Jako anarchistka pozwolę sobie dziś pomarudzić na innych anarchistów.Doszło dziś do sytuacji, gdzie nasi aktywiści MR zostali poinformowani, że nie są mile widziani na jednej z anarchistycznej manifestacji, gdyż są "systemowi". (1/9)— Remmmmy 💫 (@RemmyUwU) January 20, 2021
Zerknąłem obawiając się najgorszego, ale w zasadzie to to samo spierdolenie z którym wielokrotnie sam musiałem się spierać. Realna część ruchu to pogrążeni w inercji dyletanci. Odtwarzają bezpieczne dla siebie schematy, wszystko co je narusza uznają za zagrożenie, które należy zwalczać. A najlepiej zwalczać podszywając to ideologią, bo nie wyjdzie, że nie ogarniają czy się boją, tylko nabiją punkty radykała. W dodatku swoje pojęcie na temat anarchizmu częstokroć opierają na zupełnie autorskich rozważaniach (czasami trafionych, czasami godnych odstrzelenia), piosenkach i zinach, albo w najlepszym wypadku XIXw. dziadach. Znikoma ilość refleksji, co najwyżej okazjonalna próba odniesienia do współczesnego kontekstu, zerowe zrozumienie nawet historycznie stosowanych strategii/taktyk działania. Przykładowo i w temacie; Anarchosyndykalistyczny zwrot Związku Związków Zawodowych był efektem de facto entryzmu, którego nie powstydziłaby się PeDecja. Bez tego pewnie nie byłoby i tego ruchu przed wojną i 104 Brygady Syndykalistycznej/SOW-y w jej trakcie, albo by były, ale w sumie 10-osobowo.
Kombatanckim tropem; ostatnio wrzucałem do /c/musiczka kawałek jednego z niewielu pankowych zespołów których warto posłuchać, Guernica y Luno, w '94 śpiewali tak;
I teraz scena pilnuje się sama, realnie nie stanowi żadnego zagrożenia. Kto się wychyla, robi coś innego, natychmiast jest jebany w imię szczeniactwa i idealistycznych mrzonek. Kiedy my jesteśmy w podziemiu, buntujemy się i zamykamy we własnym kręgu, nikt z nami nie ma problemu, nikt nas nie musi pilnować, sami robimy to najlepiej. A gdy przychodzi 1 maja, to w Gdańsku trzeba zrobić koncert popularnych zespołów, bo inaczej mało kto przyszedłby na demonstrację.
I przypomina mi się, że nawet zmiana formy jednej z demonstracji na bardziej atrakcyjną (zawierającą “popularne zespoły”) wiązała się z tak zaciekłym oporem, że akcja spotkała się z de facto bojkotem części środowiska. Wrócili, kiedy odkryli, że frekwencja wzrosła i mogłaby spokojnie rosnąć dalej bez nich. Parę, godnych szacunku, przyznało się chociaż do błędu, reszta może się pierdolić. Psy szczekają, platformy jadą dalej.
Inna sprawa, że ruch anarchistyczny nawet w miejscach gdzie działa najprężniej okazuje się niezdolny do udźwignięcia niektórych podstawowych postulatów. Nie wiem, czy to kwestia płytkiego zrozumienia, niezdolności krytycznej analizy, odwagi czy czego. Fakty są takie, że jeśli nie chce się bawić w circle jerk trzeba albo znaleźć jakąś grupę która faktycznie sensownie działa, szukać sojuszników/czek na obrzeżach istniejących, albo budować nowe struktury.
Moim osobistym wyjściem było porzucenie, po jakichś 18 latach, identyfikacji jako anarchista. Zaczęła wyłącznie ciążyć, a niczego pozytywnego nie wnosiła, drogę naprzód widzę gdzie indziej, nie odrzucając zresztą anarchistycznej organizacji życia społecznego jako idealnego ostatecznego celu. Po prostu współcześni anarchiści nie mają szans go osiągnąć.
Sekciarstwo jest najgorsze, a takie bycie edgy cechuje zazwyczaj ekipy, które nic nie robią poza krytykowaniem innych. Co więcej im bardziej jakaś inicjatywa się rozwinie i zdobędzie rozgłos (np. warszawski Bookfair, czy antyfaszystowski rave) tym bardziej będzie krytykowana za to że nie jest “czysta ideologicznie”. Sensowne i działające z sukcesami inicjatywy organizowane są przez ekipy ludzi z otwartymi umysłami i na szczęście trochę taki jest.
Jeśli dla ciebie miarą sukcesu jest to ze Wyborcza o czymś na pisze to daruj sobie aktywizm i przestań krytykować na necie, bo przez takie podejście jak twoje ludzie się zniechęcają i fajne inicjatywy padają. BEZ ODBIORU.
Zerknąłem obawiając się najgorszego, ale w zasadzie to to samo spierdolenie z którym wielokrotnie sam musiałem się spierać. Realna część ruchu to pogrążeni w inercji dyletanci. Odtwarzają bezpieczne dla siebie schematy, wszystko co je narusza uznają za zagrożenie, które należy zwalczać. A najlepiej zwalczać podszywając to ideologią, bo nie wyjdzie, że nie ogarniają czy się boją, tylko nabiją punkty radykała. W dodatku swoje pojęcie na temat anarchizmu częstokroć opierają na zupełnie autorskich rozważaniach (czasami trafionych, czasami godnych odstrzelenia), piosenkach i zinach, albo w najlepszym wypadku XIXw. dziadach. Znikoma ilość refleksji, co najwyżej okazjonalna próba odniesienia do współczesnego kontekstu, zerowe zrozumienie nawet historycznie stosowanych strategii/taktyk działania. Przykładowo i w temacie; Anarchosyndykalistyczny zwrot Związku Związków Zawodowych był efektem de facto entryzmu, którego nie powstydziłaby się PeDecja. Bez tego pewnie nie byłoby i tego ruchu przed wojną i 104 Brygady Syndykalistycznej/SOW-y w jej trakcie, albo by były, ale w sumie 10-osobowo.
Kombatanckim tropem; ostatnio wrzucałem do /c/musiczka kawałek jednego z niewielu pankowych zespołów których warto posłuchać, Guernica y Luno, w '94 śpiewali tak;
I przypomina mi się, że nawet zmiana formy jednej z demonstracji na bardziej atrakcyjną (zawierającą “popularne zespoły”) wiązała się z tak zaciekłym oporem, że akcja spotkała się z de facto bojkotem części środowiska. Wrócili, kiedy odkryli, że frekwencja wzrosła i mogłaby spokojnie rosnąć dalej bez nich. Parę, godnych szacunku, przyznało się chociaż do błędu, reszta może się pierdolić. Psy szczekają, platformy jadą dalej.
Inna sprawa, że ruch anarchistyczny nawet w miejscach gdzie działa najprężniej okazuje się niezdolny do udźwignięcia niektórych podstawowych postulatów. Nie wiem, czy to kwestia płytkiego zrozumienia, niezdolności krytycznej analizy, odwagi czy czego. Fakty są takie, że jeśli nie chce się bawić w circle jerk trzeba albo znaleźć jakąś grupę która faktycznie sensownie działa, szukać sojuszników/czek na obrzeżach istniejących, albo budować nowe struktury.
Moim osobistym wyjściem było porzucenie, po jakichś 18 latach, identyfikacji jako anarchista. Zaczęła wyłącznie ciążyć, a niczego pozytywnego nie wnosiła, drogę naprzód widzę gdzie indziej, nie odrzucając zresztą anarchistycznej organizacji życia społecznego jako idealnego ostatecznego celu. Po prostu współcześni anarchiści nie mają szans go osiągnąć.
Sekciarstwo jest najgorsze, a takie bycie edgy cechuje zazwyczaj ekipy, które nic nie robią poza krytykowaniem innych. Co więcej im bardziej jakaś inicjatywa się rozwinie i zdobędzie rozgłos (np. warszawski Bookfair, czy antyfaszystowski rave) tym bardziej będzie krytykowana za to że nie jest “czysta ideologicznie”. Sensowne i działające z sukcesami inicjatywy organizowane są przez ekipy ludzi z otwartymi umysłami i na szczęście trochę taki jest.
Pierwszy raz słyszę o warszawskim Bookfairze czy antyfaszystowskim ravie, więc chyba trochę kiepsko z tym rozgłosem.
Jeśli dla ciebie miarą sukcesu jest to ze Wyborcza o czymś na pisze to daruj sobie aktywizm i przestań krytykować na necie, bo przez takie podejście jak twoje ludzie się zniechęcają i fajne inicjatywy padają. BEZ ODBIORU.