znajdowały się osoby postronne i nie ma żadnych podstaw do tego, by te osoby w tym radiowozie były - komentował chwilę po zdarzeniu Sylwester Marczak, rzecznik komendanta stołecznego policji. Dlatego zostało wszczęte postępowanie dyscyplinarne wobec policjantów uczestniczących w wypadku.   Udało nam się dotrzeć do 17-letniej uczestniczki wypadku, która zaraz po zdarzeniu została odwieziona do szpitala w Warszawie. Wyszła po kilku godzinach, ale dziś, w środę 4 stycznia, znowu została do niego przyjęta. Prawdopodobnie zostanie na obserwacji na oddziale aż do poniedziałku, na kiedy zaplanowana jest konieczna po wypadku operacja nosa. Jechaliśmy ze znajomymi na przejażdżkę “na Dawidy”. Gdy dotarliśmy na miejsce, zobaczyliśmy, że palą się gałęzie i trawy. Zadzwoniliśmy po straż pożarną, która przyjechała i ugasiła pożar. Za nimi przyjechał też radiowóz z dwoma policjantami - opowiada nastolatka o wydarzeniach z poniedziałkowego wieczoru.  Policjanci byli w dobrym nastroju, żartowali, momentami dwuznacznie. Jeden rzucił: “Nie tylko takiego koguta możemy włączyć”. W końcu wsiedli do radiowozu i odczekali, aż straż pożarna po ugaszeniu ognia odjedzie, a potem przez otwarte okno krzyknęli do jednej z dziewczyn z grupy, żeby wsiadła do ich samochodu.

    • Ona bała się wejść sama do radiowozu, więc wzięła mnie ze sobą. Usiadłyśmy na tylnym siedzeniu - mówi poszkodowana. Gdy policjanci skończyli wypisywać dokumenty, związane - jak się domyśla - ze zgłoszeniem do pożaru, ruszyli z piskiem opon.  Spytałam, dokąd jedziemy, bo czułam się w tej sytuacji jednak niekomfortowo. Nie wiedziałam, czego oni od nas chcieli. Miałam obawy, że mogą nas gdzieś wywieźć i coś zrobić - przyznaje.

    Po wypadku radiowozu pod Warszawą. Policjant do zakrwawionych nastolatek: “Uciekajcie”

    Policjanci mieli włączyć w radiowozie koguta i syreny. Jechali szybko. Pierwszy zakręt udało im się pokonać, choć, jak wynika z relacji poszkodowanej dziewczyny, weszli w niego z poślizgiem. Drugiego już nie pokonali. Rozbili się. - Za oknami nic nie było widać, bo tak pędziliśmy. Kierowca jechał z taką prędkością, że nie miał szans na tym zakręcie. Wydawało mi się, że zaraz zginę - opisuje 17-latka.  Kontynuuje: - Uderzyłam głową w szybę i w drzwi lewą stroną ciała. Mam obitą nogę i bark, złamany nos. Wyczołgałam się z auta i upadłam. Głowę trzymałam pomiędzy kolanami, miałam krew w ustach.  Młodszy policjant wyszedł z radiowozu i sprawdził pobieżnie, w jakim dziewczyny są stanie. - Wziął nasze głowy w ręce, spojrzał w oczy i powiedział: “Teraz uciekajcie”. Dopiero potem wyszedł starszy funkcjonariusz, ten, który prowadził. Krzyknął: “Spierda…cie”.

    "Cieszę się, że się rozbiliśmy

    I dziewczęta uciekły. Szły kilkadziesiąt metrów, w międzyczasie dzwoniły do znajomych, z którymi były przy pożarze. Ci zaraz po nie przyjechali, zabrali w miejsce przy OSP w Raszynie, gdzie zawsze stoją karetki w oczekiwaniu na wezwanie. Stamtąd ranna 17-latka została odwieziona do szpitala.  Na miejsce zdarzenia kilkadziesiąt minut po wypadku dojechał także jej brat. “Stołecznej” opowiada, że policjanci na miejscu nie wyglądali na przejętych. Rozmawiali spokojnie, wymieniali uśmiechy i spojrzenia. - Dopiero, gdy zacząłem się na nich wydzierać i opowiadać, w jakim stanie jest moja siostra, miny im zrzedły. Wsiedli do samochodu, była z nimi jakaś kobieta - mówi 26-letni brat poszkodowanej.  Tak naprawdę, to cieszę się, że się rozbiliśmy. Nie wiem, jak by się to skończyło. Zaczęłam się zastanawiać, jakie policjanci mają wobec nas zamiary - dodaje 17-latka i zapowiada, że wraz z bliskimi zrobi wszystko, by policjanci zostali ukarani.  Wobec funkcjonariuszy zostało wszczęte postępowanie dyscyplinarne. Równolegle toczą się czynności w postępowaniu karnym, dotyczącym spowodowania wypadku drogowego i nieudzielenia pomocy poszkodowanym. Status osoby pokrzywdzonej - jak informuje RMF- ma jedynie młodsza nastolatka, która odniosła najcięższe obrażenia. Dotychczas zeznania złożyła tylko starsza z nastolatek. Zeznania złożyli również policjanci, którzy uczestniczyli w wypadku. Ale jak się dowiadujemy, obaj wciąż wykonują swoje obowiązki i są w pracy. - Nie zostali zawieszeni - potwierdza nam Karolina Kańka, rzeczniczka prasowa komendy w Pruszkowie.

    • @LifeNausea
      link
      21 year ago

      Pojebane, że dalej są na służbie. A dziewczyny sprytne, że zadzwoniły po znajomych.