Dlaczego miałabym ufać komuś, kto ma dostęp do wszelkich danych o mnie kiedy tylko chce i w dodatku jest bezkarny, bo chroni go aparat państwowy? Jak w ogóle można mówić tu o zaufaniu? Choćbym żyła w najbardziej liberalnym kraju, tej relacji władzy nie da się złagodzić jakimś “zaufaniem” - można ją tylko znieść, razem z władzą.
Dlaczego miałabym ufać komuś, kto ma dostęp do wszelkich danych o mnie kiedy tylko chce i w dodatku jest bezkarny, bo chroni go aparat państwowy? Jak w ogóle można mówić tu o zaufaniu? Choćbym żyła w najbardziej liberalnym kraju, tej relacji władzy nie da się złagodzić jakimś “zaufaniem” - można ją tylko znieść, razem z władzą.