• 57 Posts
  • 58 Comments
Joined 2Y ago
cake
Cake day: Sep 09, 2021

help-circle
rss
Aktywiści protestujący przeciwko Cop City aresztowani za założenie zbiórki na prawników
Wiele osób protestuje przeciwko "Cop City" - centrum szkoleniowemu w Atlancie. Aktywiści założyli ostatnio zbiórkę na pomoc prawną protestującym, po czym zostali aresztowani w związku z zarzutami prania pieniędzy i charity fraud. Do ich aresztowania wysłano SWAT. ![](https://szmer.info/pictrs/image/c5d1c027-9d31-496b-a0d1-65146c10f4a8.jpeg)

więcej u Grupy Granica: https://www.instagram.com/p/CsytcybIjwF/




Nie wiem, jakoś nie widzę dużego zagrożenia tutaj. Trochę nowych trików do phishingu, ale żadnego większego wektoru ataku.


Ince’s withdrawal gives the opposition a possible boost as it seeks to unseat President Erdogan. According to polling data released by KONDA, Ince’s share of the vote stood at 2.2 percent in its most recent survey, the last before Sunday’s presidential and parliamentary elections. Kilicdaroglu led the poll with 49.3 percent, followed by Erdogan at 43.7 percent. A fourth challenger, Sinan Ogan, stood at 4.8 percent in research conducted on May 6 and 7. KONDA, one of Turkey’s more respected polling firms, questioned 3,480 people in 35 of Turkey’s 81 provinces.

Khan ma duże poparcie w Pakistanie, więc prawdopodobnie to będzie trudna noc: https://twitter.com/justujuuu/status/1655970617143721985 https://twitter.com/ashoswai/status/1655964138030415872

Jeden na wiecach ONR, ze znakiem falangi na ramieniu, krzyczał: “Ukraińcy, won z Polski!”. Drugi udostępniał swą knajpę kapelom związanym ze sceną neonazistowską. Teraz organizują niedzielny marsz w obronie Jana Pawła II we Wrocławiu.

Marsz ma przejść ulicami Wrocławia w niedzielę, 2 kwietnia. Ma być reakcją na “zniesławienia pamięci św. Jana Pawła II”. To część obchodów “dni papieskich” na Dolnym Śląsku, które organizują wspólnie archidiecezja wrocławska oraz diecezje legnicka i świdnicka.

Sam marsz jest jednak organizowany nie przez instytucje kościelne, a przez stowarzyszenie Wrocław dla życia i Fundację Vivo.

Wrocław dla życia - wspólnie z Młodzieżą Wszechpolską - w październiku ubiegłego roku organizował tzw. Marsz dla Życia. Uczestnicy promowali małżeństwo jako związek zarezerwowany wyłącznie dla par heteroseksualnych; manifestowali też w imieniu “obrony życia” nienarodzonych dzieci. Oba marsze łączy osoba jednego z organizatorów - Łukasza Burzyńskiego. “Pragniemy pokazać Wrocławiowi, że mieszkają w nim ludzie opowiadający się za życiem, za tradycyjnym modelem rodziny” - mówił podczas Marszu dla życia. Marsz w obronie Jana Pawła II. Tradycyjny model rodziny i bezradność papieża

Gdy teraz na łamach katolickiego “Gościa niedzielnego” zapowiadał marsz papieski, tłumaczył z kolei: - Ciężko, żeby nie bolał nas bezmyślny osąd oparty na jednym, wybitnie nierzetelnym materiale. W naszym przekonaniu celem mediów jest uderzenie w papieski autorytet.

Burzyński opisuje się jako “społecznik, publicysta”. Jest redaktorem kwartalnika “Civitas Christiana” i członkiem Katolickiego Stowarzyszenia Civitas Christiana. Publikuje też na łamach “Nowych Kształtów”. Tam właśnie polemizował z reportażem “Maxima Culpa. Co kościół ukrywa o Janie Pawle II” Ekke Overbeeka, który w swoim śledztwie dowodzi, że Karol Wojtyła wiedział o pedofilii wśród księży, zanim został papieżem.

“Winą, którą obarcza się papieża Polaka jest niemal wyłącznie bezradność” - pisze jednak Burzyński. I dodaje, że Wojtyle “mogło zabraknąć determinacji i pomysłów na rozwiązanie problemów, ale może też i czasu i możliwości”.

ONR-owiec przeciw Ukraińcom. Kim jest organizator Marszu Pamięci Jana Pawła II

Burzyński związany jest też z Obozem Narodowo-Radykalnym. Brylował na manifestacji we wrześniu 2018 roku, gdy ONR protestował przeciw obecności Ukraińców we Wrocławiu.

  • Gdy chcemy skorzystać z usług, jak sklepy, banki, ubezpieczalnie i inne instytucje, nie możemy wtedy często porozmawiać po polsku. Pracodawca nie zgodzi się na podwyżki, bo może sobie znaleźć tańszego pracownika z Ukrainy - czytał z kartki Burzyński na wrocławskim Rynku, występując w imieniu ONR. Na ramieniu miał opaskę z falangą.

Twierdził też, że “zdecydowana większość mieszkańców Wrocławia jest przeciwna ekspansji tej mniejszości” (choć nie podał na potwierdzenie swoich słów żadnych danych).

  • Ukraińcy, won z Polski. Won z Wrocławia do siebie na Ukrainę. Dbajcie o swój naród i swoją ojczyznę, którą zostawiliście w wojnie, problemach politycznych i ekonomicznych. Wstydźcie się za to. Nikt was w Polsce i we Wrocławiu takich tchórzliwych nie chce. Polska dla Polaków! - krzyczał Burzyński.

Rok wcześniej brał udział w akcji ONR i kibiców Śląska Wrocław. Razem z Justyną Helcyk - oskarżaną o nawoływanie do nienawiści kierowniczką dolnośląskiej brygady ONR - spotkali się na Promenadzie Staromiejskiej, by złożyć hołd Witoldowi Pileckiemu. Pretekstem była fotografia, na której młodzi ludzie pozują z cmentarną kokardą przy pomniku rotmistrza.

  • W naszej kulturze ważny jest szacunek do bohaterów, ale przede wszystkim do osób zmarłych. Tutaj nie tylko zbezczeszczono pomnik bohatera, ale też dopuszczono się zbezczeszczenia pamięci o osobie zmarłej - mówił Burzyński podczas konferencji. I dodawał, że winni “powinni ponieść konsekwencje”. Organizator marszu w obronie Jana Pawła II: “Biała, katolicka i normalna Polska jest z Tobą!”

Burzyński stanął też w obronie Helcyk, która podczas manifestacji nacjonalistów przeciw muzułmanom w 2015 roku krzyczała: “Oni [muzułmanie – przyp. red.] uważają, że białe kobiety niemuzułmańskie trzeba gwałcić! Biała Europa zmierza ku upadkowi. Rządzą nami żydowscy imperialiści, a przybysze wyrżną nas wszystkich w pień! Przyjadą po dzieci, staruszki i wszyscy będziemy bez głów! Nie pozwolimy, by islamskie ścierwo zniszczyło naród Polski!”.

Prokuratura oskarżyła ją wówczas o nawoływanie do nienawiści wobec imigrantów i muzułmanów.

“Proces Justyny Helcyk jest procesem stricte politycznym i opiera się na zasadzie, że niepokorną rybę trzeba zabić, żeby płynęła z prądem jak zdechłe” - pisał w liście do ONR-owskiego serwisu kierunki.info.pl.

Mowę nienawiści Burzyński nazwał “mitycznym” argumentem w ramach politycznej poprawności, który ma służyć do stworzenia “człowieka służącego bezsensownej ideologii niemającej żadnego podparcia naturalno-moralnego”.

 Na koniec swojej rozprawki podkreślił: "Justyna trzymaj się! Biała, katolicka i normalna Polska jest z Tobą!" 

