Zbliża się 8 marca. Międzynarodowy dzień kobiet. Masowych protestów, takich, jak te z jesieni 2020 roku, racze nie będzie. Mimo, że są ku nim powody. Piekło kobiet trwa. Nie żyje Iza z Pszczyny. Nie żyje Agnieszka z Częstochowy. Nie wiemy, ile jeszcze kobiet poniosło śmierć w podobnych okolicznościach - wszach bliscy nie zawsze informują media. Niedawno zgwałconej niepełnosprawnej dziewczynie z Podlasia odmówiono aborcji - finalnej udało się do niej doprowadzić w innym województwie, przy pomocy organizacji kobiecych.
CBA dokonało nalotu na gabinet ginekolożki pod pretekstem badania sprawy pomocnictwa w aborcji wobec kobiety, która nawet nie była pacjentką zaatakowanej lekarki. Zabrano smartfon, komputer i dokumentację medyczną wszystkich pacjentek z okresu prawie 30 lat. Chcesz “legalnie” molestować kobiety? Zostań prokuratorem, będziesz mieć nieograniczony dostęp do wszystkiego, z czego zwierzały się ginekologowi. Tymczasem Kaja Godek, chyba najbardziej nienawidząca kobiet osoba w Polsce, zgłosiła projekt ustawy zaostrzający prawo antyaborcyjne. I znalazła odpowiednią ilość równie nienawistnych osobników, żeby wprowadzić ten projekt do sejmu. Wedle proponowanych przepisów nawet mówienie o aborcji czy posiadanie dotyczących jej materiałów miałoby być nielegalne. Nieraz projekty obywatelskie muszą dość długo czekać, zanim trafią na sejmową mównicę. Tutaj jednak sejm poszedł Kai Godek na rękę. Zaproponował czytanie w Dniu Kobiet. Będzie można przepchnąć dalej albo odrzucić w blasku kamer udając, że to “prezent od PiSu”, że wprawdzie kobieta jest rzeczą bez prawa do prywatności i podmiotowości (vide wspomniany wyżej nalot CBA), że wprawdzie kobiety wciąż umierają z powodu antyaborcyjnych przepisów, no ale przecież wcale nie jest tak źle, pozwalamy kobietom mówić, pozwalamy im posiadać w domu czy na komputerze ulotki aborcyjne (ewentaulnie naślemy CBA czy inne ABW i zabierzemy wszelkie ulotki, choćby takie sprzed 30 lat).
A kobiety mimo, że prawo do głosu, oburzenia i protestowania mają, coraz częsciej tego nie robią. Podobnie zresztą jak reszta społeczeństwa. Są wykończone tym, do czego PiS doprowadził kraj. Ale także tym, co serwuje im ogół społeczeństwa. Wtłaczaniem w stereotypowe role. Od dzieciństwa. Niebieski i samochody dla chłopców, różowy i lalki dla dziewczynek. Skupianie się na wyglądzie uczennic, ale nie uczniów. Wymaganie od dziewcząt, by to one pomagały w kuchni, one podawały do stołu, one były grzeczne i miłe, one pomocne. Statystycznie kobiety w Polsce poświęcają znacznie więcej od mężczyzn czasu na prace domowe. I dotyczy to także kobiet deklarujących, że w ich związku stawia się na równość i partnerstwo. Nawet, jeśli kobieta wspólnie z mężem czy partnerem ustali sprawiedliwy podział obowiązków - w pracy, na placu zabaw czy na rodzinnej imprezie zwykle usłyszy, że nie dość się stara, podczas gdy jej mąż zbierze pochwały za “pomaganie w domu”. Ile z nas nie poszło na kobiece protesty, bo “musiało” zostać z dziećmi w domu, ile poszło upewniwszy się, że w domu jest porządek i domownicy dostali ciepły obiad, a ile na protesty wprawdzie poszło - ale na powiedzenie mężowi “idę pobiegać/do koleżanki, zajmij się w tym czasie dziećmi” odwagi już nie starczyło? Feminizm po polsku.
