Lata temu w jakiejś gazecie przeczytałam list młodej kobiety do ojca alimenciarza. Autorka wyjaśniała mu, czym się kierowała, podejmując jedne z najważniejszych decyzji w swoim życiu, takie jak ślub, ścieżka edukacji, wybór zawodu czy miejsca zamieszkania. Kiwałam wtedy głową ze zrozumieniem – w jak
Przeczytałem ten tekst i zasadniczo nie ma rozmowy. Zgodnie z definicją autorki sam jestem “alimenciarzem” – pracuję na etacie, ustawowe 60% z niezłej w sumie pensji zabiera mi komornik i podobno rozsyła moim dzieciom, które już są dorosłe i na tyle samodzielne, na ile się da w tych czasach. A ja żyję za 1400 złotych miesięcznie (dobrze, że żona ma rentę, więc się budżet jakoś spina). I jestem szczęśliwy, bo już nic więcej nie mogą mi zrobić.
Ostatnio policzyłem, biorąc pod uwagę mój wiek (7 lat do emerytury, najmniejszej ustawowej) i obecne zarobki, że zostawię moim dzieciom w spadku do podziału około 120 tysięcy złotych długu alimentacyjnego. I nie ma ludzkiej siły, żebym to dał radę w życiu spłacić.
Trudno mi się w tej sytuacji utożsamiać z abstrakcyjnymi “alimenciarzami” których tak surowo opisuje autorka. Jeszcze trudniej z jej pryncypialną postawą. No a wspólnego gruntu, żeby porozmawiać, ani widu, ani słychu.
Bo przez czas jakiś ich nie płaciłem. Póki miałem pieniądze, to płaciłem sporo, a jak przestałem mieć, to nie zadbałem o obniżenie kwoty - no i się zebrało.
Teraz ustalam sądownie ustanie obowiązku alimentacyjnego z różnymi datami wstecznym (została mi jeszcze jedna sprawa z trzech, ale sąd się nie spieszy) i wtedy zostanie już tylko spłacanie niespłacalmych zaległości.
Nie widzę użyteczności w dyskusji na ten temat. :)
Moje dzieci są już dawno dorosłe, wykształcone i samodzielne. A ja spłacam swoje długi zgodnie z prawem.
Gdybanie na temat przeszłości to pułapka dylematu wagonika (patrz mój niedawny post https://szmer.info/post/104550 ) i nie generuje żadnego pożytku.
Przepraszam, ale gdzie ja cokolwiek podważam? Czy podważaniem jest bardzo skromne przedstawienie mojego doświadczenia i mojej postawy? Jeśli tak, to co powinienem napisać, abyś nie uznał tego za “podważanie”? Czy też najlepiej się nie odzywać?
Trudno mi się w tej sytuacji utożsamiać z abstrakcyjnymi “alimenciarzami” których tak surowo opisuje autorka. Jeszcze trudniej z jej pryncypialną postawą. No a wspólnego gruntu, żeby porozmawiać, ani widu, ani słychu.
Ty naprawdę uważasz, że to, że jeden facet-anomalia napisze, że mu trudno jest się utożsamić z czyjąś podstawą i tezami, PODWAŻA te tezy? No to one muszą mieć bardzo kruchą podstawę, jak takie coś wystarcza do wywołania Twojej kontrakcji.
Przeczytałem ten tekst i zasadniczo nie ma rozmowy. Zgodnie z definicją autorki sam jestem “alimenciarzem” – pracuję na etacie, ustawowe 60% z niezłej w sumie pensji zabiera mi komornik i podobno rozsyła moim dzieciom, które już są dorosłe i na tyle samodzielne, na ile się da w tych czasach. A ja żyję za 1400 złotych miesięcznie (dobrze, że żona ma rentę, więc się budżet jakoś spina). I jestem szczęśliwy, bo już nic więcej nie mogą mi zrobić.
Ostatnio policzyłem, biorąc pod uwagę mój wiek (7 lat do emerytury, najmniejszej ustawowej) i obecne zarobki, że zostawię moim dzieciom w spadku do podziału około 120 tysięcy złotych długu alimentacyjnego. I nie ma ludzkiej siły, żebym to dał radę w życiu spłacić.
Trudno mi się w tej sytuacji utożsamiać z abstrakcyjnymi “alimenciarzami” których tak surowo opisuje autorka. Jeszcze trudniej z jej pryncypialną postawą. No a wspólnego gruntu, żeby porozmawiać, ani widu, ani słychu.
Petros, dlaczego masz komornika ws.alimentów?
Bo przez czas jakiś ich nie płaciłem. Póki miałem pieniądze, to płaciłem sporo, a jak przestałem mieć, to nie zadbałem o obniżenie kwoty - no i się zebrało. Teraz ustalam sądownie ustanie obowiązku alimentacyjnego z różnymi datami wstecznym (została mi jeszcze jedna sprawa z trzech, ale sąd się nie spieszy) i wtedy zostanie już tylko spłacanie niespłacalmych zaległości.
Rozumiem. A kiedy Ty przestałeś/przestawałeś mieć, to z czego Twoim zdaniem w tym czasie żyć powinny te dzieci, co powinny jeść i tak dalej?
Nie widzę użyteczności w dyskusji na ten temat. :) Moje dzieci są już dawno dorosłe, wykształcone i samodzielne. A ja spłacam swoje długi zgodnie z prawem.
Gdybanie na temat przeszłości to pułapka dylematu wagonika (patrz mój niedawny post https://szmer.info/post/104550 ) i nie generuje żadnego pożytku.
na ile częsty jest taki scenariusz?
A skąd mam wiedzieć? Jak komuś zależy, to pewnie może poszukać badań. Może istnieją.
Najpierw trzebaby znaleźć jakąś grupę zainteresowaną “rozpakowaniem” tego pojęcia i przypiętych do niego tez.
czyli może być tak że jesteś anomalią ale podważasz coś co dotyczy masy typów wykręcających się z odpowiedzialności?
Przepraszam, ale gdzie ja cokolwiek podważam? Czy podważaniem jest bardzo skromne przedstawienie mojego doświadczenia i mojej postawy? Jeśli tak, to co powinienem napisać, abyś nie uznał tego za “podważanie”? Czy też najlepiej się nie odzywać?
tak to brzmi
Ty naprawdę uważasz, że to, że jeden facet-anomalia napisze, że mu trudno jest się utożsamić z czyjąś podstawą i tezami, PODWAŻA te tezy? No to one muszą mieć bardzo kruchą podstawę, jak takie coś wystarcza do wywołania Twojej kontrakcji.