- Dla nas międzynarodowy porządek prawny jest rzeczą pierwszorzędnej wagi - mówił w Sejmie premier Donald Tusk. Szef rządu mówił o obchodach 80. rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz i zagwarantował, że Polska zagwarantuje bezpieczeństwo przedstawicielom Izraela.
Oczywiście że latają. Bo ty je wycinasz. Z wypowiedzi dwóch mimo wszystko młodych ludzi, którym wcale się tu masowo nie przyklaskuje. I z których co najmniej jeden jest naprawdę nierozgarnięty i naiwny, żeby nie powiedzieć ostrzej.
Za to nieusuwanie to akurat dobra taktyka. Na sekcji @ na FB robię tak samo – niech inni, którzy przyjdą potem, będą w stanie zobaczyć kto i kiedy wypisywał różne tejki. Ma to pewną wartość edukacyjną. Czym innym jest wywalanie antysemitów z demonstracji, a czym innym usuwanie wpisów z internetu.
Cieszę się że jesteś w świetnym humorze, przyznając wszem i wobec że dokładasz się do niszczenia ruchu i odpowiadasz za kolekcje skrinów ukazujących się w internecie i podawanych dalej przez ludzi, których głównym celem jest tego ruchu rozbrojenie. Tak jak ci napisał Harc – tu walczy się o wiele łatwiej. Szkoda tylko że jeszcze próbujesz udawać bezstronnego arbitra i nie masz odwagi wypozycjonować się jawnie tam, gdzie i tak już dawno stoisz. Czyli bardzo daleko od “środka”.
Gdzie ja przyznałem że robię jakiekolwiek screeny i je udostępniam? Nie robię tego bo i po co nagłaśniać szmer na którym jest z 10 osób. Ale widziałem że inni robią. Czy chcą rozjebać tym ruch, wątpię. Myślę że ruch rozpierdalają antysemici którzy wzywają do wewnętrznych czystek i przeprowadzają je w ten czy inny sposób.
I protestowanie przeciwko temu raczej jest próbą ochrony lewicowych ideałów i wartości, a nie walki z “ruchem”. Weź wyjdź z oblężonej twierdzy.
Gdzie ja przyznałem że robię jakiekolwiek screeny i je udostępniam?
Nie wprost, ale dałeś do zrozumienia. Trzeba mieć 10 lat żeby nabierać ludzi na numer pod tytułem “ja mam rączki tutaj” i myśleć że uwierzą.
Myślę że ruch rozpierdalają antysemici którzy wzywają do wewnętrznych czystek i przeprowadzają je w ten czy inny sposób.
Myślę, że realny antysemityzm w tzw. ruchu to problem marginesu marginesu, na co argumenty przedstawiałam ci nie raz, a co ty próbujesz rozdmuchiwać do niebotycznych rozmiarów, bo to po prostu łatwiejsze niż walka z realnymi problemami. Rozumiem to, też przeżywam kryzys sprawczości. Ale nie wydaje mi się, że to sposób na jej uzyskanie. Ruch anarchistyczny ma problem z wieloma rzeczami: z ukrytymi hierarchiami, “charyzmatycznymi jednostkami” zawłaszczającymi dyskurs i przestrzenie, z plemiennymi wręcz podziałami, wątpliwymi etycznie decyzjami rozmaitych kolektywów, cichym zezwoleniem na przemoc lub przynajmniej odwracaniem od niej głowy, wreszcie z pewną niedojrzałością emocjonalną niektórych działaczy - to wszystko są kwestie które rodzą realne niebezpieczeństwa i w realny sposób rozbijają go od środka. Zdradzają też ogromną potrzebę przewartościowania wszystkiego, co w ogóle o anarchizmie czy innych formach wolnościowych myślimy. A przede wszystkim, jak widać było jeszcze nie tak dawno, te problemy, niezaadresowane i tłumione latami, niosą realną krzywdę. Materialną, nie słowną.
Ruch tzw. lewicowy szerzej pojęty ma też problem z niektórymi postawami typu zażarta antyamerykańskość przesłaniająca np. komunistom cały świat, przez co rzeczywiście wielu z nich jest w stanie sprzymierzyć się z diabłem, byle tylko dowalić “agentom USA”. Ale to spierdolenie w Polsce przejawiają po pierwsze tylko małe grupki krzykliwe głównie w internecie, a po drugie jest to właśnie obsesja antyamerykańska, nie antysemicka ani antyukraińska. Nawet oni nie są tak tępi by stawać się realnymi antysemitami. Nie wierzą w żydowski spisek trzęsący światem: raczej w to, że światem trzęsie za portki USA, a Kurdowie, Ukraina czy Izrael to tylko jego pionki, agenci wpływu. Mówiłam ci to już, ale skoro się nie odniosłeś to mówię raz jeszcze.
Tak, ja wiem że dla ciebie niechęć dla żydowskiego nacjonalizmu i agresywnej polityki osadniczej to antysemityzm. Że nawet niechęć wobec państwa Izrael po prostu to antysemityzm. Cóż, z tym się nie zgodzimy. Ale wydaje mi się że nie tylko ja się z tobą nie zgodzę. Wydaje mi się że twoja osobliwa definicja jest naprawdę mało popularna i nie wierzy w nią poważnie chyba nawet samo ADL. :) Gdyby uznać tę definicję za prawdziwą, to wtedy mikroskopijny ruch Jews Against Zionism byłby antysemicki, antysemitą stulecia byłby Julian Tuwim (a przecież pisał kawałki o “parchach świętych” z Góry Kalwarii, nie wspominając o “syjontkach palestyńskich” i w ogóle jakiś taki strasznie nabzdyczony był!), czy Adam Lipszyc który w jednym ze swoich ostatnich felietonów w Dwutygodniku napisał coś jak “nie wydaje mi się żeby Izrael był państwem żydowskim - Żydem to jestem ja”. Nawet jednak gdyby zgodzić się z tym, że “co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie”, albo ukuć sobie jakąś definicję “zinternalizowanego antysemityzmu”, to dalej będzie to ciężko przepchnąć. Może ta etykietka zastosowana wobec kogoś kto np. sprzeciwiał się pierwotnemu planowi podziału Palestyny z 1947 mogłaby się jakoś w tym czasie obronić, no i oczywiście na pewno obroniłaby się wobec kogoś kto definitywnie twierdził wtedy, że Żydzi nigdy nie powinni mieć żadnego państwa. Ale w roku 2025, kiedy naoglądaliśmy się naprawdę już dość obrazów okrucieństwa i bezładnej cynicznej przemocy ze strony tego państwa, niezależnie od kontekstu, naprawdę trudno uznać że ktoś, kto mówi że Izrael jako państwo jest problemem, kieruje się tylko antysemityzmem.
Mam nadzieję że kolektyw Anarchists Against The Wall też nie jest antysemicki? Bo skoro nazwałeś tak już nawet Harcerza to zaczynam się obawiać o znaczenie tego słowa.
Owszem, pewnie tacy ludzie są. Ale jeśli istnieje prostsze wyjaśnienie czegoś, to należy najpierw szukać tam. A proste wyjaśnienie mówi, że nie żyjemy ani w 1948, ani w czasach przedwojennych, gdzie rzeczywisty antysemityzm był gigantycznym podskórnym problemem całego Zachodu, zaś Żydzi - gorącym kartoflem którego przerzucano sobie z rąk do rąk i wyżywano się na nim jak na koźle ofiarnym. Nie. Żyjemy teraz, i choć na świecie nie brakuje prawdziwych, organicznych antysemitów, to naprawdę trudno znaleźć ich w lewicowych kręgach. Łatwo za to znaleźć masę ludzi autentycznie oburzonych podwójnymi standardami jakie politycy tzw. Zachodu przykrawają do małego państwa na Bliskim Wschodzie. Łatwo poczuć prawdziwy ból i smutek po obejrzeniu migawek z Gazy, i to wcale nie aktualnych, ale także tych z ostatnich kilku “konfliktów”, które kończyły się kryzysami humanitarnymi, stanem wiecznego oblężenia, masową bezdomnością, śmiercią zupełnie niewinnych ludzi i tak dalej i tak dalej. I kurde, wiem że to szok, ale wiesz co? Ciężko lubić wtedy tych, którzy to cierpienie zadają. Zwłaszcza że to nie USA: tam nikt nie forsuje teorii “zgniłych jabłek w koszu”, tam nie ma tych szlachetnych wojskowych dowódców i polityków którzy tonują ludobójcze zapędy żołnierzy. Nie, tam przekaz leci jawnie i bez żadnego czarowania: wystarczy posłuchać Ben-Gewira i innych nawiedzonych, a potem przerazić się myślą, że to oni są przecież u władzy.
Naprawdę trudno się dziwić zupełnemu brakowi sympatii do tego państwa na lewicy. Nie ma niczego, czym na ową sympatię miałoby sobie zasłużyć (chyba że uznajemy że akceptacja społeczności LTBGQ jest dziś jakiś osiągnięciem a nie milczącym standardem europejskim). To znaczy w ogólnym rozrachunku - bo wiadomo, mi też się podobało Białe Miasto w Tel Awiwie, ładna architektura osiedli i smaczny hummus w każdym sklepie (trochę mniej bycie przeszukiwaną przy każdym wejściu na stację kolejową i ludzie z bronią swobodnie paradujący po ulicy), tylko jednak nawet tam gryzła mnie smutna świadomość, czyim to wszystko kosztem i jak cudnie żyje się za wielką siatką.
W obliczu tego, co zupełnie bezkarnie od dziesięcioleci uprawia to państwo, nawet wobec własnych sojuszników, jestem wręcz pełna podziwu że zdecydowanej większości ludzi na tzw lewicy nie udziela się realny antysemityzm w stopniu, który istnieje u ciebie w głowie. Bo naprawdę mam wrażenie że wiele osób bezskutecznie zadaje sobie non-stop pytanie: “dlaczego wobec tego wszystkiego co się dzieje, większość Żydów milczy?”. I nie jest to pytanie bezzasadne. Co prawda tacy jak ja wolą tłumaczyć sobie, że po prostu boją się wypowiadać (jakie gromy spadły na Lipszyca za jeden felieton…), że trochę się boją środowiskowego ostracyzmu, albo że jednak mają w sobie obawy że może będą źle zrozumiani… Ale nawet ja nie mogę przestać się temu dziwić.
Od Rosjan biernie korzystających na skutkach wojny w Ukrainie domagamy się twardo, by potępiali rosyjską agresję (słusznie!), jeśli nie jawnie to chociaż przez porzucenie imperialistycznych przekonań o rosyjskiej wyższości, przez zrzucenie mentalnych kajdan w których uwięził ich rosyjski nacjonalizm. A zwłaszcza domagamy się od nich tego za granicą, gdzie i tak uciekli przed Putinem, i gdzie organizują sobie w Berlinie marsze poparcia dla Nawalnego, na których boją się wypowiedzieć słowo “Ukraina” (poza anarchistami oczywiście). I kurde, w pewnym sensie mamy rację - czujemy podskórnie, że tę kulturę trawi rak zasadzony tam w okolicach XIX wieku albo jeszcze wcześniej, że Rosjanie mają problem z relatywizacją własnego kolonializmu, i nawet po wielkiej katastrofie jakim był rozpad ZSRR nauczyli się z historii zbyt mało. Chociaż ja wcale nie uważam się za rusofobkę, i w sumie to kiedy Rosja nie toczy żadnej wojny, nie mam ochoty z odruchu domagać się od każdego Rosjanina, żeby jasno opowiedział się po stronie ofiar. No ale toczy wojnę i mam wrażenie że taka deklaracja jest niezbędna. To minimum przyzwoitości.
Więc kiedy myślę np. o polskich Żydach, którzy milczą czasem bardzo głośno i wymownie, jeśli wręcz nie próbują odwracać kota ogonem, to fakt, dużo we mnie zwykłego, ludzkiego jadu. Ale to jednak nie antysemityzm. Nie uważam że Żydzi wyssali okrucieństwo z mlekiem matki. Jestem antropolożką kultury a nie prawicowym zjebem. Tyle że nie zmienia to faktu, że oczekuję: odpowiedzialności, oddania sprawiedliwości ofiarom i zatrzymania tej machiny śmierci teraz i zaraz. Oczekuję też przyznania tego, kto tak naprawdę od dziesięcioleci sabotuje aktywnie proces pokojowy i dzięki komu Hamas stał się tak potężną siłą w Palestynie, wypierając wszystkie bardziej umiarkowane stronnictwa. Oczekuję też przyznania, że obecny stan rzeczy nie działa i potencjalny proces pokojowy należy zacząć od co najmniej rewizji granic, umożliwiając połączenie rozdzielonych terytoriów palestyńskich. No i skoro mamy już te zasrane państwa na świecie i wszystkie instytucje typu trybunały karne, i skoro płacę na nie podatki, to mogę oczekiwać tego minimum, że człowieka podejrzanego o zbrodnie wojenne ktoś PRZYNAJMNIEJ aresztuje i nie będzie się oglądać na okoliczności, skoro dosłownie tym samym grozi innej głowie państwa. Bo zaraz dojdziemy do absurdu, że Putin też powinien móc przyjechać na te obchody, w końcu to Armia Czerwona wyzwoliła obóz…
Ale nie, mimo wszystko nie jestem antysemitką. Chociaż np. mój lokalny rabin wystawił moją cierpliwość na próbę, chociaż spotkałam się z różnymi bardzo krzywymi tekstami przedstawicieli społeczności żydowskiej… to nie, nie będę jednak osądzać jej całej po tych okazach. Nawet jeśli są dość liczne. Skoro ja mogę zrobić tyle, to myślę że ty też możesz zdobyć się na minimum zrozumienia tego, dlaczego na lewicy jest stosunek do syjonizmu taki jaki jest i dlaczego nie oznacza to, że każdy taki lewicowiec jest antysemitą.
Weź wyjdź z oblężonej twierdzy.
To nie działa tak, że wystarczy zaimputować komuś losowemu coś, co samemu się robi, żeby wyszło na twoje. :)
Oczywiście że latają. Bo ty je wycinasz. Z wypowiedzi dwóch mimo wszystko młodych ludzi, którym wcale się tu masowo nie przyklaskuje. I z których co najmniej jeden jest naprawdę nierozgarnięty i naiwny, żeby nie powiedzieć ostrzej.
Za to nieusuwanie to akurat dobra taktyka. Na sekcji @ na FB robię tak samo – niech inni, którzy przyjdą potem, będą w stanie zobaczyć kto i kiedy wypisywał różne tejki. Ma to pewną wartość edukacyjną. Czym innym jest wywalanie antysemitów z demonstracji, a czym innym usuwanie wpisów z internetu.
Cieszę się że jesteś w świetnym humorze, przyznając wszem i wobec że dokładasz się do niszczenia ruchu i odpowiadasz za kolekcje skrinów ukazujących się w internecie i podawanych dalej przez ludzi, których głównym celem jest tego ruchu rozbrojenie. Tak jak ci napisał Harc – tu walczy się o wiele łatwiej. Szkoda tylko że jeszcze próbujesz udawać bezstronnego arbitra i nie masz odwagi wypozycjonować się jawnie tam, gdzie i tak już dawno stoisz. Czyli bardzo daleko od “środka”.
Gdzie ja przyznałem że robię jakiekolwiek screeny i je udostępniam? Nie robię tego bo i po co nagłaśniać szmer na którym jest z 10 osób. Ale widziałem że inni robią. Czy chcą rozjebać tym ruch, wątpię. Myślę że ruch rozpierdalają antysemici którzy wzywają do wewnętrznych czystek i przeprowadzają je w ten czy inny sposób.
I protestowanie przeciwko temu raczej jest próbą ochrony lewicowych ideałów i wartości, a nie walki z “ruchem”. Weź wyjdź z oblężonej twierdzy.
Nie wprost, ale dałeś do zrozumienia. Trzeba mieć 10 lat żeby nabierać ludzi na numer pod tytułem “ja mam rączki tutaj” i myśleć że uwierzą.
Myślę, że realny antysemityzm w tzw. ruchu to problem marginesu marginesu, na co argumenty przedstawiałam ci nie raz, a co ty próbujesz rozdmuchiwać do niebotycznych rozmiarów, bo to po prostu łatwiejsze niż walka z realnymi problemami. Rozumiem to, też przeżywam kryzys sprawczości. Ale nie wydaje mi się, że to sposób na jej uzyskanie. Ruch anarchistyczny ma problem z wieloma rzeczami: z ukrytymi hierarchiami, “charyzmatycznymi jednostkami” zawłaszczającymi dyskurs i przestrzenie, z plemiennymi wręcz podziałami, wątpliwymi etycznie decyzjami rozmaitych kolektywów, cichym zezwoleniem na przemoc lub przynajmniej odwracaniem od niej głowy, wreszcie z pewną niedojrzałością emocjonalną niektórych działaczy - to wszystko są kwestie które rodzą realne niebezpieczeństwa i w realny sposób rozbijają go od środka. Zdradzają też ogromną potrzebę przewartościowania wszystkiego, co w ogóle o anarchizmie czy innych formach wolnościowych myślimy. A przede wszystkim, jak widać było jeszcze nie tak dawno, te problemy, niezaadresowane i tłumione latami, niosą realną krzywdę. Materialną, nie słowną.
Ruch tzw. lewicowy szerzej pojęty ma też problem z niektórymi postawami typu zażarta antyamerykańskość przesłaniająca np. komunistom cały świat, przez co rzeczywiście wielu z nich jest w stanie sprzymierzyć się z diabłem, byle tylko dowalić “agentom USA”. Ale to spierdolenie w Polsce przejawiają po pierwsze tylko małe grupki krzykliwe głównie w internecie, a po drugie jest to właśnie obsesja antyamerykańska, nie antysemicka ani antyukraińska. Nawet oni nie są tak tępi by stawać się realnymi antysemitami. Nie wierzą w żydowski spisek trzęsący światem: raczej w to, że światem trzęsie za portki USA, a Kurdowie, Ukraina czy Izrael to tylko jego pionki, agenci wpływu. Mówiłam ci to już, ale skoro się nie odniosłeś to mówię raz jeszcze.
Tak, ja wiem że dla ciebie niechęć dla żydowskiego nacjonalizmu i agresywnej polityki osadniczej to antysemityzm. Że nawet niechęć wobec państwa Izrael po prostu to antysemityzm. Cóż, z tym się nie zgodzimy. Ale wydaje mi się że nie tylko ja się z tobą nie zgodzę. Wydaje mi się że twoja osobliwa definicja jest naprawdę mało popularna i nie wierzy w nią poważnie chyba nawet samo ADL. :) Gdyby uznać tę definicję za prawdziwą, to wtedy mikroskopijny ruch Jews Against Zionism byłby antysemicki, antysemitą stulecia byłby Julian Tuwim (a przecież pisał kawałki o “parchach świętych” z Góry Kalwarii, nie wspominając o “syjontkach palestyńskich” i w ogóle jakiś taki strasznie nabzdyczony był!), czy Adam Lipszyc który w jednym ze swoich ostatnich felietonów w Dwutygodniku napisał coś jak “nie wydaje mi się żeby Izrael był państwem żydowskim - Żydem to jestem ja”. Nawet jednak gdyby zgodzić się z tym, że “co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie”, albo ukuć sobie jakąś definicję “zinternalizowanego antysemityzmu”, to dalej będzie to ciężko przepchnąć. Może ta etykietka zastosowana wobec kogoś kto np. sprzeciwiał się pierwotnemu planowi podziału Palestyny z 1947 mogłaby się jakoś w tym czasie obronić, no i oczywiście na pewno obroniłaby się wobec kogoś kto definitywnie twierdził wtedy, że Żydzi nigdy nie powinni mieć żadnego państwa. Ale w roku 2025, kiedy naoglądaliśmy się naprawdę już dość obrazów okrucieństwa i bezładnej cynicznej przemocy ze strony tego państwa, niezależnie od kontekstu, naprawdę trudno uznać że ktoś, kto mówi że Izrael jako państwo jest problemem, kieruje się tylko antysemityzmem.
Mam nadzieję że kolektyw Anarchists Against The Wall też nie jest antysemicki? Bo skoro nazwałeś tak już nawet Harcerza to zaczynam się obawiać o znaczenie tego słowa.
Owszem, pewnie tacy ludzie są. Ale jeśli istnieje prostsze wyjaśnienie czegoś, to należy najpierw szukać tam. A proste wyjaśnienie mówi, że nie żyjemy ani w 1948, ani w czasach przedwojennych, gdzie rzeczywisty antysemityzm był gigantycznym podskórnym problemem całego Zachodu, zaś Żydzi - gorącym kartoflem którego przerzucano sobie z rąk do rąk i wyżywano się na nim jak na koźle ofiarnym. Nie. Żyjemy teraz, i choć na świecie nie brakuje prawdziwych, organicznych antysemitów, to naprawdę trudno znaleźć ich w lewicowych kręgach. Łatwo za to znaleźć masę ludzi autentycznie oburzonych podwójnymi standardami jakie politycy tzw. Zachodu przykrawają do małego państwa na Bliskim Wschodzie. Łatwo poczuć prawdziwy ból i smutek po obejrzeniu migawek z Gazy, i to wcale nie aktualnych, ale także tych z ostatnich kilku “konfliktów”, które kończyły się kryzysami humanitarnymi, stanem wiecznego oblężenia, masową bezdomnością, śmiercią zupełnie niewinnych ludzi i tak dalej i tak dalej. I kurde, wiem że to szok, ale wiesz co? Ciężko lubić wtedy tych, którzy to cierpienie zadają. Zwłaszcza że to nie USA: tam nikt nie forsuje teorii “zgniłych jabłek w koszu”, tam nie ma tych szlachetnych wojskowych dowódców i polityków którzy tonują ludobójcze zapędy żołnierzy. Nie, tam przekaz leci jawnie i bez żadnego czarowania: wystarczy posłuchać Ben-Gewira i innych nawiedzonych, a potem przerazić się myślą, że to oni są przecież u władzy.
Naprawdę trudno się dziwić zupełnemu brakowi sympatii do tego państwa na lewicy. Nie ma niczego, czym na ową sympatię miałoby sobie zasłużyć (chyba że uznajemy że akceptacja społeczności LTBGQ jest dziś jakiś osiągnięciem a nie milczącym standardem europejskim). To znaczy w ogólnym rozrachunku - bo wiadomo, mi też się podobało Białe Miasto w Tel Awiwie, ładna architektura osiedli i smaczny hummus w każdym sklepie (trochę mniej bycie przeszukiwaną przy każdym wejściu na stację kolejową i ludzie z bronią swobodnie paradujący po ulicy), tylko jednak nawet tam gryzła mnie smutna świadomość, czyim to wszystko kosztem i jak cudnie żyje się za wielką siatką.
W obliczu tego, co zupełnie bezkarnie od dziesięcioleci uprawia to państwo, nawet wobec własnych sojuszników, jestem wręcz pełna podziwu że zdecydowanej większości ludzi na tzw lewicy nie udziela się realny antysemityzm w stopniu, który istnieje u ciebie w głowie. Bo naprawdę mam wrażenie że wiele osób bezskutecznie zadaje sobie non-stop pytanie: “dlaczego wobec tego wszystkiego co się dzieje, większość Żydów milczy?”. I nie jest to pytanie bezzasadne. Co prawda tacy jak ja wolą tłumaczyć sobie, że po prostu boją się wypowiadać (jakie gromy spadły na Lipszyca za jeden felieton…), że trochę się boją środowiskowego ostracyzmu, albo że jednak mają w sobie obawy że może będą źle zrozumiani… Ale nawet ja nie mogę przestać się temu dziwić.
Od Rosjan biernie korzystających na skutkach wojny w Ukrainie domagamy się twardo, by potępiali rosyjską agresję (słusznie!), jeśli nie jawnie to chociaż przez porzucenie imperialistycznych przekonań o rosyjskiej wyższości, przez zrzucenie mentalnych kajdan w których uwięził ich rosyjski nacjonalizm. A zwłaszcza domagamy się od nich tego za granicą, gdzie i tak uciekli przed Putinem, i gdzie organizują sobie w Berlinie marsze poparcia dla Nawalnego, na których boją się wypowiedzieć słowo “Ukraina” (poza anarchistami oczywiście). I kurde, w pewnym sensie mamy rację - czujemy podskórnie, że tę kulturę trawi rak zasadzony tam w okolicach XIX wieku albo jeszcze wcześniej, że Rosjanie mają problem z relatywizacją własnego kolonializmu, i nawet po wielkiej katastrofie jakim był rozpad ZSRR nauczyli się z historii zbyt mało. Chociaż ja wcale nie uważam się za rusofobkę, i w sumie to kiedy Rosja nie toczy żadnej wojny, nie mam ochoty z odruchu domagać się od każdego Rosjanina, żeby jasno opowiedział się po stronie ofiar. No ale toczy wojnę i mam wrażenie że taka deklaracja jest niezbędna. To minimum przyzwoitości.
Więc kiedy myślę np. o polskich Żydach, którzy milczą czasem bardzo głośno i wymownie, jeśli wręcz nie próbują odwracać kota ogonem, to fakt, dużo we mnie zwykłego, ludzkiego jadu. Ale to jednak nie antysemityzm. Nie uważam że Żydzi wyssali okrucieństwo z mlekiem matki. Jestem antropolożką kultury a nie prawicowym zjebem. Tyle że nie zmienia to faktu, że oczekuję: odpowiedzialności, oddania sprawiedliwości ofiarom i zatrzymania tej machiny śmierci teraz i zaraz. Oczekuję też przyznania tego, kto tak naprawdę od dziesięcioleci sabotuje aktywnie proces pokojowy i dzięki komu Hamas stał się tak potężną siłą w Palestynie, wypierając wszystkie bardziej umiarkowane stronnictwa. Oczekuję też przyznania, że obecny stan rzeczy nie działa i potencjalny proces pokojowy należy zacząć od co najmniej rewizji granic, umożliwiając połączenie rozdzielonych terytoriów palestyńskich. No i skoro mamy już te zasrane państwa na świecie i wszystkie instytucje typu trybunały karne, i skoro płacę na nie podatki, to mogę oczekiwać tego minimum, że człowieka podejrzanego o zbrodnie wojenne ktoś PRZYNAJMNIEJ aresztuje i nie będzie się oglądać na okoliczności, skoro dosłownie tym samym grozi innej głowie państwa. Bo zaraz dojdziemy do absurdu, że Putin też powinien móc przyjechać na te obchody, w końcu to Armia Czerwona wyzwoliła obóz…
Ale nie, mimo wszystko nie jestem antysemitką. Chociaż np. mój lokalny rabin wystawił moją cierpliwość na próbę, chociaż spotkałam się z różnymi bardzo krzywymi tekstami przedstawicieli społeczności żydowskiej… to nie, nie będę jednak osądzać jej całej po tych okazach. Nawet jeśli są dość liczne. Skoro ja mogę zrobić tyle, to myślę że ty też możesz zdobyć się na minimum zrozumienia tego, dlaczego na lewicy jest stosunek do syjonizmu taki jaki jest i dlaczego nie oznacza to, że każdy taki lewicowiec jest antysemitą.
To nie działa tak, że wystarczy zaimputować komuś losowemu coś, co samemu się robi, żeby wyszło na twoje. :)