deleted by creator
Owszem. Ale trzymanie dziecka na siłę w szkole Czarnka to jak głodzenie go w imię solidarności z głodnymi dziećmi w Afryce. Więc ludzie robią do, do czego sam nawoływałeś - biorą sprawy w swoje ręce.
deleted by creator
Potrzeba jednym i drugim z powodów oczywistych - dlatego przeciwko Lex Czarnek protestowało tak wiele środowisk. Szkoły prywatne czy społeczne, kooperatywy rodzicielskie, edukacja domowa to właśnie branie sprawy w swoje ręce przez tych, którzy mają taką możliwość. A ma ją znacznie więcej osób, niż w czasach, gdy my sami chodziliśmy do szkoły. Ale prozaicznie nie wszyscy mają ku temu możliwości. Ale reasumując: chodzenie na wybory i wywieranie nacisków na polityków poprzez akcje protestacyjne - nie uznajesz, szkoły prywatne/społeczne i edukacja domowa (która często odbywa się właśnie w tych szkołach) - nie uznajesz. Kopanie się z czarnkową szkołą to powód, dla którego aktywiści prędzej czy później decydują się na któreś z powyższych. Co więc konkretnie masz na myśli poprzez “wzięcie sprawy w swoje ręce”?
deleted by creator
Ciekawa koncepcja - tyle, że w broszurze nie ma nic o tym, by bojkotować państwo jako takie, wygląda raczej jak coś w stylu szkół społecznych czy kooperatyw rodzicielskich (czyli tworzymy sobie alternatywy pozasystemowe, jednocześnie jedną nogą czy jednym palcem pozostając w systemie), które negujesz. Pomiając już kwestię, że jeśli ktoś “nie ma zasobów” by pójść w obecnie popularnie półśrodki edukacyjne, to tym bardziej nie ma ich, żeby rzucić wszystko i zamieszkać w takiej oferowanej przez ciebie komunie (to już prościej przeprowadzić się gdzieś, gdzie jest sensowna szkoła czy kombinować z ED). Do sedna: każda utopia jest jednocześnie antyutopią, więc weźmy tę Twoją rewolucyjną koncepcję na warsztat pod kątem dzieci właśnie.
Tworzy się więc ekologiczna społeczność stawiająca na zrównoważony rozwój. Społeczność jest odizolowana od świata, ew. jacyś jej przedstawiciele mają kontakt ze światem zewnętrznym, ale nie wszyscy - inaczej byłoby za duże ryzyko, że ktoś z zewnątrz się zainteresuje i zgłosi odpowiednim organom, że dzieci nie chodzą do szkoły. Wszyscy żyją więc sobie szczęśliwie w tym “raju”. Tylko, że:
- to już sekciarstwem zalatuje. Człowiek do zdrowego rozwoju potrzebuje czegoś więcej, niż przebywania we własnej bańce. W takiej zamkniętej społeczności ktoś o odmiennych poglądach zostanie po prostu stłamszony (sama ilość oponentów, choćby byli mili, na osobę wrażliwą zadziała odstraszająco). W bardziej zróżnicowanym środowisku miałby szansę skonfrontować swoje podejście z innymi, znaleźć podobnych sobie, finalnie dojść do własnych wniosków
- w małych społecznościach jest większe poczucie bezpieczeństwa, jeśli chodzi o zagrożenie zewnętrzne, ale jest też więcej nadużyć wewnątrz. Prozaicznie ofiarom przemocy domowej trudniej jest znaleźć pomoc.
