Kartografia ekstremalna:

Dwie ciekawe mapy pokazujące rozmieszczenie ludności we Francji i Hiszpanii około 120-150 lat temu i dzisiaj.

Francja w 1876 roku miała mniej więcej tyle ludności, co Polska dzisiaj, natomiast obecnie ma 67,4 mln mieszkańców. Mimo tego wzrostu o około 20 mln ludzi, widać wyraźnie, że większość francuskiej prowincji mocno się wyludniła na rzecz dużych miast. Ten sam proces, z jeszcze większą intensywnością, zaszedł w Hiszpanii. Hiszpania zwiększyła populację z 18,6 mln w 1900 do około 47,4 mln obecnie (ponad dwukrotnie), a mimo to prawie wszystkie tereny wiejskie doświadczyły wyludnienia.

Ten proces urbanizacji, charakterystyczny nie tylko dla Francji i Hiszpanii, nie dokonał się w Polsce. Dopiero w ostatnich latach obserwujemy wyludnianie się prowincji, przy czym jest to bardziej skutek niskiej dzietności niż migracji do większych miast. Polska pozostaje jednym z najmniej zurbanizowanych krajów rozwiniętych - zaledwie 60% Polaków mieszka w miastach. Spośród krajów rozwiniętych w Europie, tylko Austria, Słowenia i Słowacja mają niższy odsetek. W Beneluksie ponad 90% ludzi mieszka w miastach; w krajach nordyckich ponad 85%, w krajach romańskich około 78%, w Niemczech i Czechach około 75%, na Węgrzech 71%, w krajach bałtyckich około 68%.


  • miklo
    link
    fedilink
    arrow-up
    1
    arrow-down
    2
    ·
    edit-2
    3 years ago

    Zwróc uwagę, że w Polsce kościelny ciemnogród trzyma się najlepiej właśnie na tych nisko zurbanizowanych terenach. Chyba nie chcesz ich (i ich “elektoratu” ) jakkolwiek łączyć z pojęciem rozsądku ?

    • Defman
      link
      fedilink
      arrow-up
      3
      ·
      3 years ago

      Na pewno nie chcę generalizować, ale bardziej mi chodzi o skupianie się ludzi w miastach co centralizuje też władzę nad nimi. Ja żyje sobie spokojnie na prowincji, znam moich sąsiadów, policję widuję raz na 5 lat. Nie wiem kto na kogo głosuje no chyba, że na płocie sobie wywiesi banner tej czy innej partii ale PIS widuję raczej rzadko. Rozproszenie ludzi po większym obszarze sprawia, że mogą żyć bardziej w zgodzie z naturą. Dlatego to rozsądne, że Polacy tak mocno trzymają się tego co jest po prostu dla nich dobre.

    • p0l-@non1M
      link
      fedilink
      arrow-up
      3
      arrow-down
      1
      ·
      3 years ago

      wow, kogo nazwałeś kościelnym ciemnogrodem? jeśli tych ludzi o których myślę, to dałeś niezły pokaz klasizmu…

      • miklo
        link
        fedilink
        arrow-up
        1
        ·
        edit-2
        3 years ago

        Jeżeli nie napiszesz o kim myślisz (co mógłbym potwierdzić lub zaprzeczyć, że o takich chodziło) to twoje “oskarżenie” o klasizm średnio mnie interesuje. Żeby Ci ułatwić dalsze “oskarżenia” to do kościelnego ciemnogrodu zaliczam wszystkich dla których wiekszym autorytetem w życiu jest kler, zabobony i feudalno-patriarchalny model społeczny, których są ostoją niż wiedza, nauka, prawa człowieka i kilka innych spraw, do ktorych stosunek pozwala dość wyraźnie odróżnić tę grupę od innych.

        • p0l-@non1M
          link
          fedilink
          arrow-up
          3
          ·
          edit-2
          3 years ago

          Myślałem wtedy o wszystkich tych ludziach, którzy mieszkają w małych miejscowościach/wsiach (w większości przypadków zostali do tego przymuszeni sytuacją ekonomiczną albo chcieli tam zostać i jest to ich wybór — mają do niego prawo) i którzy chodzą do kościoła i słuchają kazań księdza. Nie znam ich wszystkich i nie wiem, czy ksiądz jest dla nich większym autorytetem niż wiedza i nauka, ale na pewno jest dla nich ważne, to co ksiądz powie, bo tak zostali wychowani (wg KK ksiądz jest przedstawicielem Boga).

