Myśląc o kryzysie klimatycznym zaczęłam się zastanawiać: jak mogłoby wyglądać takie samowystarczalne gospodarstwo/wioska/kooperatywa, w której możnaby się schronić gdy świat by się zaczął walić i wszystko inne by zawiodło? Wiadomo, samowystarczalność to mało jasne pojęcie i potrzebujemy współpracy takiej czy innej, zapewne takie wioski/gospodarstwa musiałby być ze sobą w kontakcie i wsparciu czy wymianach zasobów. Mam jednak na myśli życie bez rządu, sklepów, prac na etat dostarczających takich zasobów jak pieniądze czy żywność (jaka by ona nie była). W kapitalizmie się urodziłam, w kapitalizmie żyję i nic poza kapitalizmem nie znam i nie umiem sobie wyobrazić czy zwizualizować, poza mglistymi sennymi wizjami o lepszym świecie.
Wiadomo, że potrzebne są:
Poza tym… Pomóżcie mi. Taka wizja pomaga mi opanować lęk przed następstwami katastrofy, ale z drugiej strony nie umiem sobie wyobrazić życia w takim miejscu. Nie mam pojęcia jakby to mogło wyglądać. Część moich krewnych pochodzi z właśnie takiej wsi gdzie są same pola i gospodarstwa i naprawdę bardzo źle mi się te miejsca kojarzą: wieczne konflikty sąsiedzkie, brudne psy i krowy na łańcuchach, zaniedbane dzieci w zniszczonych ubraniach, wyniszczający ludzi alkoholizm, brak komunikacji i dojazdu gdziekolwiek bez samochodu. Chciałabym uwierzyć, że da się jakoś… inaczej.
Wszechkryzys nie jest problemem do rozwiązania. Nie jest też naszą przyszłością. Jest rzeczywistością, w której żyjemy już od dekad, jak żyje się w podpalonym od zewnątrz budynku. Teraz dym i płomienie doszły już na nasze piętro.
Ta społeczność jest zaplanowana jako miejsce, gdzie możemy razem przygotować się do zmian w naszym życiu, jakie narzuca nam Wszechkryzys. Mamy tuż wokół siebie ludzi – poczynając od nas samych – którzy cierpią i będą umierać z powodu Wszechkryzysu. Możemy im pomóc. Ale, jak mawiała moja buddyjska nauczycielka: nie możesz się podzielić tym, czego nie masz.
Zajrzyj też tu:
Wrzuciłem właśnie reportaż o ludziach żyjących “poza cywilizacją” na Wyspach Brytyjskich, myślę, że może Ciebie zainteresować.
Generalnie wszystko zależy od tego, jak bardzo samowystarczalna ma być ta społeczność i jak bardzo wszystko klęknie. Na tę chwilę prąd, woda i jedzenie to nie byłby największy problem w naszym regionie. Podobno w Polsce spada więcej deszczu na metr kwadratowy niż w Czechach i to pomimo trwającej suszy. Prąd też można brać z paneli, wiatraków, w górach z hydroelektrowni… dopóki coś się nie zepsuje. I tu jest problem, o którym piszesz z zaawansowanymi technologiami jak elektronika czy medycyna właśnie.
Nawet gdyby szczegółowe instrukcje produkcji jakichś leków były dostępne na zasadach open source, to wciąż potrzebne jest laboratorium ze sprzętem i ludzie co się na tym znają. No i nie mam przekonania, czy nawet gdyby te laboratoria organizowały się na zasadach spółdzielni to czy byłyby skore produkować te leki w zamian za dobre słowo albo kosz cebuli i czy to nie byłby taki kapitalizm z dodatkowymi krokami.
Co do transportu, to dla mnie nie istnieje utopia bez pociągów (co to za świat bez ciuch-ciuch 😅), a te mogą być również zasilane prądem z OZE. Elektryczne rowery dwu- i trójkołowe to też jest jakiś niskokosztowy sposób dla osób starszych lub niepełnosprawnych.
Ja jestem z miasta także mało wiem o życiu na wsi, ale jak z poziomu turysty porównuję wsie dolnośląskie i czeskie, to mam dwie refleksje. Jedna, że na Dolnym Śląsku jest jakieś poczucie tymczasowości i dwa rodzaje domów - takie, gdzie nic się nie inwestuje nawet w tynk, na podwórku wala się jakiś złom oraz takie, że ktoś ma jakiś dobrze prosperujący biznes (np. sklep spożywczy, piekarnię) i nie ma już na co wydawać pieniędzy więc sobie stawia mur z klinkieru albo lwy na balustradach. Tę tymczasowość widać też w miastach, gdzie stawia się drogie deweloperskie bloki i domy (powiązane z gruntem), ale już chleb i inne spożywcze rzeczy sprzedaje się z przyczep lub blaszanych kiosków (bo nie wiadomo, czy warto inwestować na dłużej?). W Czechach jest to jakoś bardziej wyrównane, przynajmniej na pozór.
Będzie oglądane
Co do pociągów - tak. To jest wspaniały sposób na szybkie przebycie dużych odległości, dużo szybsze niż samochód.
jakiś link do tego reportażu ?
