Przy okazji kolejnego przesilenia warto pamiętać, że gdyby dawno temu pewna Maria miała dostęp do aborcji i przerwałaby ciążę, nie powstałby opresyjny system religijny dominujący w Europie przez wiele następnych wieków.
Nie musisz być jak Maria — nie musisz rodzić.
Naprawdę zakładacie, że bez chrześcijaństwa byśmy nie mieli kapitalizmu, wyzysku, dominowania przez silniejszych? Nie bądźcie naiwni. Ludzie wypaczyli chrześcijaństwo, komunizm, wszystkie filozofie. Wypaczyli by każdą idee byleby dać sobie poczucie słuszności w zaspokajaniu własnych żałosnych pragnień. Problemem są ludzie, a nie jakakolwiek idea czy religia. Wasze rozumowanie zresztą jest podobne do chrześcijańskiego - jakiś diabeł (tu w postaci systemu religijnego) wodzi dobrych ludzi na pokuszenie i to on jest winny cierpieniu jakie ludzie stworzyli, a nie sami ludzie.
Nikt nie uważa, że to chrześcijaństwo zrodziło kapitalizm. Ani wyzysk. Uważa za to, że nie zrobiło nic, by go ograniczyć - wręcz przeciwnie, dało paliwo dla jego ekspansji i eksportu daleko poza granice Starego Świata.
Poza tym to nie jest wyjaśnienie genezy całego zła na Ziemi. To tylko wyjaśnienie dlaczego ludzie wychowani w tym kręgu kulturowym mogą i będą psioczyć na wszystkie chrześcijańskie świętości o wiele bardziej niż na Islam, judaizm, hinduizm itp. Bo te ostatnie nie są częścią ich osobistego doświadczenia.
Ale co Chrześcijaństwo, czyli idea, rzecz nomen omen abstrakcyjna, ma do ratowania świata przed kapitalizmem, maoizmem czy innym dzikowężyzmem?
I sorry, ale co Chrześcijanie, czyli zwykli ludzie, pospólstwo, mieli zrobić? Możesz mieć pretensje do KK że pogłębiło problemy o których mówisz, ale KK to instytucja pasożytnicza wyrośnięta z tej idea, niejako jej implementacja.
Dla mnie KK dla Chrześcijaństwa jest tym czym ZSRR było dla komunizmu. Aberracja z sukcesem wieszcząca siebie jedyną prawdziwą twarzą idei, ale w rzeczywistości będąca jej karykaturą.
Celowo opisałam sytuacje, które nie miały nic wspólnego z Kościołem Katolickim. Chrześcijanie zrobili bardzo dużo w sferach o których mówię.
Oh come on, wskaż mi w Biblii (możesz wygooglać) fragment w którym Jezus zachęca mnie do pobicia mojej żony.
Strasznie generalizujesz. Zaraz się dowiem, że Leopold II dokonał ludobójstwa w Kongo nie dlatego że był obscenicznym rasistą, czy oderwanym od rzeczywistości bananowym monarchą, tylko dlatego że wierzył w Chrystusa.
Po pierwsze: nikt nie wie, co naprawdę mówił Jezus. Nie istnieją **wiarygodne **źródła pisane oparte na jego słowach. Tzw. Ewangelie powstały zbyt późno, żeby mieć jakąkolwiek sugestię że ich zbiorowi autorzy mieli w ogóle styczność z tą postacią inaczej niż poprzez przekazy - ich zadaniem była raczej kompliacja i edycja tych przekazów w celu dotarcia ze swoim projektem religijno-politycznym jak najdalej. Zwłaszcza jaskrawie widać to w przypadku tzw. Ewangelii Łukasza/Dziejów Apostolskich (uznawanych dziś zgodnie przez bdaczy za najmniej wiarygodne teksty biblijne), a peakiem neofityzmu jest oczywiście Paweł, który o Jezusie wiedział tyle, że prawdopodobnie był. Zwłaszcza, że co najmniej dwa z tych ewangelicznych tekstów były oparte o źródło które nie przetrwało do naszych czasów (a które bibliści nazywają “źródłem Q”). Przez to, że nie dysponujemy tekstami które mógł rzeczywiście napisać ktoś kto poznał osobiście Proroka z Nazaretu, nie wiemy praktycznie nic. W tych samych czasach w tym samym miejscu działało kilkunastu identycznych nauczycieli, głosząc nauki zaliczane dziś do tradycji tzw. apokaliptyzmu żydowskiego. Jezus był najpewniej jednym z nich, znał dokładnie te same teksty, a jego zredagowane nauki mogą być kompilacją różnych nauk tych postaci. Sekta esseńska najpewniej podjęła po prostu próby wymazania całej reszty tych postaci i wyniesienia na piedestał jednej, żeby uczynić swój przekaz czytelniejszym. Stało się to zapewne w momencie, gdy ci ludzie uznali, że nie będą w stanie przebić się z tą narracją w społeczności żydowskiej, więc stanęli do niej na kontrze. Ale to, że akurat ich narracja wygrała, wynikło z powodów politycznych. Esseńczycy/wyznawcy Chrystusa byli też wyjątkowo sprawni w wymazywaniu pamięci o konkurencyjnych tradycjach innych apokaliptycznych proroków i nauk innych sekt żydowskich tamtego okresu. Reasumując: nie mamy pojęcia o tym, co mówił Jezus.