Burzyński protestował też przeciw nierzetelnym - jego zdaniem - relacjom z wrocławskich obchodów wybuchu powstania warszawskiego w 2015 roku. Narodowcy i kibole Śląska Wrocław odpalili na pl. Dominikańskim ponad 70 rac, odśpiewali hymn i wykrzyczeli “Zawsze i wszędzie policja jeb… będzie”. Burzyńskiemu szczególnie nie podobało się słowo “zadyma”, które powtarzali dziennikarze opisując zablokowane i zadymione racami skrzyżowanie.

“Dla nas staje się źródłem frustracji sytuacja, gdy niezależnie od tematyki podejmowanych przez nas inicjatyw zawsze jesteśmy posądzeni o ekstremizm” - napisał wówczas w liście otwartym. Organizatorzy Marszu Pamięci Jana Pawła II. Tajemnicza fundacja Vivo

Drugi z organizatorów marszu w obronie Jana Pawła II to Fundacja Vivo (wcześniej - Idzie Jezus). Nie ma strony internetowej ani profilu na Facebooku, jedyny ślad to wpis w Krajowym Rejestrze Sądowniczym. Została założona w 2001 roku, a jej jednoosobowy zarząd reprezentuje 63-letnia Iwona Barbara Kubicz-Ludkowska. Jako siedzibę wpisano ul. Jugosłowiańską 65D we Wrocławiu.

Jak wynika z danych KRS, Kubicz-Ludkowska jest powiązana jeszcze z dwiema firmami, które mają działać pod tym adresem - I.Matus oraz Inteko. W dokumentach obu tych firm pojawia się także mąż Kubicz-Ludkowskiej, Bogdan Ludkowski.

To wrocławski biznesmen, kiedyś wiceprezes Śląska Wrocław, a później założyciel znanej deweloperskiej firmy Intakus (przekształcona w spółkę akcyjną CFI Holding SA Ludkowski).

"Kręgosłup moralny, który daje wiara, jest potrzebny również w biznesie. Jeśli przestrzega się Dekalogu w życiu osobistym i rodzinnym, to i w świecie gospodarczym" - mówił w rozmowie z "Gościem Niedzielnym". 

I tłumaczył, że nazwę Intakus wziął od łacińskiego słowa intactus, co oznacza “nieustępliwość”. W logo firmy umieścił krzyż.

“Niektórych takie przywiązanie do wiary może razić, innych przeciwnie. Skoro jednak żyjemy w czasach, gdy toczy się wojna o obecność krzyży w przestrzeni publicznej, w ten sposób manifestujemy dyskretnie nasz światopogląd” - mówił dziennikarzowi “Gościa Niedzielnego”.

Wielokrotnie angażował się w prawicowe inicjatywy we Wrocławiu - działał m.in. na rzecz prezydenckiej kandydatury Grzegorza Brauna i współpracował z Januszem Korwin-Mikkem. Dawniej członek UPR, w wyborach parlamentarnych w 2019 roku startował z list komitetu wyborczego Konfederacja Wolność i Niepodległość (nie zdobył mandatu), a rok później wspierał Krzysztofa Bosaka.


Porażka rządu włoskiego i Macrona: włoscy lewicowi terroryści nie zostaną wydaleni z Francji
Francuski sąd kasacyjny zdecydował, że lewicowi terroryści, którzy w "latach ołowiu" dokonywali krwawych zamachów na funkcjonariuszy włoskiego państwa, nie zostaną wydaleni do Italii. Terroryści, którzy należeli do takich organizacji jak Czerwone Brygady, Lotta Continua (Walka Trwa) czy Proletari Armati per il Comunismo (Zbrojni Proletariusze na rzecz Komunizmu), uważali się za potomków antyfaszystowskich włoskich partyzantów z czasów II wojny światowej. Zabijali urzędników państwowych, ale ich ofiarami bywali także zwykli obywatele. Na swoim koncie mają m.in. porwanie i morderstwo premiera Aldo Moro w 1978 r. "Lata ołowiu" we Włoszech to także okres krwawych zamachów bombowych ze strony ugrupowań neofaszystowskich, do najgłośniejszych należały zamach na placu Fontana w Mediolanie w 1969 r. (17 zabitych) i na dworcu w Bolonii w 1980 r. (85 ofiar). 23 Francja terroryzm Włochy Francuski sąd: zakorzenili się Niektórzy lewicowi terroryści zostali skazani we Włoszech i uciekali do Francji, inni zbiegli, unikając procesu. We Francji otrzymywali status uchodźców dzięki nieformalnej „doktrynie Mitteranda" otaczającej parasolem ochronnym „lewicowych aktywistów". Włoska prokuratura bezskutecznie żądała ich ekstradycji, a włoskie sądy skazywały ich za udział w grupach terrorystycznych, zlecanie i wykonywanie morderstw. Teraz, po trzech-czterech dekadach, są emerytowanymi „normalnymi obywatelami" francuskiego społeczeństwa, a ujmują się za nimi znani francuscy intelektualiści jak pisarki Annie Ernaux i Fred Vargas, reżyser Robert Guédiguian czy filozof Bernard-Henri Lévi. Kiedy w 2007 r. francuski sąd zdecydował o ekstradycji Mariny Petrelli, jednej z terrorystek skazanej we Włoszech m.in. za udział w porwaniu Aldo Moro, ekstradycję powstrzymał ówczesny prezydent Nicolas Sarkozy, m.in. za sprawą wstawiennictwa swojej żony, włoskiej aktorki i piosenkarki Carli Bruni. Rząd Mario Draghiego wystąpił o ekstradycję 12 terrorystów. Wniosek poparł prezydent Macron, a także francuski minister sprawiedliwości Eric Dupond-Moretti (w wywiadzie dla włoskich mediów mówił: „Czy kiedykolwiek moglibyśmy się zgodzić na to, aby któryś z zamachowców z Bataclanu uciekł do Włoch, by żyć tam spokojnie przez 40 lat?"). Pod koniec kwietnia 2021 r. Francuzi aresztowali dziesięciu z nich. Dwóch innych ukrywało się, oczekując na przedawnienie swoich wyroków. Terroryści podczas przesłuchań w maju 2021 r. przypominali, że we Francji rozpoczęli nowe życie. – Mam trójkę dzieci i wnuczkę – mówił przed francuskim sądem 65-letni dziś Narciso Manenti z Nuclei Armati Contropotere Territoriale (Lokalne Zbrojne Oddziały przeciw Władzy). We Włoszech ciąży na nim wyrok dożywocia za morderstwo – pięcioma strzałami z pistoletu – karabiniera Giuseppe Gurrierego w 1979 r. 29 czerwca ub. roku sąd apelacyjny w Paryżu odrzucił wniosek o ekstradycję 10 terrorystów (w międzyczasie dwóm innym przedawniły się przestępstwa), nie badając nawet poszczególnych przypadków. Sąd powołał się na artykuły europejskiej konwencji praw człowieka dotyczące prawa do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego (art. 8) oraz prawa do rzetelnego procesu sądowego (art. 6). – Ci ludzie mają krew na rękach, powinni zostać osądzeni przez włoskie sądy – zareagował dzień później prezydent Emmanuel Macron. Prokurator generalny sądu apelacyjnego w Paryżu Rémy Heitz w imieniu rządu francuskiego złożył odwołanie do sądu kasacyjnego. Ten 28 marca tego roku podtrzymał decyzję sądu niższej instancji. Niewspółmierna szkoda katów Sąd kasacyjny (odpowiednik polskiego Sądu Najwyższego) w całości poparł decyzję sądu apelacyjnego sprzed roku, przytaczając ponownie jego argumenty: „Niektórzy z oskarżonych zostali osądzeni zaocznie bez możliwości obrony w ponownym procesie, gdyż prawo włoskie nie daje takiej gwarancji; prawie wszyscy skarżący mieszkają we Francji od około 25-40 lat, w kraju, w którym mają stabilną sytuację rodzinną, są zintegrowani zawodowo i społecznie, nie mają już żadnych związków z Włochami". „Ich ekstradycja spowodowałaby zatem – podsumował sąd kasacyjny – nieproporcjonalną szkodę dla ich prawa do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego". Sąd zaznaczył, że jego decyzja jest ostateczna. Pisarz i dziennikarz Mario Calabresi (były redaktor naczelny „La Repubbliki"), syn zamordowanego w 1972 r. przez „lewicowych aktywistów" komisarza Luigiego Calabresiego, skomentował na Twitterze: „[Jest w tej decyzji] irytujący i obłudny szczegół. Sąd kasacyjny pisze, że 'ekstradycja spowodowałaby nieproporcjonalne szkody'. Ale pomyślcie o nieproporcjonalnych szkodach, jakie wyrządzili, zabijając mężów i ojców rodzin. Żaden z nich nie wyraził nigdy choćby słowa skruchy...". Wśród dziesiątki terrorystów cieszących się „zintegrowanym życiem" we Francji, którzy dzięki wyrokowi sądu kasacyjnego definitywnie uniknęli ekstradycji, jest 79-letni dziś Giorgio Pietrostefani, w młodości założyciel Lotta Continua. To on zlecił zabójstwo Luigiego Calabresiego. Włoski sąd skazał go na 22 lata więzienia, a proces nie odbywał się w trybie zaocznym, Pietrostefani brał udział we wszystkich rozprawach w Italii, ale zdołał zbiec do Francji, gdzie, jak podaje „La Stampa", znalazł pracę jako ogrodnik, ożenił się i prowadzi spokojne życie w Paryżu. Pisuje książki. – Ci ludzie nie ukradli samochodu ani nie wybili okna. Zabili innych ludzi. Dla morderstw nie ma przedawnienia, oni muszą zapłacić. I niech nikt nie nazywa ich byłymi terrorystami. Chyba że niektóre ofiary staną się byłymi ofiarami – komentuje w rozmowie z „La Repubbliką" Maurizio Campagna, wiceprezes Stowarzyszenia Ofiar Terroryzmu. Jego brat, policjant jednostki specjalnej DIGOS, został zamordowany w 1979 r. przez terrorystów ze Zbrojnych Proletariuszy na rzecz Komunizmu.

