Rośnie liczba podmiotów, które wprowadziły zakaz używania TikToka na służbowych urządzeniach. We wtorek taką decyzję podjął Parlament Europejski. Co zrobi polski rząd?
wyzywanie ludzi od “gówniaczków” nie jest dobrą metodą prowadzenia dyskusji na szmerze, serio.
Fora były wtedy publiczne (przynajmniej te, które ja kojarzę). Fajnie, że w fediwersum tworzy się możliwość zamkniętych grup. Tradycyjnie za wolno i niewystarczająco do potrzeb (fediwersum dramatycznie potrzebuje finansowania i wyjścia poza wolontariat) - ale zawsze to krok naprzód.
Co do reszty: no właśnie nie. Tzn. owszem, big-techy to ważny problem, ale nie ważniejszy od tych lokalnych. Bo co z tego, że ktoś spędzi życie w internecie na walkę z fb, jak okaże się, że w międzyczasie jego dziecko skończyło w sekcie lub skończyło ze sobą, w mieście nie ma już ani jednego parku, szkołą rządzi proboszcz (tak, wiem, to wciąż w wielu miejscach rzeczywistość), a w wyborach startuje tylko 1 kandydat, który wykończył opozycję (lub opozycja się nie pojawiła zajęta, bo potencjalni kandydaci wybrali walkę z fb)? Obecnie problemem jest raczej to, że ludzie za mało czasu spędzają ze sobą offline niż to, że za mało angażują się online. No i najważniejsze: działalność internetowa, na rzecz prywatności itp. oraz działalność lokalna nie są ze sobą sprzeczne. Tylko przez specyficzne uwarunkowania psychologiczne i środowiskowe w głowach jednych siedzi “to ci, co tylko krytykują naszą walkę o park i marnują czas w internecie” vs “to ci, którzy skupiają się na walce o park, zamiast walczyć o swoje dane i prywatność”. Minusem polskiego cyfrowego społeczeństwa obywatelskiego jest właśnie brak organizacji. Jak dziwnie by to nie brzmiało - jesteśmy zwyczajnie za bardzo zdecentralizowani. Jest “Internet. Czas działać”, jest “Fundacja Panoptykon” - i coś jeszcze? W moim mieście nie kojarzę żadnej organizacji zajmującej się takimi prawami (pomijając lokalną szkołę rejonową z adekwatnymi naklejkami na schodach - i chwała im za to), ale we Wrocławiu też nie kojarzę, a przynajmniej w każdym mieście wojewódzkim powinno imo coś być. I jedyny imo sposób, by na takie kwestie ludzi uwrażliwić (pomijając kwestie legislacji) - to dołączyć do tej walki o park czy inny bazarek i uwrażliwiać przy okazji. Metodą kropli drążącej skałę.
Btw używałam riseupa (cb), jak wchodziły klasyczne socialmedia. Był bez porównania lepszy: logiczny, sensownie zorganizowany, z możliwością tworzenia edytowalnych dokumentów, list, podgrup, dyskusji, chatów - no w porównaniu z tym co oferuje fb to jak niebo i ziemia na korzyść cb. Wiesz, czemu przegrał? Bo był narzędziem tylko dla aktywistów i innych społeczników. A na fb milie widziany był każdy: i aktywiści, i koleżanki ze szkolnych lat, i ciocia Krysia z imienin, i mamuśki z danego osiedla, i nauczyciele z danej szkoły, i pobliski warsztat szewski, i odległe centrum handlowe odwiedzane 2 razy do roku. I z tego też musimy wyciągnąć wnioski na przyszłość.