          Też generalizuję troszkę, ale odnoszę się teraz w większości do osób starszych, dla których inny porządek świata (tzn. nieoparty na patriarchacie) jest niemożliwy do wyobrażenia (bo tak zostali wychowani i w takim świecie im przyszło żyć i nikt nie pokazał im alternatyw, w przeciwieństwie do nas — nowych pokoleń, które dostęp do najnowszej wiedzy i nowych rozwiązań, które stają się podstawą tzw. progresywnych poglądów, ma na wyciągnięcie palca).

          A odnośnie do jak to nazwałeś tych „zabobonów”, to mogą być ich właśnie zwyczaje i poglądy, które zostały im nakazane, „wtłoczone, wbite do głowy” na drodze wychowania i kształcenia. Zamiast mówić o nich właśnie jako „nich”, a nie kogoś, kto tak naprawdę może być kimś z naszej rodziny, a także, zamiast postrzegać ich jako ciemnogród i to w dodatku kościelny, spróbujmy zrozumieć i otworzyć dialog.

          Z oczywistego względu można się domyślić, że dużo ludzi, którzy nadal mieszkają na peryferiach albo na wsi są to ludzie z niższych klas społecznych i o nich przede wszystkim myślałem. Większość z nich miała korzenie chłopskie, bo nie ukrywajmy, większość z Polaków ma takie korzenie, bo tak działały poprzednie ustroje — większość biedotą chłopską a nieliczni szlachtą/panami/klasą wyzyskującą i trzeba to zaakceptować, przyjąć, a nawet niekiedy być z tego dumnym.

          I jeśli są już starsi, no i pochodzą z niższych klas i są potomkami chłopskimi, to można zatem snuć wniosek, że byli robotnikami w okresie PRL-u. A jeśli byli robotnikami, to dojeżdżali do miast ze swoich gospodarstw. Nieliczni mogli sobie pozwolić na mieszkanie w mieście — bo na mieszkanie komunalne trzeba było czekać kilka lat. Nawet jeśli osiedlili się w mieście, to przywieźli z peryferiów swoje zwyczaje i poglądy, w jakich zostali wychowani.

          Myślę, że tak wygląda drzewo genealogiczne większości Polaków. Nie ukrywam, że sam z takiej rodziny pochodzę i się tego nie wstydzę.

          Ci ludzie nie mieli takich szans rozwoju jak my, jedynym źródłem wiedzy o świecie była szkoła a w najlepszych przypadkach studia (co było rzadkością — bo trzeba było się rodziną i gospodarstwem zajmować). Także kościół pełnił dla nich ogromną rolę edukacyjną, bo tak zostali wychowani. Nie znają alternatywy. To ich otoczenie i wychowawcy wtłoczyli im „ideały” społeczeństwa patriarchalnego i konserwatywnego.

          Trzeba też pamiętać, że patrząc na młodsze osoby (powiedzmy do 50 lat) jakąś rolę w tym, że mieszkają nadal na wsi/peryferiach pełniła w tym wszystkim transformacja, która zniszczyła małe miasta i ich zakłady przemysłowe, a zatem sprawiła, że ludzie, którzy nie mieszkają przy dużych ośrodkach, stracili pracę i środki do utrzymania, a zatem nie mogli się przeprowadzić, więc lądowali albo na bezrobociu, albo wyjeżdżali za granicę i budowali domy obok rodziców na wsi. Trzeba też pamiętać, że ludzie ci zostali wychowani też w PRL-u przez swoich rodziców, o których pisałem u góry i nauczycieli, którzy też byli zwolennikami/promowali konserwatyzm.

          Przyczyną, że już nawet millenialsi (20-30 lat) zostają na peryferiach, jest fakt, iż właśnie dużo z nich są potomkami tych, o których pisałem wyżej* i albo zostają na wsi u rodziców, w gospodarstwie z dziada, pradziada — jak nie mają innej opcji albo jadą za granicę jak ich rodzice, którzy też wyjechali wcześniej, jak było to słynne bezrobocie w 90s i korzystając z wolnego rynku, założyli firmy budowlane/motoryzacyjne.

          Konsekwencją jest fakt, iż ci millenialsi dużo zarabiają i są w dobrej sytuacji finansowej, ale nie psychicznej i fizycznej, bo pracują w ciężkiej budowlance. Znam osoby, którzy tak właśnie postąpili, ba, nawet powiem więcej, znam przykłady wszystkich takich osób (w podanym wieku życia), o których napisałem.

          *a także oczywiście patodeweloperka a co za tym idzie: horrendalnie wysokie ceny mieszkań i ogromne koszty utrzymania/eksploatacji.

          Wszystko to opisane powyżej jest moimi wnioskami/poglądami na ten temat (na ten moment) i jest ono poparte moimi obserwacjami bliskiego otoczenia i kawałka społeczeństwa, jakiego mam wycinek.