Europa stara się ograniczyć liczbę uchodźców, a w tym czasie Niemcy zmieniły swoje prawo, by wpuścić do kraju nowych pracowników. Szczyt UE, który odbył się na początku tego roku, przyniósł w kwestii migracji niewiele nowego. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen podkreślała, że sytuacja jest dramatyczna. Jak mówiła, w 2022 r. liczba osób ubiegających się o azyl w UE wzrosła o 46 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Jednolita europejska odpowiedź na problem migracji jest jednak jeszcze bardzo odległa. Jedynym punktem, co do którego udaje się zgodzić wszystkim krajom członkowskim, jest to, że migrację trzeba ograniczyć. Tego wspólnie ustalonego celu od kilku lat nie udaje się przełożyć na konkretne przepisy. Szczególnie w kwestii rozdziału między siebie osób ubiegających się o azyl państwa członkowskie się kłócą, zamiast okazać wzajemną solidarność. Największy ciężar ponoszą kraje leżące na zewnętrznych granicach Europy, podczas gdy Niemcy, Francja i Austria zrzucają z siebie odpowiedzialność. Europa buduje więcej murów i zamyka dostęp do europejskich portów. „Twierdza Europa" staje się brutalną rzeczywistością. Szybciej i łatwiej o obywatelstwo Niemiec Na tym tle stanowisko kanclerza Niemiec Olafa Scholza, który wyraźnie opowiada się za większą imigracją, jest czymś nowym. Choć trzeba zaznaczyć, że Scholz robi to nie z dobroci serca, ale z ekonomicznej kalkulacji. Unia, a w szczególności Niemcy, będzie w najbliższych latach uzależniona od napływu pracowników z zagranicy. Na niemieckim rynku pracy już teraz rejestruje się niedobory wykwalifikowanych pracowników w 352 z 801 grup zawodowych, a we wrześniu 2022 r. liczba wakatów znacznie przekraczała 800 tys. ludzi. W 2060 r. liczba aktywnych zawodowo osób zmniejszy się o 10 mln – wynika z analiz tamtejszego ministerstwa gospodarki i ochrony klimatu. Koalicja SPD, FDP i Zielonych postanowiła więc gruntownie zreformować prawo imigracyjne. Pod koniec ubiegłego roku powstał projekt ustawy określanej przez rząd jako "najnowocześniejsze prawo imigracyjne w Europie". Tyle że po raz kolejny niemiecka inicjatywa nie była skoordynowana z europejskimi partnerami, a zwłaszcza z Francją. Mimo to Berlin wykonał krok w dobrym kierunku. Dzięki nowej ustawie droga do niemieckiego obywatelstwa ma zostać uproszczona, a podwójne obywatelstwo stanie się raczej regułą niż wyjątkiem. Każdy, kto ma co najmniej dwa lata doświadczenia zawodowego, będzie mógł teoretycznie pracować w Niemczech bez obowiązkowego uznawania swojego wykształcenia przez niemiecki system prawny. W ten sposób państwo przekaże odpowiedzialność za pracowników niemieckim przedsiębiorcom. To firmy będą musiały same sprawdzać, kto spełnia wymagania na danym stanowisku. Praktykanci i studenci będą mieli również łatwiejszy dostęp do niemieckich uczelni i firm szkoleniowych. Pomóc zawieszonym w próżni Ustawa ma ponadto przyznać większe prawa tym cudzoziemcom, którzy w Niemczech są jedynie "tolerowani". Powstanie podobny do kanadyjskiego system punktowy, który ma ułatwić integrację. Przepisy o „wyrównywaniu szans " mają pomóc osobom takim jak Chris Kamara. To ojciec trójki dzieci, o którym na początku tego roku zrobiło się w Niemczech głośno. Na krótko przed wejściem w życie nowego prawa Kamara został deportowany do Sierra Leone. Pozostawił w Bawarii swoją ciężarną żonę. Wcześniej przebywał w Niemczech pięć lat w ramach pobytu tolerowanego. Taki los dzieli ok. 140 tys. osób. Ich wnioski o azyl zostały odrzucone, ale deportację z Niemiec bezterminowo zawieszono. Oznacza to, że wpadli w próżnię. Bez zezwolenia urzędu ds. cudzoziemców nie mogą podjąć pracy, nie mają prawa uczyć się języka niemieckiego na kursach organizowanych dla azylantów. A jednocześnie władze oczekują, że w pełni zintegrują się z niemieckim społeczeństwem. Jak to jednak zrobić, jeśli dostaje się od opieki społecznej 360 euro zasiłku na miesiąc i mieszka w schronisku znajdującym się z dala od dużych miast, gdzie wegetuje się na skraju niemieckiego społeczeństwa? Mówiąc krótko: każdy "tolerowany" uciekinier, który chce aktywnie uczestniczyć w niemieckim społeczeństwie, ponosi porażkę. A do tego wisi nad nim groźba deportacji. Zgodnie z nową ustawą "tolerowani" imigranci poniżej 27. roku życia mają dostać prawo stałego pobytu w Niemczech już po trzech latach. Mniej surowe zasady będą obowiązywać również ich rodziny. Osoby z pobytem tolerowanym otrzymają również zezwolenie na pobyt próbny, które pozwoli im na aktywne poszukiwanie pracy. Ponadto wszystkie osoby ubiegające się o azyl będą mogły uczyć się języka niemieckiego. Zgodnie z nowymi przepisami Chris Kamera mógłby pozostać ze swoją rodziną w Bawarii. Teraz jednak będzie musiał poczekać aż dwa lata w Sierra Leone [z powodu wymogów proceduralnych], zanim zostanie ponownie wpuszczony do Niemiec.


Nie ma to jak odciąć dzieci od wsparcia, ochrony przez przemocowymi rodzicami i kontaktem z rówieśnikami, którzy ich rozumieją.