Po drugie: nawet przyjmując podejście fenomenologiczne (nieważne czy to prawda, ważne że jest to prawdą dla tych ludzi i oni się do tych nauk stosują), widzimy jasno, że tzw. nauki Jezusa, osadzone mocno w tradycji żydowskiego mistycyzmu, nie są skłonne do podważania panujących porządków politycznych. Ani. Na. Jotę. Chociaż pierwsi wyznawcy najpewniej żyli w swojego rodzaju komunach i wierzyli np. w powszechne przeznaczenie dóbr, to nigdzie nie spotkasz sugestii, że tego rodzaju starania należy poczynić na szczeblu państwowym czy jakimkolwiek innym. Jasno pokazuje to przykład pierwszych krajów które przyjęły chrześcijaństwo (przed Rzymem) - w żadnym z nich nie widać sygnału większych zmian politycznych względem tego co było wcześniej. Co zresztą pasuje znów do ówczesnego mistycyzmu żydowskiego - niech tam sobie cesarze rządzą światem, my będziemy chodzić w obdartych szatach, żebrać po ludziach i głosić swoje, bo nagroda nasza będzie na tamtym świecie. O sukcesie tego projektu zadecydował eksport tej idei poza krąg żydowski - bo w nim samym było w tym czasie zbyt wiele podobnych narracji żeby tak naprawdę ktoś w ogóle zauważył to na szeroką skalę. Wbrew legendzie, którą zbudowali sami chrześcijanie, żaden rzymski kronikarz nie uznawał ruchawek ‘zwolenników Christosa’ za istotne wydarzenie, które w jakikolwiek sposób mogłoby zagrozić Imperium - ot, ktoś wystawiał głowę, to trzeba ją było skrócić i tyle. Krzyżowano wtedy wielu przestępców, wichrzycieli i innych “niepożądanych”, robiono to wręcz brutalnie rutynowo, bez większego namysłu. Legenda o tym, że Żydzi sami mieli podburzać Piłata do wykonania wyroku, ma charakter tożsamościowy i właściwie też jest podobna do wielu apokaliptycznych nauk z przełomu III-I wieku p.n.e i I-III wieku n.e. Dosłownie co drugi żydowski mistyk pokrzykiwał wtedy na współbraci, że jeśli nie pójdą za jego naukami, zostaną potępieni na wieki. Bo z tą społecznością był taki problem, że pomimo setek istniejących sekt i odłamów, jej większość uparcie trzymała się starych uprzedzeń i starych wierzeń i nie była zainteresowana nowinkami religijnymi.