- każdą taką społecznością prędzej czy później państwo i tak się zainteresuje. I jeśli uwzględnisz ataki służb na siedziby różnych sekt, to dla członków tych sekt nie kończyło się to dobrze Ale ok, lecimy dalej. W społeczności rodzi się dziecko. Jeśli ciąża przebiegała prawidłowo, a babka była wkręcona w tematykę porodów domowych, wszystko powinno być raczej ok. A co, jeśli kobieta z jakichś powodów boi się rodzić w domu? Co, jeśli stan jej zdrowia wymaga hospitalizacji? Trzymanie jej na siłę w społeczności? Wykluczacie w formie “Jak pojedziesz do państwowego szpitala, to już nie wracaj”? Kolejny etap. Dziecko rośnie, powiedzmy, że część chorób do was nie dotrze bo to odizolowana społeczność, ale prawem statystyki jakieś choróbska i tak się trafią. Jeśli dziecku w loterii genetycznej trafił się silny organizm powiedzmy, że rodzice opanują te choroby domowymi metodami czy lekami dostępnymi bez recepty. Ale prawem statystyki jakieś dziecko prędzej czy później będzie wymagać interwencji medycznej (vide statystyki sprzed ery antybiotyków). I co wtedy? Nawet, jeśli trafi wam się w społeczności lekarz, to na “nieistniejące” dziecko (nie posiadające PESELu) antybiotyku nie przepisze. Dalej dziecko wchodzi w wiek szkolny, obstawiam, że ogarniacie na zasadzie kooperatywy rodzicielskiej tyle, że totalnie poza systemem i bez egzaminów. Powiedzmy, że macie dziecko w normie rozwojowej, bez specjalnych problemów zdrowotnych itp. Niektóre dzieci się w takim systemie odnajdą, inne nie, ale na poziomie podstawówki w taki czy inny sposób dacie radę. Ale co z dziećmi spoza normy rozwojowej, które potrzebują specjalistycznej pomocy? W małej społeczności trafi wam się może 1 specjalista, może 5, ale raczej nie wszyscy potrzebni. Z dostępem do specjalistów jest problem nawet w systemie, ale problem “trudno znaleźć specjalistę” sprowadzasz do “trzeba znaleźć specjalistę, który zgodzi się pracować z formalnie nieistniejącym dzieckiem i nigdzie tego faktu nie zgłosi”. I na szczęście osób pracujących z dziećmi, które zignorowałyby tego typu zaniedbania, jest coraz mniej. Dalej. Powiedzmy, że dziecko szczęśliwie dożyło do etapu szkoły średniej, interesuje się czymś, co w waszej społeczności nie jest popularne, a chciałoby się kształcić w tym kierunku. Problem analogiczny jak przy “edukacja domowa a technikum zawodowe”. Powiedzmy, że w sąsiednim miasteczku jest szkoła o potrzebnym profilu, dziecko chce do niej iść - ale mu zabraniacie. Bo dziecko formalnie nie istnieje, jak pójdzie do państwowej szkoły, sprawa się rypnie, wpadnie MOPS z policją, odbierze wam wszystkie dzieciaki, więc nastolatek musi się podporządkować “dla dobra społeczności”. Ale jeśli to nie będzie kwestia wyboru szkoły, a ratowania życia? Bo nastolatek poważnie zachoruje albo ulegnie wypadkowi? Poświęcicie jego życie, żeby wasze istnienie nie wyszło na jaw? Czy zawieziecie go do szpitala - ale wtedy odbierają wam wszystkie dzieci? Lecimy dalej. Powiedzmy, że dane dziecko szczęśliwie dorasta, staje się młodym dorosłym, chciałoby zobaczyć coś więcej, niż własną wieś. A czasami chciałoby po prostu żyć w inny sposób. I co wtedy? Nie ma PESELu. Nie może iść do lekarza, podpisać umowy o pracę czy chociażby zarejestrować się w głupim pośredniaku. Nie ma formalnej edukacji, więc studiów też nie rozpocznie. Nie wynajmie pokoju, nawet głupiego łózka w hostelu nie zarezerwuje. Za granicę nie wyjedzie, bo nie posiada dokumentów. Jeśli zacznie wszystko od początku wyrabiać, załatwiać - pojawią się pytania ze strony władz. Delikwent zostanie postawiony przed dylematem: czy wrócić do miejsca, w którym czuję się źle, czy żyć swoim życiem, ale wtedy moi bliscy trafią do więzienia, ich dzieci do systemu pieczy zastęczej" itp.? A teraz jak wszystko powyższe ma się do wspomnianego w broszurze “Dbamy o sprawiedliwe zaspokojenie potrzeb wszystkich istot czujących w naszej społeczności, nie wyłączając ludzi.czujących w naszej społeczności, nie wyłączając ludzi.”? Bo mi to bardziej wygląda na traktowanie dzieci tak, jak są traktowane w sektach, a nie jak dbanie o zaspokojenie ich podstawowych potrzeb.
deleted by creator
Widzę, że obrazki z fediwersum nie przechodzą, więc jednak odpiszę lokalnie. Przeczytałem Twój tekst i chyba mi to pójdzie szybciej, niż myślałem.