Utah ogranicza dostęp dzieci i nastolatków do mediów społecznościowych
Ustawy podpisane przez republikańskiego gubernatora są krytykowane jako zamach na wolność słowa młodych ludzi. Zwolennicy przekonują, że pomogą chronić młodzież przed zagrożeniami czyhającymi w internecie. Dwie ustawy podpisane w czwartek przez republikańskiego gubernatora Utah Spencera Coxa mają wejść w życie w marcu 2024 r. Można się spodziewać, że zostaną zaskarżone przez gigantów Doliny Krzemowej. Nowe prawo nakazuje platformom wprowadzenie rozwiązań, które uniemożliwią osobom poniżej 18. roku życia korzystanie z nich między godz. 22.30 a 6.30. Będą wymagać potwierdzenia wieku przez osobę dorosłą, by nieletni użytkownik mógł dalej korzystać ze swojego konta. Rodzice lub opiekunowie prawni będą mieli dostęp do treści publikowanych przez dziecko. Ułatwione zostanie także pozywanie platform o odszkodowanie za szkody wyrządzone młodym osobom. Fundacja Electronic Frontier Foundation, która apelowała do Coxa o zawetowanie ustaw, przekonuje, że naruszają one wolność słowa i prawo do prywatności dzieci i nastolatków. Zauważa też, że wymóg weryfikacji wieku pozwoli firmom na zbieranie dodatkowych danych. W trosce o zdrowie psychiczne Agencja Associated Press ocenia, że inicjatywa z Utah jest przykładem pokazującym, jak zmieniło się podejście polityków do sektora nowych technologii. Przypomina, że tego samego dnia, gdy Cox podpisywał ustawy, w Kongresie zeznawał szef TikToka. "Giganci technologiczni, tacy jak Facebook czy Google, cieszyli się przez ponad dekadę niepohamowanym wzrostem, ale troska o prywatność użytkowników, obawy przed mową nienawiści, dezinformacją i szkodliwymi skutkami dla zdrowia psychicznego nastolatków skłoniły polityków do ataków na Big Tech i prób powściągnięcia jego zapędów" - ocenia AP. O podobnych prawach jak te w Utah dyskutuje się w innych republikańskich stanach: Arkansas, Teksasie, Ohio i Luizjanie. A także w niektórych stanach rządzonych przez Demokratów, takich jak New Jersey. Kalifornia zabroniła już firmom profilowania reklam wyświetlanych dzieciom lub wykorzystywania informacji o nich w sposób, który mógłby im zaszkodzić. Dwa lata temu Utah, gdzie większość członków legislatury (podobnie jak mieszkańców) to mormoni, zobowiązało koncerny technologiczne do automatycznego blokowania porno na telefonach i tabletach sprzedawanych w tym stanie. W końcu jednak po burzliwych debatach postanowiono, że nakaz wejdzie w życie dopiero, gdy podobne regulacje wprowadzi co najmniej pięć innych stanów.

Unia Europejska chce usprawnić deportacje migrantów
Ostatnio przyjela sie narracja, ze Putin pogarsza kryzys migracyjny, wiec jest dobra podstawka pod polityke. artykul: Bruksela chce, by wszystkie kraje Unii zaczęły wzajemnie uznawać swe decyzje o deportacji migrantów, którzy nie dostali pozwolenia na pozostanie w UE. Trwa spór o łodzie przemytników ludzi. Główne spory migracyjne w Unii Europejskiej toczą się teraz wokół Włoch. Od początku tego roku przez morze dotarło tam już blisko 20 tys. ludzi, czyli około trzy razy więcej niż w analogicznym okresie zeszłego roku. W grudniu 2022 roku Rzym oficjalnie – choć w sprzeczności z prawem UE – zawiesił przyjmowanie migrantów odsyłanych tam z innych państw Unii według zasady, że przybysze na rozpatrzenie swych wniosków o pobyt (czy też o ochronę międzynarodową) powinni czekać, nawet w zamkniętych ośrodkach UE, w swym pierwszym „kraju kontaktu" ze strefą Schengen. Tymczasem zmierzają oni z południa Włoch na północ Europy, czyli głównie do Niemiec, Francji, Belgii, Holandii, Austrii, Danii oraz Szwajcarii (poza UE, ale w Schengen), których rządy w zeszłym tygodniu wystosowały wspólny – wymierzony przede wszystkim we Włochy – apel o trzymanie się prawa unijnego. Komisja Europejska zaproponowała we wtorek pakiet nowych reguł migracyjnych, których celem jest dalsze uszczelnienie prawa azylowego. Wśród nich jest reguła wzajemnego uznawania „decyzji powrotowych" (co do dobrowolnego lub deportacyjnego wyjazdu migrantów z UE), którym odmówiono ochrony międzynarodowej. To będzie wymagać zatwierdzenia przez Radę UE. – Poza Unię odsyłanych jest tylko 21 proc. spośród tych, którzy nie kwalifikują się do ochrony międzynarodowej. To grozi erozją zaufania społecznego. Aby chronić prawo do azylu, musimy właściwie zająć się odsyłaniem tych, którzy go nie dostali – przekonywała dziś Ylva Johansson, komisarz UE ds. wewnętrznych. Kraje Unii w zeszłym roku wydały łącznie 340 tys. decyzji powrotowych. Ale obecnie nawet oficjalna odmowa azylu we Włoszech w praktyce nie zapobiega podróżom migrantów do Niemiec albo Holandii, by tam ponownie złożyć wniosek o prawo pobytu w ramach ochrony międzynarodowej. Bruksela chce teraz wykorzystania usprawnionej od zeszłego tygodnia bazy danych Schengen, w której mają być rejestrowane odmowy azylu np. we Włoszech, by potem mogły być wykorzystywane np. we Francji lub Niemczech do odmowy wszczynania nowej procedury azylowej. Natomiast Komisja Europejska nadal odrzuca pomysły rozpatrywania wniosków azylowych poza terytorium UE na wzór koncepcji brytyjskich, wedle których Wlk. Brytania miałaby rozpatrywać wnioski w ośrodku w Rwandzie. Relokacja nadal blokuje reformę Kluczowym kłopotem niskiego odsetka deportacji („powrotów") jest niechęć krajów macierzystych lub krajów tranzytu do przyjmowania migrantów odsyłanych z Unii. Komisja Europejska w projekcie „paktu migracyjno-azylowego" z 2020 roku zaproponowała system obowiązkowej solidarności państw UE (w razie kryzysu migracyjnego), w którym relokację można by zastąpić wzięciem odpowiedzialności za „powroty" określonej liczby migrantów. To miał być ukłon w stronę Polski i innych państw Unii przeciwnych rozdzielnikowi uchodźców, ale się nie udało. – Przejmowanie odpowiedzialności za powroty jest w istocie formą relokacji migrantów, których nie chcą przyjąć ich kraje pochodzenia – przekonywał wiceminister Bartosz Grodecki posiedzeniu Rady UE m.in. na temat migracji w zeszłym tygodniu. Czy „pakt migracyjno-azylowy" ma szanse na zatwierdzenie przed kadencją Parlamentu Europejskiego wiosną 2024 roku? – Szanse będą tym większe, im bardziej elastyczny będzie mechanizm solidarnościowy. Ale Szwedzi [prezydencja Rady UE] teraz proponują mechanizm z naciskiem na relokację – powiedział Grodecki. Polska teraz powołuje się w Brukseli na przykład uchodźców z Ukrainy, w których przypadku obyło się bez relokacji. A projekt unijnej reformy jest zatem zaklinczowany, bo z kolei kraje Południa naciskają na silną i relokacyjną solidarność wbrew sprzeciwowi m.in. Polski, Węgier, Czech, Słowacji, Danii, Austrii. Jednocześnie w Unii nadal dominuje przekonanie, że w kwestii całościowej reformy migracyjno-azylowej trzeba szukać konsensusu wszystkich państw Unii. „Nie uratujemy wszystkich rozbitków" Pod koniec lutego u wybrzeży Włoch utonęło co najmniej 79 rozbitków z łodzi przemytników ludzi płynącej z Turcji, a w ostatni weekend przepadło około 30 rozbitków w Cieśnienie Sycylijskiej (w strefie libijskiej odpowiedzialności ratowniczej). Mocniejsza koordynacja akcji ratowniczych na morzu jest elementem zarówno projektu „paktu migracyjno-azylowego", jak i wytycznych zaproponowanych dziś przez Komisję Europejską. – Jednak nierealistyczne jest myślenie, że uda się uratować wszystkich, dopóki będą trwały przeprawy często w tak fatalnych łodziach i czasem przy fatalnej pogodzie. Dlatego naszym celem musi być powstrzymanie przemytników ludzi od wsadzania ich na łodzie – przekonywała komisarz Johansson. Sposobem na przemytników ma być skuteczniejsza współpraca z państwami, skąd wyruszają ich łodzie. A także szersze otwarcie dróg legalnej migracji do UE, by dać nadzieję na bezpieczną alternatywę, a także skłonić kraje pochodzenia migrantów do współpracy z Unią przy „powrotach". Obecnie spora część krajów Unii naciska na Brukselę, by zaczęła w „zachęcaniu do współpracy" wykorzystywać unijne fundusze pomocowe dla krajów Afryki, choć pomysł przykręcania kurka z pomocą rozwojową wywołuje protesty organizacji humanitarnych. Szef włoskiej dyplomacji Antonio Tajani publicznie sugerował w tym tygodniu, że narastająca nielegalna migracja przez morze do Włoch ma duże źródło w obszarach „kontrolowanych przez grupę Wagnera", która od paru lat realizuje rosyjskie cele w Afryce. To miałoby wpisywać nacisk migracyjny na Włochy w „konfrontację geostrategiczną", na co Polska już w 2021 roku powoływała się w przypadku kryzysu na granicy z Białorusią. Niechciane NGO-sy na morzu i w Białowieży Włoski rząd Georgii Meloni podkreśla, że włoskie służby tylko w ostatnich dniach uratowały na morzu ponad tysiąc ludzi (to wymóg prawa międzynarodowego), ale jednocześnie usiłuje ograniczać działania statków organizacji międzynarodowych. Rzym przekonuje, że w istocie ich działania zachęcają przemytników ludzi, bo przekonują migrantów, że nielegalne przeprawy – wskutek działania NGO-sów – nie są aż takie niebezpieczne. – Argumenty Włoch na rzecz tak twardego podejścia przypominają stanowisko władz Polski w sprawie granicy w Puszczy Białowieskiej. Chodzi o to, żeby ryzyko związane z nielegalnym przekraczaniem granicy odstraszało od prób jej przekraczania – tłumaczy jeden z unijnych dyplomatów w Brukseli. Kwestia reguł postępowania NGO-sów na Morzu Śródziemnym często powraca w sporach migracyjnych UE do 2015 roku. Jednak teraz „włoskie myślenie" cieszy się coraz większym poparciem w UE, choć jeszcze parę lat temu uchodziło za element wręcz skrajnie prawicowej recepty na nielegalną migrację.