W 2020, po ogłoszeniu wyroku Trybunału Przyłębskiej, obserwowaliśmy wielkie poruszenie. Uczestniczyłyśmy największych w Polsce protestach od przemian ustrojowych w 1989 roku. Wierzyłyśmy, że “ten rząd obalą kobiety”. A potem, kiedy mimo protestów wyrok został wpisany do Dziennika Ustaw - chyba coś w nas pękło. Ale nie w tym pozytywnym sensie, w którym gniew przeradza się w działanie. Tylko w tym negatywnym, w którym przeradza się w rozpacz i marazm. Stwierdzenie, że “nikt już nic nie robi, wszyscy odpuścili” byłoby niesprawiedliwe wobec osób, które wciąż działają. Ale to już nie ta skala. Minęły 3 lata - i ilekroć w dowolnmym miejscu czy kontekście pojawia się temat wyjścia na ulicę, dominują głosy “już nie mam siły”, “to bez sensu”, “ale po co? to nic nie da, oni [rządzący] tak zrobią co chcą”. Bo było już parę przegranych, bo raz mieliśmy szansę - ale opozycja zlekceważyła głosowanie, innym razem się zjawiła - ale PiS i tak miało większość itp. Marazm dopadł nas do tego stopnia, że nawet, gdy pojawia się dobra wiadomość o jakimś małym zwycięstwie, cieszący się są od razu uciszani w imię “z czego się głupi cieszycie, spróbują znowu następnym razem i wtedy na pewno przegramy”. Wyniesiona ze szkolnych lektur martyrologia oraz patriarchalne wychowanie siedzą w nas głębiej, niż myślimy. Także w tych, którzy i które nie chcą się do tego przyznać. Polski naród po prostu musi być naznaczony cierpieniem i bez prawa do radości, a jeśli w dodatku nie jesteś Polakiem, tylko Polką, to najlepiej żebyś już zaraz po urodzeniu zaczęła przepraszać za to, że żyjesz.
Tymczasem w innych krajach strajki i protesty kobiet zadziałały. Tylko nie od razu. Argentynki wywalczyły prawo do Aborcji dopiero 30 grudnia 2020 roku. Wcześniej aborcja w Argentynie była legalna jedynie w przypadku gwałtu czy zagrożenia życia matki, a pomocnitwo w dokonaniu aborcji było karalne. Brzmi znajomo? “Walka o prawa kobiet jest zawsze drogą przez mękę, a tym razem musieliśmy jeszcze zmagać się z pandemią. Dlatego teraz jestem tak bardzo szczęśliwa” - powiedziała Ingrid Beck, która o prawa kobiet walczyła od 30 lat.
Ale Argentyna jest daleko, więc poszukajmy bliżej, w Europie. Irlandia. Katolicki kraj. Aborcja była tam nielegalna, tabletki antykoncepcyjne - najpierw też nielegalne, potem dostępne jedynie dla małżeństw na receptę. Dziś? Aborcja legalna do 12 t. c. I chociaż doszło do tego w drodze referendum w 2018 r. - to jednak pokazuje przemianę, jaka dokonała się w społeczeństwie irlandzkim na przestrzeni lat. Bo w poprzednich referendach - z 1992 i 2002 roku - społeczeństwo zagłosowało przeciwko kobietom. Wynik z 2018 roku to efekt wieloletniej pracy irlandzkich feministek, które nie zniechęciły się mimo wcześniejszych niepowowdzeń. Kolejny przykład - Niemcy. Kraj, w którym aborcja jest wprawdzie od dawna legalna, nielegalne było jednak jej reklamowanie. Słynny, sięgający 1933r. paragraf 219a wygląda jak coś, czym mogła inspirować się Kaja Godek piszącą projekt, który w najbliższym Dniu Kobiet trafi na sejmową mównicę. Gdy 23 czerwca 2022 roku polski sejm odrzucił w pierwszym czytaniu obywatelski projekt legalizujący aborcję, dzień później niemiecki bundestag zniósł paragraf 219a - i podobnie polski sejm znieisie kiedyś zakaz aborcji. Tylko musimy to wywalczyć.