@didleth@lysy W pełni się zgadzam, jeśli chodzi o znaczenie działań lokalnych. Oczywiście scentralizowane inicjatywy, takie jak Polski @icd lub @panoptykon, Niemiecki @digitalcourage lub @kuketzblog, lub Austriacki @noybeu w tym zakresie są ważne jako węzły. Ale wszyscy, którzy narzekają, dlaczego by nie rozpocząć jakiejś initiatywy tutaj, gdzie mieszkasz? (1/2)
Bo jestem w moim mieście jedyną osobą, którą to interesuje (a przynajmniej jedyną, o której wiem - dlatego właśnie nieraz otwarcie podaję nazwę miasta, na wypadek, jakby ktoś z okolicy to czytał). I to jako humanistkę, a nie kogoś, kto umie wyczarowywać klucze szyfrujące i inne tego typu rzeczy. A tego typu inicjatywy to zwyczajnie za dużo jak na jedną osobę.
Szkoła moich dzieci nie zmuszają nikogo do whatsupa czy fb. Są za to dobrowolne grupy rodzicielskie - w jednej szkole na fb, w drugiej na whats upie. I zdecydowanie lepszy mam kontakt z rodzicami z grupy na fb - chociażby z tego względu, że dzięki mojej obecności na grupie ten kontakt na co dzień istnieje. Czy warsztaty z linuxa w tej szkole byłyby możliwe? Pewnie tak, ale po pierwsze - nie wiadomo, czy byliby na nie chętni, po drugie - trzeba by załatwić komputery do instalowania tego linuxa, po trzecie - musi to zrobić ktoś, kto się na tym zna i ma kwalifikacje. Czyli znów - brak ludzi.
Btw nieraz warunkiem lokalnego działania (tj. w lokalnych organizacjach) jest whats up czy fb.
@didleth@lysy Może mieszkasz w mieście uniwersyteckim z mnóstwem ludzi ze świeżymi pomysłami. Może istnieje potrzeba działania teraz, np., gdy szkołą Twoich dzieci chce zmusić wszystkich do #whatsapp. Lub myśli o podpisaniu kluczy kryptograficznych lub zainstalowaniu linuxa razem: po prostu działają lepiej lokalnie. Może zamiast zawsze patrzeć na rzeczy z daleka, powinniśmy podzielić się doświadczeniami, jak najlepiej zorganizować się lokalnie. (2/2)
wyzywanie ludzi od “gówniaczków” nie jest dobrą metodą prowadzenia dyskusji na szmerze, serio. Fora były wtedy publiczne (przynajmniej te, które ja kojarzę). Fajnie, że w fediwersum tworzy się możliwość zamkniętych grup. Tradycyjnie za wolno i niewystarczająco do potrzeb (fediwersum dramatycznie potrzebuje finansowania i wyjścia poza wolontariat) - ale zawsze to krok naprzód. Co do reszty: no właśnie nie. Tzn. owszem, big-techy to ważny problem, ale nie ważniejszy od tych lokalnych. Bo co z tego, że ktoś spędzi życie w internecie na walkę z fb, jak okaże się, że w międzyczasie jego dziecko skończyło w sekcie lub skończyło ze sobą, w mieście nie ma już ani jednego parku, szkołą rządzi proboszcz (tak, wiem, to wciąż w wielu miejscach rzeczywistość), a w wyborach startuje tylko 1 kandydat, który wykończył opozycję (lub opozycja się nie pojawiła zajęta, bo potencjalni kandydaci wybrali walkę z fb)? Obecnie problemem jest raczej to, że ludzie za mało czasu spędzają ze sobą offline niż to, że za mało angażują się online. No i najważniejsze: działalność internetowa, na rzecz prywatności itp. oraz działalność lokalna nie są ze sobą sprzeczne. Tylko przez specyficzne uwarunkowania psychologiczne i środowiskowe w głowach jednych siedzi “to ci, co tylko krytykują naszą walkę o park i marnują czas w internecie” vs “to ci, którzy skupiają się na walce o park, zamiast walczyć o swoje dane i prywatność”. Minusem polskiego cyfrowego społeczeństwa obywatelskiego jest właśnie brak organizacji. Jak dziwnie by to nie brzmiało - jesteśmy zwyczajnie za bardzo zdecentralizowani. Jest “Internet. Czas działać”, jest “Fundacja Panoptykon” - i coś jeszcze? W moim mieście nie kojarzę żadnej organizacji zajmującej się takimi prawami (pomijając lokalną szkołę rejonową z adekwatnymi naklejkami na schodach - i chwała im za to), ale we Wrocławiu też nie kojarzę, a przynajmniej w każdym mieście wojewódzkim powinno imo coś być. I jedyny imo sposób, by na takie kwestie ludzi uwrażliwić (pomijając kwestie legislacji) - to dołączyć do tej walki o park czy inny bazarek i uwrażliwiać przy okazji. Metodą kropli drążącej skałę.
Btw używałam riseupa (cb), jak wchodziły klasyczne socialmedia. Był bez porównania lepszy: logiczny, sensownie zorganizowany, z możliwością tworzenia edytowalnych dokumentów, list, podgrup, dyskusji, chatów - no w porównaniu z tym co oferuje fb to jak niebo i ziemia na korzyść cb. Wiesz, czemu przegrał? Bo był narzędziem tylko dla aktywistów i innych społeczników. A na fb milie widziany był każdy: i aktywiści, i koleżanki ze szkolnych lat, i ciocia Krysia z imienin, i mamuśki z danego osiedla, i nauczyciele z danej szkoły, i pobliski warsztat szewski, i odległe centrum handlowe odwiedzane 2 razy do roku. I z tego też musimy wyciągnąć wnioski na przyszłość.
@didleth @lysy W pełni się zgadzam, jeśli chodzi o znaczenie działań lokalnych. Oczywiście scentralizowane inicjatywy, takie jak Polski @icd lub @panoptykon, Niemiecki @digitalcourage lub @kuketzblog, lub Austriacki @noybeu w tym zakresie są ważne jako węzły. Ale wszyscy, którzy narzekają, dlaczego by nie rozpocząć jakiejś initiatywy tutaj, gdzie mieszkasz? (1/2)
Bo jestem w moim mieście jedyną osobą, którą to interesuje (a przynajmniej jedyną, o której wiem - dlatego właśnie nieraz otwarcie podaję nazwę miasta, na wypadek, jakby ktoś z okolicy to czytał). I to jako humanistkę, a nie kogoś, kto umie wyczarowywać klucze szyfrujące i inne tego typu rzeczy. A tego typu inicjatywy to zwyczajnie za dużo jak na jedną osobę. Szkoła moich dzieci nie zmuszają nikogo do whatsupa czy fb. Są za to dobrowolne grupy rodzicielskie - w jednej szkole na fb, w drugiej na whats upie. I zdecydowanie lepszy mam kontakt z rodzicami z grupy na fb - chociażby z tego względu, że dzięki mojej obecności na grupie ten kontakt na co dzień istnieje. Czy warsztaty z linuxa w tej szkole byłyby możliwe? Pewnie tak, ale po pierwsze - nie wiadomo, czy byliby na nie chętni, po drugie - trzeba by załatwić komputery do instalowania tego linuxa, po trzecie - musi to zrobić ktoś, kto się na tym zna i ma kwalifikacje. Czyli znów - brak ludzi. Btw nieraz warunkiem lokalnego działania (tj. w lokalnych organizacjach) jest whats up czy fb.
@didleth @lysy Może mieszkasz w mieście uniwersyteckim z mnóstwem ludzi ze świeżymi pomysłami. Może istnieje potrzeba działania teraz, np., gdy szkołą Twoich dzieci chce zmusić wszystkich do #whatsapp. Lub myśli o podpisaniu kluczy kryptograficznych lub zainstalowaniu linuxa razem: po prostu działają lepiej lokalnie. Może zamiast zawsze patrzeć na rzeczy z daleka, powinniśmy podzielić się doświadczeniami, jak najlepiej zorganizować się lokalnie. (2/2)