Tutaj https://szmer.info/post/15452
Tu jest dłuższa odpowiedź na najważniejszy z punktów. https://cichacz.tepewu.pl/pad/#/2/pad/view/dYri0o+v2r0j-0VXulgmJ01+KUgENUUtF2sKeAUGKUE/embed/
Wypowiem się tylko od strony technologii bo to jakby najbliższa mi działka.
Generalnie im mniejsza i bardziej automiczna społeczność ma być zupełnie samowystarczalna tym bardziej musi ona zrezygnować z wszelkich technologii , których nie jest w stanie lokalnie wytworzyć albo utrzymać na chodzie/naprawiać.
No i teraz by można napisać prawie książkę co to w praktyce oznacza. Tak z grubsza: Z jednej strony oznacza, że nie zajmuje się (ta społeczność) budowaniem, wytwarzaniem rzeczy, do których nie posiada lokalnych materiałów, surowców, produktów. Z drugiej strony nie zamuje sie tym jeśli nie posiada odpowiedniej wiedzy, umiejętności, narzędzi.
Ponieważ to pierwsze (dostęp do materiałów / surowców, itd) jest zwykle okolicznością obiektywną i mocno zależna od miejsca w którym działamy to mamy niewielki wpływ żeby coś zmienić. Natomiast to drugie (wiedza, umiejętności, narzędzia) jest już prawie całkowicie w naszych rękach i na tym bym się skupił bo to jest kapitał , który ZAWSZE się przyda. Czyli jeśli pytasz czym się zająć już dzisiaj to wg mnie zdobywaniem wiedzy i umiejętności , które mogą się przydać jak przyjdzie co do czego.
Z całą pewnością warto się uczyć wszelkich praktycznych umiejętności technicznych. Jak samodzielnie zrobić różne rzeczy przy użyciu różnych technologii. Od najprostszych narzędzi po bardziej zmechanizowane/zautomatyzowane. Bo nie wiemy co kiedy się przyda . Ale też jak naprawiać różne rzeczy, których wprawdzie nie będziemy w stanie wytworzyć od zera (bo np technologia będzie zbyt złożona i niedostępna) ale będziemy je mieć i warto żeby były na chodzie jak najdłużej.
A równologle, ponieważ naprawdę najważniejsza będzie produkcja żywności, to chyba trzeba się uczyć wszysktiego co związane z rolnictwem.
A jak zacząć coś w tym kierunku działać praktycznie tu i teraz ? Na rolnictwie się nie znam a co do reszty ( czyli uczenia się robić rzeczy ) to chyba najlepej wkręcić się jakieś miejsce typu hackerspace/makerspace albo znaleść chętnych na stworzenie takowego. Sam się przymierzam żeby coś w tym kierunku zadziałać (WRO i okolice…). No i jeszcze wazna rzecz - ponieważ musimy zakładać, że ta nasza autonomia to może być taka naprawdę offline, bez netu, to cała wiedzę i know-how, które gromadzimy obowiązkowo też musi być w postaci dostępnej lokalnie, offline. Czyli już dziś pomysleć nad projektami z kategorii “jak zapisać cały internet na dyskietce”. Są takie. Np https://www.kiwix.org/en/
Dodam do tej listy obronę przed atakami z zewnątrz. Na plony trzeba czekać cały rok, a obca grupa może w mgnieniu oka zabrać je przemocą. Potrzebne są osoby potrafiące posługiwać się bronią, jak i sama broń i zapas amunicji. Lewacy zwykle stronią od tematyki broni, zawłaszczonej przez prawicę, tutaj jest potencjalna pięta achillesowa polskiej lewackiej komuny. Uczmy się od Rożawy i Zapatystek, to co zbudujesz musisz obronić przed wieloma nieprzyjaznymi siłami ;)
Wyczuwam miłośnika/miłośniczkę nieograniczonego dostepu do broni… Jeżeli dobrze rozumiem to wybierasz w punkcie 6 “rozwiązywanie konfliktów” opcję c) “cholera wie co jeszcze”. Czyli opcje przemocową. W stylistyce madmaxa…
A tak praktycznie ( bo trzeba sie jakoś przygotować…) to jak sie robi / skąd się bierze te zapasy broni i amunicji ? U nas. Nie w USA…
Proszę nie wyczuwaj, bo tego nie wiesz i takie domysły bywają błędne i krzywdzące. Jestem przeciwny nieograniczonemu dostępowi do broni w tym świecie, w którym żyjemy. Ale mówimy o świecie, który zaczął się walić i wszystko zawiodło.
To nie jest część 6, bo 6 mówi o rozwiązywaniu problemów wewnętrznych, ja chciałem poruszyć problem agresji z zewnątrz. Alternatywą dla ekowioski i prób wyhodowania własnej żywności, jest grupa agresywnych nomadów, która przyjdzie i powie “poprosimy połowę waszych tegorocznych plonów, albo do was strzelamy”. No i trzeba na taką sytuację być przygotowanym. Jak, nie wiem do końca, mieć kolegę wojskowego, który jak wszystko zacznie się walić, wyniesie coś z magazynu? :)
@landap@szmer.info ma rację. Takie zagrożenie istnieje. Mi też się to nie podoba, ale trzeba rozważyć opcje obronne.
Da się (co nie znaczy, że łatwo i z gwarancją sukcesu). Więcej napiszę jak siądę do kompa. Tymczasem trzy kluczowe hasła: