Codziennie jeżdżę do pracy rowerem i tak jak chyba większość rowerzystów, przejeżdżam pasy (bez ścieżki rowerowej, tak, wiem, że jestem przestępcą). Większość kierowców chyba to ignoruje, bo w końcu mniej czekają niż kiedy, według prawa, zejdę z roweru i przejdę pasy pieszo. W cywilizowanych krajach, jak np. Holandia, prawnie jest chyba dozwolone przejazd przez pasy rowerem. Ale dzisiaj już drugi raz w ciągu 2 lat miałem ostrą spinę z typem, który chciał wjechać na pasy i trąbił, choć miałem zielone, i jeszcze straszył mnie policją. Akcja we Wrocławiu. Co o tym sądzicie? Jakie są wasze doświadczenia? Wiem, że na forum samochodziarzy poleciałyby tony hejtu :)
Mam wrażenie, że Wrocław to miasto z jednymi z najbardziej chamskich samochodziarzy, nagminnie przekraczającymi prędkość i pchającymi się, gdzie się da. Ale może w innych polskich miastach jest podobnie.
Rozumiem Twoją strategię, ale ja jestem za nie uleganiem presji kierowców i kretyńskiego prawa. W najgorszym razie mandat 50/100 zł mogę przełknąć. Agresywny samochodziarz nic nie jest w stanie nam zrobić legalnymi środkami. Zwyzywa nas? Możemy mu się odwdzięczyć i pokazać faka. Wezwie policję? A co zrobi, żebyśmy na nią poczekali? Obywatelskie zatrzymanie? :D To, że nasze prawodawstwo jest zacofane, nie oznacza, że powinniśmy marnować nasz czas i ulegać presji agresywnych kierowców. Ale oczywiście szanuję Twój wybór. Przejazd przez pasy może być niebezpieczny i kosztowny, jeśli zobaczy to policja, zatem w pełni rozumiem, jeśli ktoś wybierze przestrzeganie prawa.
Mówiąc szczerze odniosłem wręcz odwrotne wrażenie. Duża część kierowców (więcej niż się spodziewałem) jednak fajnie jedzie za mną kiedy jestem zmuszony jechać po ulicy, i wyprzedza po przeciwległym pasie ruchu wtedy, kiedy to jest bezpieczne. Mam wrażenie, że po prostu wielu z nich samemu jeździ rowerami i przez to nabrali trochę empatii.
A może po prostu dla mnie szklanka jest zawsze w połowie pełna ;)
A co do przejazdu przez pasy, to ja też trochę korzystam z tego, że prowadząc rower jestem prawnie traktowany jako pieszy. I samochody zwykle fajnie się zatrzymują kiedy przechodzę.
No ja w sumie nieprzyjemności mogę policzyć na palcach ręki jadąc rowerem, s jeżdżę prawie codziennie. Ale wkurza mnie też kiedy jadę autem jak Cisna w gaz spod świateł, przekraczając mocno prędkość, a potem i tak się spotykamy na kolejnych światłach. Do tego często chamstwo, pchanie się, ale są oczywiście chlubne wyjątki.
Ich spalona benzyna/ropa, ich pieniądze wyrzucone w błoto :)
Natomiast trzeba przyznać, że Wrocław fajnie obrósł w ścieżki rowerowe i w sumie coraz rzadziej muszę się dzielić drogą z samochodami, co dla obu stron jest korzystne.
Te ścieżki są naprawdę spoko, ale co do benzyny i ropy, te graty emitują mnóstwo zanieczyszczeń, którymi potem oddychamy my i małe dzieci, a które są rakotwórcze. Wszyscy płaczą że paliwo takie drogie, według mnie jest za tanie a mandaty stanowczo za niskie. W niemczech czy holandii samochodziarze jadą dużo wolniej.
To prawda, no ale cóż zrobić? Nikt mądry nie rusza z piskiem opon spod świateł wiedząc dobrze, że zaraz są kolejne, a do idioty nie przemówisz.
Dobrym rozwiązaniem tego problemu są poprawnie zsynchronizowane światła, gdzie jadąc zgodnie z przepisami trafiasz na zieloną falę, ale to chyba zbyt skomplikowana technologia dla miasta, gdzie zielone dla pieszych potrafi trwać 1.5s…
Rozwiązaniem problemu jest też wydajny system taniego zbiorkomu i odzyskiwanie przestrzeni zagarnietej przez samochodziarzy przekształcając pasy na buspasy, ścieżki rowerowe, pasy zieleni itp. W cywilizowanych krajach da się i przynosi to świetne efekty, jak np. w Holandii czy Korei Południowej. Jak już ktoś naprawdę musi jechać autem, to jednym pasem też sobie poradzi. Mniej będzie chętnych do dojazdu autem do pracy oddalonej o 2 km. Do tego jest oczywiście potrzebna wiarygodna edukacja i skończenie z kultem samochodu małpowanym z USA.