Ciekawa koncepcja - tyle, że w broszurze nie ma nic o tym, by bojkotować państwo jako takie,
Nikomu nie proponuję, żeby bojkotował państwo jako takie. Ponieważ to jest propozycja dla innych, więc moje osobiste preferencje odstawiłem na bok. NB ludzie bez zasobów (jak ja) nie mają wyjścia, jak tylko grać z państwem w jakąś grę. Staram się, żeby ta gra była świadoma i tyle.
czy kooperatyw rodzicielskich (czyli tworzymy sobie alternatywy pozasystemowe, jednocześnie jedną nogą czy jednym palcem pozostając w systemie), które negujesz
Tu mam silny moment WTF, ponieważ jako żywo od czasów studenckich (czterdzieści lat minęło) kooperatywy, a od jakichś dwudziestu lat kooperatywy spożywców (patrz Abramowski na nas z nieba) są moją ulubioną formą społecznej organizacji wysiłku ekonomicznego. Nawet mi się zdarzyło mieć wystąpienie na ostatnim Kongresonie na temat kooperatyw opiekuńczych. W porządku, nikt nie śledzi tego, co piszę na te tematy — spoko. Ale jako żywo, jeśli kwestionuję szkoły społeczne (konkretne!), to za ich klasizm i ekskluzywność, a nie za ich kooperatywność. Chętnie się dowiem, gdzie i kiedy „negowałem” kooperatywy rodzicielskie (czy inne) jako takie.
Oczywiście, kooperatywy spożywców (w tym pacjentów, rodziców dzieci szkolnych, najemców i innych) zmieniły się wraz ze wzrostem dobrobytu. Magazyn Kontakt dobrze to podsumował:
Zarówno z powodów życiowych, jak i zasadniczych, identyfikuję się raczej z tymi, którzy potrzebują zaspokojenia potrzeb podstawowych, a skazani są na najgorszego sortu dobra i usługi. Poszerzająca się strefa ubóstwa i postępująca dysfunkcja infrastruktury powodują coraz szybszy wzrost tej grupy, także w Polsce. I do niej właśnie kieruje moje teksty (aczkolwiek bez napinki). Ci, co jeszcze sobie dają radę, interesują mnie przede wszystkim jako przyszli biedacy.
żeby rzucić wszystko i zamieszkać w takiej oferowanej przez ciebie komunie
No i tu jest właśnie miejsce na ten obrazek, co nie przeszedł z fediwersum.
Dalej nie przechodzi, wiec wpiszę tekst i dam link:
“Eskapizm jest dla bogatych. I bogaci (nie, Ty nie jesteś bogatx) ciężko pracują, aby mieć dokąd uciec. My (przytłaczająca większość) nie mamy dokąd uciec i nie mamy na to pieniędzy. Nasze schronienie jest tam, gdzie żyjemy na co dzień.” https://petroskowo.pl/photo/163268868863c901e7bb1a4544055575-1.png
Ponieważ dalsze Twoje rozważania opierają się na wizji odizolowanej komuny, która nie ma nic wspólnego z moimi propozycjami, na tym kończy się moja odpowiedź.
Na koniec jeszcze jeden cytat z mojej prezentacji:
Bez wsparcia bliższego i dalszego otoczenia – domowników, sasiadów i mieszkańców danego terytorium – przetrwanie w kryzysie, a co dopiero lepsze życie – jest niemożliwe.
tekst poczeka, a co z człowiekiem od depresji? Masz pomysł?
Ten kraj tonie, świat zmierza w stronę katastrofy, czy to ekonomicznej, czy kolejnej wielkiej wojny. Więc czy posiadanie dzieci w takiej sytuacji nie jest przejawem egoizmu? Tym bardziej że złużba zdrowia to dziś już jeden wielki chuj, a z edukacją tylko gorzej.
