Jako wegetarianka od dwóch lat, a i stopniowo weganka od roku potwierdzam - poczucie, nwm jak to nazwać, szczęścia (?) spokoju (?) wolności (?) (nie znam dobrego na to określenia) wywołanego świadomością, że podejmujesz wyrzeczenia, by ograniczać swoje szkodzenie innym jest większe, niż trudności tym wywołane. Wielu ludzi nie zdaje sobie nawet sprawy jakie szczęście może w ten sposób osiągnąć, poprzez wyrzeczenia z pozoru je odbierające. Przy okazji zapraszam do dyskusji na ten temat :)
No mi sie wydaje, że w wiekszosci to szczęście, spokój, czy wolność to raczej ludzie sobie wkręcają po prostu gloryfikując niejedzenie mięsa, oczywiscie mówię to jako wege od 7 lat :D
Cóż, dzięki wychowywaniu się w ultrakatolickiej rodzinie nauczyłam się osiągać szczęście przez ograniczenia, to jest dużo przyjemniejsze od innych rodzajów szczęścia, naprawdę. To chyba jedyny plus jaki mam z tej religii.
deleted by creator
A i sorcia za kaleczenie języka polskiego, ale jestem zmęczona
“(…) jakie szczęście może w ten sposób osiągnąć, poprzez wyrzeczenia z pozoru je odbierające” - tutaj myślę, że warto sobie zrobić rozgraniczenie pomiędzy szczęściem a przyjemnością. Wtedy ta sytuacja jest mniej paradoksalna - rezygnujemy z przyjemności jedzenia mięsa, a dostajemy szczęście.
Polecam pilnować tego rozgraniczenia pomiędzy przyjemnością a szczęściem także w wielu innych rozkminach życiowych i filozoficznych
Coś w tym jest. Przy całej mojej awersji do newageowych bredni, czy metafizycznego ujęcia koncepcji karmy, to jednak całe to cierpnie, choćby i wypierane, przekłada się na stan psychiczny…
Chociaż filmiku nie byłem w stanie obejrzeć, jakoś mam awersję do takich nagrań :P
Cóż, z tego co pamiętam nie ma tam nic o karmie i na szczęście nie wypieram cierpienia, to jest bardziej szczęście niż cierpienie, nwm jak to wytłumaczyć. W kazy razie na pewno tego nie wypieram, mam silny dialog wewnętrzny, ogarniam swoją podświadomość. :)