Chłopski rozum podpowiada, że byłoby zajebiście. Zdaje się, że likwidacja wielkich sklepów - np. przez ograniczenie maksymalnego metrażu jednego sklepu, powiedzmy do 100m2 sprawiłoby, że sklepów powstałoby wiele - na każdym osiedlu itd. Lokalne struktury, miejsca pracy…
To chyba z jednej strony coś, co “trochę już było kiedyś”, ale z drugiej strony zmieniają się czasy, technologia itd.
Napisałem ten post spontanicznie, może wywiąże się tu jakaś dyskusja. Googlując nie znalazłem żadnego ciekawego artykułu, nie znalazłem nikogo, kto dałby fantazji wodzy.
W tym sektorze, gdzie królują markety, znakomicie sprawdzają się kooperatywy. Ale do tego trzeba więcej, niż umiejętności porównywania cen. Więc nie wstrzymywałbym oddechu.
W Warszawie działa kooperatywa Dobrze, która prowadzi dwa sklepy. Obecnie jest w bardzo trudnej sytuacji finansowej, grozi jej zamknięcie.
Zgrana i energiczna społeczność nie ma szans w konkurencji z wielkim kapitałem, niestety. Kooperatywa nie ma środków, by zbić ceny efektem skali, jak to robią sieciówki. Bez rewolucji kooperatywy będą niszą dla dobrze sytuowanych ludzi z dużych ośrodków. Ale walczymy mimo to :/
W Łodzi też jest Kooperatywa Spożywcza.
Czasem nie masz przestrzeni na porównywanie czegoś innego niż ceny
Rozwiniesz?
Jak ledwo starcza ci na mieszkanie, jedzenie i leki, to kupujesz to co najtańsze a nie to co etyczne. Stwierdzenie “Ale do tego trzeba więcej, niż umiejętności porównywania cen.” jest moim zdaniem krzywdzące, i wygłaszane z pozycji własnego przywileju. Nierzadko to nie jest “widzimiesie” osób, tylko realny problem niewystarczających zasobów. Ci wszyscy emeryci w sieciówkach wybierający najtańsze produkty, to nie są jacyś podli egości, tylko porzuceni przez system i lokalne społeczności ubodzy.
Moje wynagrodzenie za ostatni miesiąc to 1600 złotych na rękę – i nie jest to lokalne minimum. Just saying.
A moja uwaga nie jest skierowana do “emerytów w sieciówkach”, tylko do osób wypowiadających się w tym wątku. I widzę, że trafiła w nerw.