Myśląc o kryzysie klimatycznym zaczęłam się zastanawiać: jak mogłoby wyglądać takie samowystarczalne gospodarstwo/wioska/kooperatywa, w której możnaby się schronić gdy świat by się zaczął walić i wszystko inne by zawiodło? Wiadomo, samowystarczalność to mało jasne pojęcie i potrzebujemy współpracy takiej czy innej, zapewne takie wioski/gospodarstwa musiałby być ze sobą w kontakcie i wsparciu czy wymianach zasobów. Mam jednak na myśli życie bez rządu, sklepów, prac na etat dostarczających takich zasobów jak pieniądze czy żywność (jaka by ona nie była). W kapitalizmie się urodziłam, w kapitalizmie żyję i nic poza kapitalizmem nie znam i nie umiem sobie wyobrazić czy zwizualizować, poza mglistymi sennymi wizjami o lepszym świecie.

Wiadomo, że potrzebne są:

  1. Jedzenie - X mieszkańców trzeba wyżywić przez cały rok. Ile hektarów pola by było potrzebne na osobę? Da się to jakoś policzyć? Co należy uwzględnić? Zboża, owoce, warzywa? Kury na jajka, krowy?
  2. Woda. Tu akurat alternatywy dla “normalnej” kanalizacji wyobrazić mi sobie nietrudno, wszak istnieją studnie głębinowe i inne ciekawe rzeczy. Pytanie, na ile ta woda by była “nieograniczona” i czy by była bieżąca i ciepła.
  3. Elektryczność (nie umiem sobie wyobrazić życia bez tego). Też do ogarnięcia, są już teraz projekt y samowystarczalnych energetycznie domów, wiatraki, panele słoneczne… I pewnie inne rzeczy których nie wiem.
  4. Transport. Ropa się kiedyś skończy albo nam odetną dostęp i autkiem się nie pośmiga. Na dłuższe trasy/niepogodę rower odpada, no i są ludzie niepełnosprawni. Transport plonów też trzeba jakoś ogarnąć. Powrót do koni pociągowych? Self made auta elektryczne?
  5. Medycyna, antykoncepcja, wsparcie psychologiczne. Średnio mi się widzi umieranie z powodu otwartego złamania bo najbliższy lekarz jest 5 dni wozem z wołami stąd. Trzeba też mieć dostęp do leków czy innych wyrobów medycznych, są ludzie którzy muszą brać leki całe życie. Ziółka z lasu są spoko ale mi nie zastąpią antydepresantów ani leków przeciwlękowych. Jak zrobić takie substancje bez labolatoriów, skąd sprowadzać?
  6. Rozwiązywanie konfliktów. Bo takie będą, a szkoda, żeby wszystko zamieniło się w a) sekciarską komunę, b) hierarchiczny syf gdzie silniejsza psychicznie elita goni do roboty “gorszych”, c) cholera wie co jeszcze. Mam dziwne (może przez kogoś zaprogamowane) przeświadczenie, że takie inicjatywy kończą… No, szybko kończą, po prostu. Bośmy jako ludzie głupi i przemocowi.
  7. Inkluzywność i wsparcie osób ze specjalnymi/nietypowymi potrzebami. Temat rzeka bo każdy jest inny.

Poza tym… Pomóżcie mi. Taka wizja pomaga mi opanować lęk przed następstwami katastrofy, ale z drugiej strony nie umiem sobie wyobrazić życia w takim miejscu. Nie mam pojęcia jakby to mogło wyglądać. Część moich krewnych pochodzi z właśnie takiej wsi gdzie są same pola i gospodarstwa i naprawdę bardzo źle mi się te miejsca kojarzą: wieczne konflikty sąsiedzkie, brudne psy i krowy na łańcuchach, zaniedbane dzieci w zniszczonych ubraniach, wyniszczający ludzi alkoholizm, brak komunikacji i dojazdu gdziekolwiek bez samochodu. Chciałabym uwierzyć, że da się jakoś… inaczej.

  • truffles
    link
    fedilink
    arrow-up
    3
    ·
    3 years ago

    Wrzuciłem właśnie reportaż o ludziach żyjących “poza cywilizacją” na Wyspach Brytyjskich, myślę, że może Ciebie zainteresować.

    Generalnie wszystko zależy od tego, jak bardzo samowystarczalna ma być ta społeczność i jak bardzo wszystko klęknie. Na tę chwilę prąd, woda i jedzenie to nie byłby największy problem w naszym regionie. Podobno w Polsce spada więcej deszczu na metr kwadratowy niż w Czechach i to pomimo trwającej suszy. Prąd też można brać z paneli, wiatraków, w górach z hydroelektrowni… dopóki coś się nie zepsuje. I tu jest problem, o którym piszesz z zaawansowanymi technologiami jak elektronika czy medycyna właśnie.

    Nawet gdyby szczegółowe instrukcje produkcji jakichś leków były dostępne na zasadach open source, to wciąż potrzebne jest laboratorium ze sprzętem i ludzie co się na tym znają. No i nie mam przekonania, czy nawet gdyby te laboratoria organizowały się na zasadach spółdzielni to czy byłyby skore produkować te leki w zamian za dobre słowo albo kosz cebuli i czy to nie byłby taki kapitalizm z dodatkowymi krokami.

    Co do transportu, to dla mnie nie istnieje utopia bez pociągów (co to za świat bez ciuch-ciuch 😅), a te mogą być również zasilane prądem z OZE. Elektryczne rowery dwu- i trójkołowe to też jest jakiś niskokosztowy sposób dla osób starszych lub niepełnosprawnych.

    Ja jestem z miasta także mało wiem o życiu na wsi, ale jak z poziomu turysty porównuję wsie dolnośląskie i czeskie, to mam dwie refleksje. Jedna, że na Dolnym Śląsku jest jakieś poczucie tymczasowości i dwa rodzaje domów - takie, gdzie nic się nie inwestuje nawet w tynk, na podwórku wala się jakiś złom oraz takie, że ktoś ma jakiś dobrze prosperujący biznes (np. sklep spożywczy, piekarnię) i nie ma już na co wydawać pieniędzy więc sobie stawia mur z klinkieru albo lwy na balustradach. Tę tymczasowość widać też w miastach, gdzie stawia się drogie deweloperskie bloki i domy (powiązane z gruntem), ale już chleb i inne spożywcze rzeczy sprzedaje się z przyczep lub blaszanych kiosków (bo nie wiadomo, czy warto inwestować na dłużej?). W Czechach jest to jakoś bardziej wyrównane, przynajmniej na pozór.