Pożar w największym obozie dla uchodźców na świecie
W niedzielnym pożarze obozu dla uchodźców w Bangladeszu spłonęły dwa tysiące domów. Ponad 12 tys. uchodźców pozbawionych jest dachu nad głową. - Kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Mjanmie [dawna Birma], mieliśmy wiele problemów… spalono nam tam dom – opowiada Reutersowi mieszkaniec spalonego obozu położonego niedaleko miasta Koks Badźar w Bangladeszu. – Teraz spotkało nas to po raz drugi – dodaje. Pożar wybuchł o 8.45 czasu polskiego i momentalnie objął cały obóz. Trwał trzy godziny i pochłonął dwa tysiące prowizorycznych domów - w większości zbudowanych z bambusa i brezentu. 12 tys. uchodźców z Mjanmy straciło miejsce do życia. Spłonęło również 35 meczetów i 21 szkół. Władze wciąż nie podają liczby ofiar. Banglijska policja aresztowała jednego mężczyznę, ale wciąż oficjalnie nie potwierdzono, czy powodem pożaru było podpalenie. W obozie niedaleko Koks Badźar mieszka milion ludzi. Czystka etniczna w Mjanmie Obóz zamieszkują muzułmańscy Rohingya z sąsiedniego stanu Arakan w Mjanmie. Jak podkreśla obecny sekretarz generalny ONZ Javier Gutierrez: „jeden z najbardziej dyskryminowanych, a może nawet najbardziej dyskryminowany z ludów na planecie". Rohingya uciekali przed pogromami do Bangladeszu już w latach 90. XX w. Jednak największy exodus nastąpił w 2017 r., gdy armia birmańska wkroczyła do Arakanu. Oficjalną przyczyną była walka z fundamentalistami islamskimi, którzy wcześniej zaatakowali trzy posterunki policji. Interwencja wsparta przez miejscowych buddystów i mnichów buddyjskich spowodowała liczne gwałty i mordy, które zmusiły ponad milion Rohingya do ucieczki do Bangladeszu. W Arakanie pozostało ich ok. 600 tys. W styczniu 2020 r. Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze zwrócił się do władz Mjanmy, by uchronili pozostałych Rohingyów od kolejnych pogromów. Birmańczycy przekonują, że Rohingya to ludność napływowa, ściągnięta z Indii przez Brytyjczyków, którzy rządzili Mjanmą (Birmą) do 1948 r. Oni sami twierdzą, że ich przodkowie byli arabskimi kupcami i że w Arakanie mieszkają od pokoleń. Potrzebna pomoc - Zapewnimy, że żaden z nich [uchodźców[ nie będzie spać pod gołym niebem – mówi CNN nadinspektor banglijskiej policji Mohammad Mahfuzul Islam. – Każdemu zapewnimy prowizoryczne schronienie, m.in. w meczetach i ośrodkach kultury, które przyjmują bezdomnych. Na pożar zaczął też reagować świat, który pod wpływem wojny w Ukrainie i trzęsienia ziemi w Turcji oraz Syrii odwrócił uwagę od Rohingya, którym zaczął grozić nawet głód. „Niedzielny pożar to upiorne przypomnienie ponurej przyszłości, jaka czeka dzieci w Koks Badźar" – napisała w oświadczeniu organizacja Save the Children. "Ogromny ogień pozbawił poczucia bezpieczeństwa oraz skromnego dobytku wiele rodzin, które i tak cierpią na skutek niedożywienia[...]". W poniedziałek mieszkańcy powrócili na pogorzelisko, by szukać ocalałego dobytku.


Szkoła nie musi być taka sama jak 200 lat temu - uważa Anna Szulc, nauczycielka matematyki z I LO w Zduńskiej Woli. Od czterech lat nie wystawia ocen swoim uczniom. Nie robi też klasówek, wywiadówek, nie zadaje prac domowych i nie odpytuje przy tablicy.

– Ludzie to nie roboty. Jesteśmy różni i powinniśmy być oceniani pod różnym kątem. A unifikacja jest po prostu głupia – uważa Julia, uczennica trzeciej klasy liceum w Opatowie. W jej szkole nie wystawia się ocen. – Brak stopni jest superopcją – mówi.

Jej koleżanka Martyna dodaje: – Ten system jest dużo lepszy, bo widzę, że uczę się bardziej dla siebie, a nie dla ocen. Tak powinno być w każdej szkole.

W szkołach nie musi być ocen. Ale nie wszyscy to wiedzą

Zacznijmy od początku. Zgodnie z zapisami prawa oświatowego nie ma obowiązku wystawiania oceny cyfrowej. Nauczyciel musi jedynie wystawić uczniowi ocenę końcową. W klasach 1–3 jest to ocena opisowa, natomiast u uczniów starszych – cyfrowa.

Przepisy nic nie mówią o masowo wystawianych stopniach przez nauczycieli, a jedynie o daniu uczniowi informacji zwrotnej: co robi dobrze, na jakim jest etapie, nad czym musi pracować.

– Wystawianie stopni jest metodą oceny cząstkowej, która zgodnie z przepisami prawa oświatowego przestała funkcjonować w 1999 roku – tłumaczy Anna Szulc. – Od ponad 20 lat rolą nauczyciela jest obserwować, doceniać i wspierać ucznia w jego procesie uczenia się. Tak stanowi prawo. Tymczasem prawo w szkole nie tylko nie jest respektowane, ale zbyt często łamane. Powszechnie nie znają go i nauczyciele, i rodzice.

Chodzi więc nie tylko o określenie sposobu nauczania, ale także indywidualizowanie podejścia do ucznia, branie pod uwagę jego zainteresowań i możliwości. Nauczycielom trudno wdrażać to w życie, kiedy muszą zdążyć z materiałem, zrealizować minima programowe, dobrze wypaść w rankingach.

Wielu nauczycieli nie rezygnuje więc z oceny cyfrowej. Zresztą ma ona swoich zwolenników wśród wielu rodziców, a także władz oświatowych. – Ocena to nic złego. A jej brak nie motywuje uczniów – uważa Anna Skopińska, rzeczniczka prasowa łódzkiego kuratorium.

System krzywdzi uczniów. Nauczyciele zmieniają szkołę

Kontrargument? Podstawy systemu oceniania powstały ponad 200 lat temu. – Poszukując powodów do tego, by nie tkwić w przestarzałej szkole, zapytajmy siebie, czy wybralibyśmy się dziś do kowala usunąć ząb – obrazuje problem Anna Szulc, matematyczka ze Zduńskiej Woli.

Uważa, że stawianie stopni jest krzywdzące dla uczniów. – Bo wniosą taki system w swoje życie i będą go powielać. Będą oceniać, porównywać, stosować przy tym nagrody i kary, które niczemu dobremu nie służą. Czy naprawdę szkoła ma być taka sama od 200 lat tylko dlatego, że się do tego przyzwyczailiśmy? – pyta Anna Szulc.

Sama zrezygnowała z tradycyjnych metod nauczania 18 lat temu. – Początkowo nieśmiało, ale konsekwentnie podjęłam się pójścia drogą obok systemu – mówi.

Nie robi klasówek, wywiadówek, nie zadaje prac domowych i nie pyta przy tablicy.

– Moi uczniowie pracują w grupach. Spotkania z rodzicami mają charakter trójstronny. Od czterech lat nie wystawiam stopni, a oceniam postępy ucznia w procesie – opowiada. 

Dodaje, że takich nauczycieli jest coraz więcej, dzięki czemu polska szkoła zmienia się oddolnie.

Jaka jest skala zjawiska? – Kuratorium nie ma takich danych. To zależy od wewnątrzszkolnego systemu oceniania. I indywidualnej decyzji nauczyciela – mówi Anna Skopińska.

Anna Szulc: – Zmiany, choć zbyt wolno, zachodzą. Część nauczycieli rezygnuje ze sprawdzianów. Część stawia na pracę w grupach. A inni zmienili ustawienie ławek, by uczniowie nie siedzieli do siebie plecami. To już jest coś.

Co wynika z presji i z przyzwyczajenia

Od oceniania odeszła też Agnieszka Stefańska, historyczka z LO im. Bartosza Głowackiego w Opatowie. – Widzę kolosalną różnicę – mówi. – 90 proc. moich uczniów przyjęło tę zmianę pozytywnie. I nie zamierzam już pracować tak, jak wcześniej pracowałam.

Nauczycielka dodaje: – Kiedy początkowo pytałam młodzież, co jest dla nich najważniejsze, mówili, że oceny. I to był dla mnie szok. Nie atmosfera i nie relacje, tylko czy będę ich pytać i robić niezapowiedziane sprawdziany. Mówili mi, że to wynika z presji grupy, rodziców i tego, że są do oceniania przyzwyczajeni.

Ale to wcale nie jest tak, że im więcej testów i sprawdzianów, tym dzieciaki więcej wiedzą. I mówię to z perspektywy nauczycielki, która namiętnie robiła klasówki. Ale nie chcę już pracować w pruskiej szkole. 

Do zmiany podejścia zainspirował ją Instytut Zwinnej Edukacji z Lublina, który realizuje projekt zakładający zmianę sposobu zarządzania placówkami edukacyjnymi. Jedną z jego odnóg jest fundacja Szkoła bez Ocen.

Współzałożyciel fundacji Jarosław Durszkiewicz powołuje się na badania, które dowodzą, że oceny nie motywują i powodują stres. Uczniowie nie uczą się dla siebie, ale dla stopni. A to wszystko sprzyja niezdrowej rywalizacji. – Szkoła jest po to, by uczeń nabywał kompetencji, przygotowywał się do dorosłego życia w przyjaznej atmosferze. Ale stawiane przez nauczycieli stopnie sprawiają, że to „świat obok świata", odrębne środowisko, które funkcjonuje samo dla siebie. Człowiek wychodzi na zewnątrz i jest w zupełnie innej rzeczywistości – mówił Durszkiewicz w rozmowie z Onetem.

Co się liczy w życiu, czyli nieprzyjazna edukacja nie wspiera nikogo

Anna Szulc: – Czy po skończeniu szkoły ktoś nas pyta, jaką ocenę mieliśmy z równań kwadratowych? I czy kluczem do sukcesu jest wysoki wynik na maturze? W życiu liczy się to, by być empatycznym, kreatywnym, wolnomyślącym, decyzyjnym i odpowiedzialnym za swoje wybory. By umieć współpracować, a błąd traktować jako naturalną okazję do uczenia się na nim. I odróżniać prawdę od fake newsa. Nieprzyjazna edukacja nie wspiera nikogo. Przecież to, co damy dzieciom dzisiaj, one oddadzą nam jako dorośli jutro.

– To nie nauczyciel ma realizować podstawę programową, tylko uczeń. To na nim ma spoczywać ta odpowiedzialność – mówi Agnieszka Stefańska.

I dodaje, że nauczyciel ma być moderatorem, ma stymulować do myślenia: – Naszym zadaniem jest stworzenie odpowiednich warunków. Wspieranie ich, angażowanie i zachęcanie. A przede wszystkim niekrytykowanie. Moi uczniowie nie boją się mówić. Są aktywni na lekcji. I mówią mi, że czują się bezpieczni. A przy tym świetnie pracują.

Anna Szulc: – Moją rolą jest to, by uczniowie lubili i umieli matematykę. To naprawdę zmienia perspektywę, daje przyjemność uczenia się. I współtworzy miłą atmosferę i pracę w zaufaniu.




Górski Karabach odcięty od Armenii. Azerowie blokują jedyną drogę
TLDR Azerbejdżan przy pomocy "ekoaktywistów" zablokował główną drogę pomiędzy Karabachem a Armenią. Odcięli dostęp do leków, jedzenia i dostawy gazu.

Chłosty kobiet i publiczne egzekucje w Afganistanie
Kobiety w Afganistanie poddawane są publicznym chłostom za wyjście z domu bez mężczyzny. Też w Afganistanie wykonano publiczną egzekucję na stadionie... https://twitter.com/NasimiShabnam/status/1600466127791919104

Mam nadzieję, że pozwie jeszcze sklep za działanie ochroniarza, który zaatakował ją bezpodstawnie gazem i próbował zakuć w kajdanki. Cała sprawa jest absurdalna.


Until The Ribbon Breaks <3

Parę dni temu gdzies przeczytalam, ze Iran skazal na smierc pierwsza osobe w sprawie protestow i cos mi nie pasowalo. Tutaj watek o tym, skad to mylace info: https://twitter.com/SuneEngel/status/1592499837408509952

Plus - Iran skazuje czesto na smierc aktywistow i jest drugim krajem na swiecie jesli chodzi o liczbe egzekucji. Ale to jednak ~200 osob rocznie, nie 15k.


Prezentacja o tym, jak być przygotowanym na rozne nietypowe sytuacje w USA. Czesc z tego przeklada sie na Europe, wiele nie. Podsumowanie: Manager hasel Dane kontaktowe do przyjaciol Ustalanie grupy wzajemnego zaufania Posiadanie prawnika Przygotowanie kopii najwazniejszych dokumentow (jak akt urodzenia) Wyrob paszport Backup Ubezpieczenie Dzielenie sie dostępami z najblizszymi w razie wypadku/smierci Branie udzialu w zajeciach z pierwszej pomocy Naucz sie strzelac Znajdz slusarza Poznaj swoich sasiadow Przecwicz ewakuacje TW/CW: niektore historie, ktore przytacza sa dosc smutne

thx. domyslam sie i czekam az to wszystko jebnie. niestety, bo lubie Twittera, trzeba bedzie listy przenosic


Ciekawe. Ale może to też oznaczać, że development zajmuje więcej czasu. W każdym razie z mojego doświadczenia osoby na stanowiskach managerskich trochę się wdrażają i ich pierwsze decyzje są rzeczywiście kadrowe. Wiem, że Elon jest pojebany, ale nie doszukiwałabym się jego roli w każdej zmianie, którą wprowadzili przez ostatnie dni.

Natomiast chyba rzeczywiście moderacja zniknęła z Twittera?


nie w samej platformie:) zmiany na dużych stronach tego typu wymagają jednak trochę więcej czasu niż 1-2dni


Naprawdę myślicie, że Musk wprowadził jakiekolwiek zmiany w działaniu platformy przez jeden dzień?


zdjęcia z więzienia: https://twitter.com/msolurin/status/1583870815472611331

No tak, ale Ty mowisz o wydawaniu danych na prosbe sluzb, to sie ma nijak do masowego przechwytywania, kazdy taki case przechodzi swoja sciezke prawna. Chodzi mi o to, ze z poziomu ISP raczej nie dostaniesz cleartextu i ja tu raczej mam na mysli TLS niz e2ee.


Systemy rekomendacji YT tez sa karmione. Na tiktoku pewnie jest podobnie, ale na YT powstalo wiele siatek targetowanych konkretnie do dzieci: filmiki z postaciami z bajek, ktore zawieraja tresci erotyczne, mnostwo hazardu kierowanego do nastolatkow itp itd. Trudno mi porownywac do tiktoka, bo nie znam tej spolecznosci, ale kultura YT w niektorych bańkach zaczela byc naprawde przerazajaca




Próbowałam się doczytać co to w ogóle znaczy, co jest w tych 93%, ale brzmi dokładnie jak reklama narzędzia bez żadnych sensownych metryk. Ktoś chyba zapomniał o istnieniu szyfrowania.


Bardziej chodziło mi o 3rd party (widgety na innych stronach), a nie popularność samej aplikacji.

Jeśli chodzi o dzieci - no niestety, tak samo jest z YT. Większość dzieci zostawia się teraz z przypadkową playlistą wlaczona na yt w ramach zabawy. To pokolenie bedzie mialo calkiem nowe choroby cywilizacyjne;/


Jeszcze silniej podzielona: Brazylia nie umie wybrać pomiędzy Lulą a Bolsonaro
Przypominajka o sytuacji w Brazylii: https://szmer.info/post/30361 Więcej info o głodzie: https://www.brasilsemfome.org.br/blog/pandemic-puts-brazil-back-on-the-world-hunger-map

Ataki na Hazarów w Afganistanie (art J. Grondecka)
Odkąd 15 sierpnia 2021 roku talibowie przejęli władzę w Afganistanie, zdecydowana większość szkół ponadpodstawowych dla dziewcząt została zamknięta do odwołania. Wciąż funkcjonują jednak prywatne szkoły i centra edukacyjne, jak Kadż. Uczą się w nich zarówno dziewczęta, jak i chłopcy, choć zgodnie z wymogami są od siebie oddzieleni. Kobiety wciąż mogą też uczyć się na poziomie uniwersyteckim. Kadż mieści się w niewielkiej, bocznej uliczce w centrum Daszt-e Barczi, gdzie 12 lat temu rodzina Fereszty przeprowadziła się z rodzinnego dystryktu Markazi Behsud w prowincji Wardak. Barczi to uboga dzielnica w zachodniej części Kabulu, zamieszkana w większości przez Hazarów. Stanowiący w Afganistanie mniejszość etniczną i, jako szyici, religijną Hazarowie padali ofiarami prześladowań co najmniej od końca XIX wieku, gdy pasztuński władca Abdur Rahman dopuścił się rzezi społeczności hazarskiej, miliony jej członków zabijając, sprzedając w niewolę i zmuszając do opuszczenia kraju. Skośnoocy Hazarowie, o rysach upodabniających ich do przodków z Azji Centralnej, uchodzą też za nieco bardziej niż ich współobywatele liberalnych, szczególnie wobec kobiet, co czyni ich solą w oku religijnych radykałów. 53 ofiary ataku na Kadż Gdy Fereszta dotarła do centrum około 6.20, pierwsze kroki skierowała do biura, by odebrać swój zestaw egzaminacyjny. Później zajęła miejsce w szóstym rzędzie, niedaleko drzwi. Sala była wypełniona po brzegi. - W piątki zawsze jest bardzo tłoczno, przyjeżdżają do nas też uczniowie z innych centrów, bo Kadż ma świetną reputację, jeśli chodzi o profesjonalne przeprowadzanie i ocenianie próbnych egzaminów - tłumaczy Fereszta. Szacuje, że na sali znajdowało się około 600 osób, w większości dziewczęta i młode kobiety. Był wczesny ranek, w klasie panował półmrok. Nagle rozległy się strzały. - Dyrektor wbiegł do sali i powiedział, żebyśmy schowali się pod krzesłami, uspokajał, że nic się nam nie stanie. Następnie próbował zatrzymać napastnika, ale sam został postrzelony. Leżałam skulona na podłodze, słyszałam tylko, jak mężczyzna wchodzi do naszej sali i wciąż strzela. Nie wiem nawet, kiedy straciłam przytomność. Nie pamiętam, czy było to przed eksplozją, czy po niej. Byłam jak w śpiączce - tłumaczy. Gdy Fereszta się ocknęła, na sali panowała już cisza. Ci, którzy byli w stanie, uciekli; wodząc wzrokiem dookoła, widziała martwe ciała koleżanek oraz uczniów, którzy byli zbyt ranni, żeby samodzielnie wydostać się na zewnątrz. Ona sama leżała przygnieciona drewnianymi ławkami. Nie była w stanie ruszyć jedną ręką. Stopniowo inni uczniowie, widząc, że zagrożenie minęło, zaczęli wracać, by pomóc im wydostać się spod gruzów. Jeden z pracowników Kadż zabrał ją do najbliższego szpitala, Watan, skąd później została przetransportowana do szpitala Ali Abad. Tam odnalazł ją ojciec, Inajatullah, który zaraz po tym, jak usłyszał dźwięk eksplozji, wybiegł na ulicę, by dowiedzieć się, co się stało. Jednocześnie cały czas próbował dodzwonić się do córki. Według UNAMA w ataku zginęły co najmniej 53 osoby - w większości dziewczęta i młode kobiety. Z pięciu klas została jedna To kolejny z serii zamachów na szkoły i placówki edukacyjne, w których uczyli się przede wszystkim Hazarowie. 24 października 2020 zamachowiec samobójca zaatakował centrum edukacyjne Kawsar-e Danesz, zabijając co najmniej 50 osób. Ponad 90 osób, w większości uczennic, zginęło w wybuchu bomby samochodowej przed liceum dla dziewcząt Sejjed Ul-Szuhada 8 maja 2021 roku. 19 kwietnia 2022 r. zaatakowana została szkoła im. Abdula Rahima Szahida. Wszystkie zaatakowane placówki mieściły się właśnie w Daszt-e Barczi. Do większości zamachów przyznało się Państwo Islamskie Chorasanu (ISKP). Po każdym ataku kolejne rodziny stawały przed dylematem: czy posyłanie dzieci do szkoły to dla nich szansa na lepszą przyszłość, czy śmiertelne ryzyko? - Ci, którzy atakują szkoły, są także wrogami edukacji, obawiają się bardziej wykształconego pokolenia. Jednak podstawowy czynnik, który łączy ofiary, to fakt, że są Hazarami - podkreśla Fereszta Abbasi z organizacji Human Rights Watch. - Szkoła, którą kończyłam [liceum Zainab Kubra w Daszt-e Barczi], regularnie dostawała pogróżki, że naślą na nas zamachowca samobójcę. Z biegiem lat część uczennic zrezygnowała. Nawet mój wujek przekonywał mnie, żebym przestała się uczyć. Mówił, że teraz, za rządów talibów, to już nie ma sensu. Po tym, jak przejęli władzę, z naszego centrum odeszło mnóstwo uczniów, z pięciu klas w roczniku została tylko jedna - mówi Fereszta Gholzari. Demonstracja w Kabulu pod hasłem 'zatrzymajcie ludobójstwo Hazarów' po zamachu na centrum edukacyjne Kadż, 1 października 2022 r. Demonstracja w Kabulu pod hasłem 'zatrzymajcie ludobójstwo Hazarów' po zamachu na centrum edukacyjne Kadż, 1 października 2022 r. Jedną z uczennic, która miała wątpliwości, była Zeinab, jej najlepsza przyjaciółka, z którą od pierwszej klasy chodziły razem do szkoły. Fereszta przekonywała Zeinab, że powinny uczyć się dalej, opowiadała jej, jak za czasów pierwszych rządów talibów dziewczynki w ogóle nie mogły chodzić do szkół, ale uczyły się potajemnie. Udało jej się i na zajęcia w Kadż chodziły razem. Zeinab zginęła w piątkowym ataku. "Zniesiemy wszystko, byle wykształcić córkę" W ramieniu Fereszty lekarze znaleźli kulę i odłamek bomby. Kulę usunięto w szpitalu, jednak z odłamkiem medycy postanowili się wstrzymać, argumentując, że dziewczyna straciła już znaczną ilość krwi. Może za kilka tygodni, gdy dojdzie do siebie, będzie można ją operować. - Jak mogą zabijać nasze dzieci w centrum edukacyjnym, z zeszytami i książkami? - wybucha płaczem Inajatullah. - Przecież to nie jest żadna religia, to nie jest człowieczeństwo. Sam ukończył jedynie dziewięć klas szkoły podstawowej. Karima, matka Fereszty, nigdy nie chodziła do szkoły, nie potrafi czytać ani pisać. Za Inajatullaha wyszła, mając 14 lat, co na afgańskiej wsi jest zjawiskiem powszechnym. Rodzinie zawsze trudno było związać koniec z końcem. Trzykrotnie wyjeżdżali do Iranu, bez wiz i paszportów, gdzie Inajatullah imał się różnych dorywczych zajęć: pracował na budowach, nauczył się też szyć. Od tamtego czasu dorabia to jako krawiec, to jako kierowca; gdy zmusza go konieczność, zapożycza się u znajomych. Ma jeden priorytet: co semestr zapłacić 3500 afghani (ok. 40 dol.) za kurs Fereszty. - Obiecaliśmy sobie: zniesiemy wszystko, nawet głód, żeby ją wykształcić - deklaruje Inajatullah. Pokazując na stojące pod ścianą krosna, dodaje: - Mógłbym posadzić moje dzieci, żeby tkały dywan i w ten sposób zarobiły dla nas trochę pieniędzy. Ale zapytałem je, czego chcą, i odpowiedziały: uczyć się. Powiedziałem im wtedy: stoję za wami murem, będę was wspierał i zrobię wszystko, żeby wam to umożliwić. Nie jest to jednak łatwa do podjęcia decyzja. - Choć wszystkie dotychczasowe rządy zawiodły Hazarów, członkowie grupy mają szczególne trudności w zaufaniu talibom w kwestii zapewnienia im bezpieczeństwa - mówi Abbasi. - W latach 90. talibowie dwukrotnie dopuścili się masakry Hazarów. Teraz, gdy dochodzi do ataków, nie okazują ofiarom i ich rodzinom empatii czy współczucia. Pojawiają się więc wątpliwości, czy talibom w ogóle zależy na tym, by zapobiegać atakom. Podobne obawy wyraża Inajatullah: - Skoro nie są w stanie nas obronić, powinni pozwolić ludziom, żeby robili to sami, dać nam broń do ręki. W Kadż było dwunastu strażników, ale broń zabrano wszystkim poza jednym. A co w razie ataku może zrobić jeden człowiek? "Napastnicy boją się naszego wykształcenia" Pogrzeb Vahidy Hejdari, 20-letniej ofiary zamachu na centrum edukacyjne Kadż, 1 października 2022 r. Pogrzeb Vahidy Hejdari, 20-letniej ofiary zamachu na centrum edukacyjne Kadż, 1 października 2022 r. Fot. Ebrahim Noroozi / AP Photo - Po każdej eksplozji proszę moje dzieci, żeby nie szły do szkoły. Chcieliśmy im tego zabronić, ale one nalegają. Za każdym razem, jak idą, myślę tylko, czy wrócą do domu, czy nie - przyznaje 40-letnia Qadria Ahmadijar, nauczycielka nauk społecznych w liceum Gul Khana w Daszt-e Barczi i matka szóstki dzieci. Jej najstarsza córka, 19-letnia Szahra Banu, przed rokiem skończyła szkołę, w której uczy Qadria, i uczęszczała do Kadż na kurs. Ostatnie, co pamięta z piątku, to ogłuszający huk walącego się sufitu. Jej rodzina przeprowadziła się z dystryktu Khwaja Umari w Ghazni właśnie ze względu na lepsze perspektywy edukacyjne, jakie oferował Kabul. Wskaźnik analfabetyzmu w Khwaja Umari wynosi 65 proc., a wśród kobiet jest jeszcze wyższy. Rodzinie Szahry Banu byt zapewnia jednak Qadria, która skończyła kolegium nauczycielskie. - Edukacja jest bardzo ważna dla kobiet. Kiedy ja się uczyłam, jednocześnie pracowałam, zajmowałam się dziećmi i było mi bardzo ciężko, ale dziś zbieram tego owoce. Mogę utrzymać siebie, dzieci i męża, który nie chodził do szkoły i jest bezrobotny. Szahra Banu i jej brat wielokrotnie przekonywali rodziców, że nieważne, co się stanie, muszą kontynuować naukę. - Jeden z nauczycieli często powtarza nam, że możemy zginąć wszędzie, w każdej chwili, nie tylko na kursie, a lepiej umrzeć wykształconym, niż żyć bez edukacji - przywołuje nastolatka. - Dlatego po każdym ataku powtarzaliśmy sobie, że musimy uczyć się dalej. W edukacji nadzieję pokłada także rodzina 20-letniej Szukrii Sultani, która także przeprowadziła się do Kabulu z prowincji Ghazni, wierząc, że w stolicy ich bliska będzie mogła zrealizować swój potencjał i stanie się pierwszą osobą w rodzinie, która odbierze wykształcenie. - Przed upadkiem rządu [Aszrafa Ghaniego] widzieliśmy przed nią świetlaną przyszłość - mówi jej brat, 36-letni Ruhullah, który pracuje jako robotnik. - Zawsze była niezwykle utalentowana, miała ponad 300 punktów z każdego próbnego egzaminu [ubiegłoroczny limit to 360 punktów]. Mamy nadzieję, że uda jej się zdobyć stypendium, by kontynuować naukę poza Afganistanem i wróc


Moderates