- Politycznie obiecano zbyt dużo - tak prezes PFR Nieruchomości podsumował dekadę działalności spółki na rynku. Zarządza ona teraz ponad 7 tys. mieszkań, a dojście do własności tych, którzy na mieszkania się zdecydowali, stoi pod znakiem zapytania.
Po pierwsze, czemu od państwa?
Po drugie, dlaczego mam tkwić w jednym mieszkaniu przez kilkadziesiąt lat (aby nie stracić przywileju “własności”)?
Po trzecie, jak ma być liczona cena “odkupu”, jeśli nie według jakiegoś indeksu, określanego cenami rynkowymi?
Po czwarte, co dla Ciebie znaczy w tym kontekście “społecznie”?
I po ostatnie - po co taka kombinacja alpejska?
Zastosuj ten model np. do miejsca parkingowego, a zobaczysz, jaki to absurd.
Po trzecie, jak ma być liczona cena “odkupu”, jeśli nie według jakiegoś indeksu, określanego cenami rynkowymi?
Mogłaby być liczona według aktualnego kosztu budowy (projekt, materiały, robocizna) takiego samego mieszkania, bez uwzględniania cen w okolicy, skomunikowania, prestiżu osiedla
Rozmiem, że ceny projektu, materiałów i robocizny też mają być wyliczane w oderwaniu od rynku? Czyli dochodzimy do dwóch równoległych systemów cen? Komplikację i koszty utrzymania przez dekady takiego systemu (nie mówiąc o podatności na hacking) należałoby porównać ze społecznymi korzyściami z pomieszania usługi z produkcją na sprzedaż.
Jestem otwarty na uzasadnienie.
Ja tylko mówię jak mogłoby to być uczciwiej wyceniane. Oczywiście, że na materiałach i kosztach pracy można spekulować, skoro nawet na cukrze i maśle się da
No skoro tematem jest państwowe budownictwo to dlatego od państwa. Nie musisz tkwić kilkadziesiąt lat, przez 5 lat spłacisz jakiś % udziałów w mieszkaniu i odsprzedasz państwu ten procent. Cena odkupu to cena zbudowania zmieniona o inflację, a nie spekulacje.
Poza tym to tylko plan roboczy bo cię spytałem, na co nie odpowiedziałeś, dlaczego dojście do własności musi stać w sprzeczności z najmem społecznym. Bo inaczej to państwo ma zbudować, wynająć bez czynszowo, placisz same media i jakiś fundusz naprawczy ewentualnie. Tylko wtedy państwo żeby budować kolejne musi wyciągnąć kasę z budżetu, więc pewnie podbić jakieś podatki.
Zatem chcesz, żeby społeczeństwo zafiksowanie na tym, że coś swojego trzeba mieć, zmieniło zdanie z dnia na dzień. A także żeby społeczeństwo zaakceptowało, że część ludzi mieszka za free, a reszta to odbija w wyższym vacie (no bo chyba nagle nie uda się postawić bloków dla wszystkich, więc ktoś utknie w długiej kolejce).
Społeczne nie znaczy państwowe. I nie czuję się zobowiązany do ograniczania się do fantazji państwowców, którym nie mieści się w umysłach, że istnieją lepsze formy organizacji wysiłku społecznego, niż państwo.
Po pierwsze, czemu od państwa? Po drugie, dlaczego mam tkwić w jednym mieszkaniu przez kilkadziesiąt lat (aby nie stracić przywileju “własności”)? Po trzecie, jak ma być liczona cena “odkupu”, jeśli nie według jakiegoś indeksu, określanego cenami rynkowymi? Po czwarte, co dla Ciebie znaczy w tym kontekście “społecznie”? I po ostatnie - po co taka kombinacja alpejska?
Zastosuj ten model np. do miejsca parkingowego, a zobaczysz, jaki to absurd.
Mogłaby być liczona według aktualnego kosztu budowy (projekt, materiały, robocizna) takiego samego mieszkania, bez uwzględniania cen w okolicy, skomunikowania, prestiżu osiedla
Rozmiem, że ceny projektu, materiałów i robocizny też mają być wyliczane w oderwaniu od rynku? Czyli dochodzimy do dwóch równoległych systemów cen? Komplikację i koszty utrzymania przez dekady takiego systemu (nie mówiąc o podatności na hacking) należałoby porównać ze społecznymi korzyściami z pomieszania usługi z produkcją na sprzedaż. Jestem otwarty na uzasadnienie.
Ja tylko mówię jak mogłoby to być uczciwiej wyceniane. Oczywiście, że na materiałach i kosztach pracy można spekulować, skoro nawet na cukrze i maśle się da
W tym wypadku, zamiast amatorskich rozkmin ekonomicznych, zalecam post i modlitwę.
Każde rozkminy ekonomicznie są amatorskie. Ekonomia to nie nauka.
No skoro tematem jest państwowe budownictwo to dlatego od państwa. Nie musisz tkwić kilkadziesiąt lat, przez 5 lat spłacisz jakiś % udziałów w mieszkaniu i odsprzedasz państwu ten procent. Cena odkupu to cena zbudowania zmieniona o inflację, a nie spekulacje.
Poza tym to tylko plan roboczy bo cię spytałem, na co nie odpowiedziałeś, dlaczego dojście do własności musi stać w sprzeczności z najmem społecznym. Bo inaczej to państwo ma zbudować, wynająć bez czynszowo, placisz same media i jakiś fundusz naprawczy ewentualnie. Tylko wtedy państwo żeby budować kolejne musi wyciągnąć kasę z budżetu, więc pewnie podbić jakieś podatki.
Zatem chcesz, żeby społeczeństwo zafiksowanie na tym, że coś swojego trzeba mieć, zmieniło zdanie z dnia na dzień. A także żeby społeczeństwo zaakceptowało, że część ludzi mieszka za free, a reszta to odbija w wyższym vacie (no bo chyba nagle nie uda się postawić bloków dla wszystkich, więc ktoś utknie w długiej kolejce).
Społeczne nie znaczy państwowe. I nie czuję się zobowiązany do ograniczania się do fantazji państwowców, którym nie mieści się w umysłach, że istnieją lepsze formy organizacji wysiłku społecznego, niż państwo.
Patrz moja odpowiedź dla @truffles@szmer.info
Bo to są dwie różne potrzeby społeczne. I dwie różne grupy docelowe.
Chochoł.
Chochoł
Traktuję Cię serio, a więc nie zakładam głupoty z Twojej strony. Zatem trollujesz i próbujesz zdegradować dyskusję. Feel free, ale beze mnie.