Nowa Zelandia wprowadza pokoleniowy zakaz palenia. Osoby urodzone po 2008 nie będą mogły zakupić papierosów nawet po 18 roku życia. Działanie to ma na celu całkowite wyeliminowanie nałogu palenia ze społeczeństwa. Co sądzicie o takim pomyśle? Czy to w ogóle może mieć sens, czy najzwyczajniej w świecie rozwinie się czarny rynek?
Ja uważam, że to nic nie da, bo i tak ludzie będą nimi handlować pod ladą, a dodatkowo staną się symbolem buntu i zakazanym owocem, tak jak trawka.
(Niestety nie umiem obejść paywalla na wy***czej)
To, co napisałem na początku, uważam za najważniejsze. Kolejne wersje dylematu wagonika.
Edit: bo pisałem na telefonie.
Nasze wybory mają sens ZAWSZE przy założeniach, jakie przyjmujemy. A te założenia ZAWSZE mówią “to-a-to jest najważniejsze, tamto-a-tamto jest mniej ważne, a owamto jest w sumie nieważne”. Do tego ZAWSZE decydujemy i działamy w warunkach niepełnej informacji. Nie wiemy o (nieznanej) skali nieplanowanych skutków naszych decyzji – i rzadko kiedy możemy się o nich dowiedzieć ex post. Nie wiemy – i nigdy się nie dowiemy, bo nie mamy wglądu w równoległe wszechświaty – jakie byłyby skutki decyzji alternatywnej.
Uważam, że jedyne, co nam pozostaje, to działać według naszej najlepszej wiedzy i liczyć na życzliwość Wszechświata. :-) Natomiast jestem przeciwny udawaniu, że WIEMY, co robimy. ;-)
To tym bardziej warto rozmawiać o wszystkich możliwych konsekwencjach danej decyzji, które jesteśmy w stanie przewidzieć. Wierzę, że w NZ odbyła sie nad tym jakaś rzeczowa dyskusja, które to wszystko w/w wzieła pod uwagę. Z tego co piszą, to ten zakaz pokoleniowy jest jednym z (iluś tam innych…) działań, które idą równolegle.
Jestem ostatnim, który by chciał podważyć Twoją wiarę w rząd Nowej Zelandii. ;-)
Kontekst: https://szmer.info/post/13174