Dla wielu ludzi potrzeba “posiadania” dzieci jest istotna, w sensie to jest wrodzona funkcja ludzkich organizmów i nie powinna być gatekeepowana. W przypadku innych fizjologicznych czynności jak np. jedzenie też myślę, że trzeba się zastanawiać dlaczego łańcuchy żywieniowe tak wyglądają, co można zrobić lepiej we własnym zakresie i systemowo, a nie się zadręczać, że hummus przypłynął do marketu statkiem na mazut, więc wszystko i tak na marne :>
Dla wielu ludzi potrzeba “posiadania” dzieci jest istotna, Są ludzie dla których seks jest istotny, jednak gwałty wciąż są uznawane za złe i sprzeczne z prawem. Sama chęć posiadania dziecka, czy nawet zwierzęcia, to wg mnie za mało by takowe posiadać. To jest odpowiedzialność, pytanie czy rodzic czy opiekun jest w stanie ją na siebie wziąć.
Nie żyjemy w jakimś magicznych lalalandzie, gdzie wszyscy są szczęśliwi, dzieci nie chodzą głodne, i każdy może realizować marzenia. Trzeba być realistą, nie każdy posiada możliwości by takie dzieci mieć, czy nawet więcej dzieci. Wg mnie trzeba dążyć do takich zmian prawnych i przepisowych, by odciążyć rodziny, ale obecnie nic takiego nie widzę za bardzo.
deleted by creator
deleted by creator
Nie słuchaj się innych, jak chcesz coś napisać to pisz do mnie, a nie usuwasz po wszystkim. Wnioskując po innych komentarzach, to tam coś było o depresji i nasyłaniu na mnie policji bo cośtam dzieci. Zdradzę ci że ani nie mam depresji, ani nie mam planów na posiadanie dzieci.
Ja nikomu nie bronię posiadania dzieci. Ale uważam że ani nie bierze się zwierzęcia pod opiekę ani nie robi dzieci jeśli nie ma sie pewności że będzie ono szczęśliwe i będzie mogło żyć dobrze. Jeśli ktoś je robi czy adoptuje dla własnej satysfakcji czy z powodu instynktu, nie myśląc o odpowiedzialności, to wg mnie coś nie tak z takimi osobami.
Ty na pewno nie chciałabyś cofnąć tych słów? Człowiekowi z deprechą taki tekst może bardzo poważnie dojebać.
deleted by creator
Napiszę krótko, ale napiszę (nie lubię na szmerze pisać), bo tu chodzi o człowieka. No i dostałem od Ciebie zaproszenie.
-
Nie widzę w tym, co pisze @Pajonk@szmer.info najmniejszych oznak depresji klinicznej, nie wspominając o Twoich fantazjach o „samobójstwie rozszerzonym”. Podniósł rozsądne, choć trudne, zastrzeżenie moralne, nic nikomu nie narzuca, nic nikomu nie każe, nikogo personalnie nie ocenia. Widać, że zwraca uwagę na to, co się dzieje dookoła i zastanawia się nad tym. Nic dziwnego, że ma ponure myśli. Każdy normalny człowiek ma.
-
Twój pierwszy komentarz (i drugi, okopujący się jeszcze głębiej na tej samej pozycji) oparty jest na Twojej interpretacji jego słów — Twoje prawo. Ale robienie z tego akcji pod tytułem „jesteś chory, idź do psychiatry, stanowisz zagrożenie dla dzieci i jakbym mogła, to bym na ciebie policję nasłała” to chyba tylko w polskim fediwersie może się obejść bez natychmiastowej interwencji adminatu z racji ableistycznego ataku ad personam. I nie ma tu nic do rzeczy, czy Pajonk depresję kliniczną ma, czy nie ma — użyłaś tej narracji jako narzędzia polemiki z ogólnym i nieagresywnym stwierdzeniem. Bardzo niefajnie.
-
Jeśli założyć (robię to z niejakim trudem), że naprawdę chciałaś dobrze, tylko niechcący strzeliłaś gafę (a potem ją zracjonalizowałaś), to informuję, że są w sieci liczne poradniki jak wspierać osoby z depresją i w każdym z nich znajdziesz informację, że osoba wspierająca potrzebuje najpierw być ze wspieraną w relacji bliskości i zaufania. Naprawdę myślisz, że Twoje komentarze taką relację zbudowały?
-
Standard wspierania emocjonalnego w sieci wykształcił się już dość dawno i sprowadza się do jednego. Jeśli zgadujesz (a tak jest w Twoim przypadku), że ktoś może potrzebować pomocy, to piszesz prywatną wiadomość w stylu „Hej, z tego, co piszesz, zgaduję, że możesz potrzebować kogoś, kto by Cię wsparł emocjonalnie. Jeśli tak jest, to chociaż się nie znamy, jestem do Twojej dyspozycji. Jeśli się pomyliłam, przepraszam — po prostu zignoruj tę wiadomość”. Pomysły publicznego poszukiwania kontaktu do człowieka, czy wręcz nasyłania na niego policji, są dla mnie całkowicie poza horyzontem zdarzeń.
Co powinnaś teraz zrobić? Nie wiem. Co normalnie byś zrobiła, gdyby taka sytuacja miała miejsce na potkaniu towarzyskim „w realu”?
Skoro jestem tu poruszony, to w skrócie. Nie mam depresji, ani nawet jakoś doła. Dodam więcej, nawet mi się ostatnio w życiu lepiej układa.
Ale mój stosunek do dzieci jest jaki jest. Świat zmierza w złą stronę, i musimy sobie zadać pytanie czy chcemy dzieciom taką ziemię zostawić, a jeśli nie widać szansy na poważną zmianę, to czy chcemy dzieci skazać na cierpienie które i tak nadchodzi.
Perspektywy są jakie są, polityka neoliberalna wypala piętno na kolejnych pokoleniach. Szanse na posiadanie własnego mieszkania czy domu są coraz mniejsze, edukacja jest torpedowana przez kolejne chujowe rządy, to samo służba zdrowia, już moje pokolenie (osób po 30stce) nie wierzy że zobaczy emerytury. Do tego dochodzi widmo katastrofy klimatycznej którą i tak już dziś mamy za oknem, a którą może jakimś cudem uda się rozwiązać nie powodując zapaści społeczeństw.
Więc tak, uważam że posiadanie dziś dzieci to przejaw egoizmu, spełniania własnych potrzeb. Możemy snuć optymistyczne wizje że akurat zdobędziemy ładne działki, w fajnym regionie kraju, wybudujemy dom gdzie i dzieci będą mogły spokojnie żyć, i tak dalej i tak dalej, ale spójrzmy realistycznie. Przy obecnych zarobkach ktoś kto przeciętnie zarabia będzie miał nawet problemy z kupnem dwupokojowego mieszkania by jakoś tam żyć w rodzinie. A jak ktoś chce powiedzieć “hurr durr trzeba więcej zarabiać” to mogę zdradzić że sam zarabiać jak na polskę bardzo dobrze, ale i tak wciąż perspektywa kupna mieszkania w sam raz dla rodziny 2+2, czy budowy domu, to wydatek na poziomie 500k+, a do tego trzeba doliczyć i kredyt.
Uffff…czyli po prostu złego sformułowania użyłeś. Chodziło Ci o decydowanie się na dzieci czy tam posiadanie ich w przyszłości. Jest sporo argumentów za, sporo przeciw, ale tak czy inaczej to (i wszelkie okoliczności z tym związane - od “chcą, ale nie mogą” po “lekarz z sumieniem zmusił do porodu”) każdego człowieka prywatna sprawa. Ale napisałeś o posiadaniu - a to ma zupełnie inny kontekst. Dzieci posiadane już istnieją. Jeśli nie chcesz posiadać dzieci, bo uważasz, że świat, na który je sprowadziłeś, zmierza do katastrofy, wojny itp. (tudzież myślisz tak, bo obowiązki rodzicielskie Cię przerastają) - no to wnioski co do Twoich planów same się nasuwają. Nie napisałam “że jakbym mogła to wezwała bym policję”, ale że jakby komentarz był bardziej jednoznaczny (czyli napisane wprost coś w stylu “chcę zabić dzieci, żeby uchronić je przed złem tego świata”) i nie miałabym innej możliwości interwencji, to wezwałabym policję. Podtrzymuję to. Do samobójcy na moście też bym wezwała, zamiast krzyczeć “skacz, bo ludzie się spieszą”. To nie jest kwestia lubienia czy nielubienia policji, nasyłania czy nie, a ratowania życia.
Czyli się po prostu nie zrozumieliśmy, no to git. Sam dzieci obecnie nie posiadam i takowych planów na nie nie mam, a powody wyżej opisałem. Przynajmniej nie teraz i nie w tym kraju.
-