Po trzecie: z powyższego faktu wynika, że aby chrześcijaństwo stało się legalne w danym państwie, nie mogło bazować na ideach które wywróciłyby polityczny porządek do góry nogami. Faktycznie, gdyby przełożyć mistyczną narrację z Ewangelii na jakąś nową moralność obowiązującą władzę, to przyjęcie chrześcijaństwa byłoby destrukcyjne dla istniejących porządków, bo wiązałoby władzy ręce w swobodnym prześladowaniu elementów niepożądanych. I właśnie dlatego Nowy Testament unika jak może sugestii dotyczących tego, co wolno a czego nie wolno władzy. Czytając ten tekst jasno widzimy, że nowa moralność, którą on proponuje, bazuje na osobistej więzi człowieka z Bogiem i odpowiedzialności przed nim samym - że w każdej właściwie chwili można uzyskać wybaczenie za dowolne okrucieństwo, które się spowodowało. Owszem, jest kilka bardzo miłych fraz dotyczących hierarchii ekonomicznej (że robotnikowi należy się zapłata, że głodnych należy nakarmić…), ale zawsze jest to obowiązkiem jednostki, nigdy “systemu” czy władzy. O władzy nie mówi się prawie wcale poza tym, że należy oddać cesarzowi co cesarskie (w domyśle: "pierdol to ziomek, wyzysk był i będzie zawsze, ty się lepiej martw o trybut dla władzy wyższej niż wszystkie inne władze). Co z tego wyniknęło w praktyce, pokazał sobór w Nicei. Możesz to sobie nazwać wypaczeniami idei, ale nikt jeszcze nie potrafił mi wskazać punktu, w którym te idee zostały rzekomo wypaczone. Chrześcijanie w Rzymie uczynili z osobistego nawrócenia Konstantyna treść propagandową, chociaż dobrze zdawali sobie sprawę z jego cynizmu - mimo tego wynieśli jego postawę nad niebiosa, traktując to jak jakiś rodzaj zwycięstwa boskiej sprawiedliwości. Czy coś się zmieniło w praktykach Cesarstwa poza tym, że chrześcijan przestano krzyżować za sam fakt wyznawania swojej religii? Nie. Kara śmierci za głupoty jak była tak była. Okrucieństwo nie ustawało. Barbarzyńscy władcy nawracali się z czasem nie tylko dlatego, że było to dla nich wygodne politycznie, ale też dlatego, że żadna z nauk chrześcijańskich nie zabraniała im *explicite *niczego, poza oddawaniem czci innym bożkom. Dekalog w swojej surowej postaci wydawał się restrykcyjny, ale przez to i abstrakcyjny. I sprzeczny ze zdrowym rozsądkiem, bo jak można traktować poważnie przykazanie “nie będziesz zabijał”, jeśli wróg najedzie twoje granice i zabije ciebie? Tak ogólnikowe sformułowania same się prosiły o przypisy. A przypisów dostarczył już nawet poganin Cyceron, który wymyślił doktrynę wojny sprawiedliwej.
Dla chrześcijan najważniejsze było to, by nikt nie wyznawał innego Boga niż oni i by nikt nie kwestionował istniejących hierarchii społecznych w sposób, który mógłby zaburzyć Boski Plan. A najlepiej w żaden. Większość Dekalogu to groźby ze strony Jahwe o karach które spotkają innowierców i tych, którzy oddają cześć niewłaściwym bożkom lub też nie szanują swoich przyrodzonych rodziców, którzy są w żydowskiej tradycji odpowiednikiem Boga Ojca. Paweł z Tarsu mówił jasno, że kobieta powinna nosić znak poddaństwa. Z samego tego zdania można wywieść całą przyszłą historię usankcjonowanej religijnie mizoginii. Owszem, Paweł mizoginii nie wynalazł - ale zaznaczył jasno, że podrzędna pozycja kobiety ma zostać zachowana i kontynuowana (dodając “dla równowagi” różne obowiązki dla męża, ale nie zmieniając statutu społecznego żony). Tak jak autorzy Biblii Hebrajskiej nie wynaleźli rasizmu - ale jasno zaznaczyli w swoich tekstach, że niektóre narody pochodzą od niewłaściwych potomków Adama i nie mają przed sobą wielkiej przyszłości. Kompilatorzy redagujący te teksty w kanon, z którego korzysta zarówno Kościół Katolicki jak i właściwie wszystkie odłamy protestantyzmu i w sumie każdy chrześcijanin-własnowierca, nie wykreślili tych treści, chociaż mogli to zrobić. Wykreślili w końcu całą masę innych tekstów - jednak nie z powodów ich sprzeczności etycznej z wyznawanymi wartościami, lecz z powodu sprzeczności z lore.
I te treści przez lata się rozwijały i “pracowały” w kulturze. Nie tylko nie burzyły dawnych uprzedzeń, ale wręcz pozwalały im rozkwitać. Idea, że istnieje wyższy byt, który zachowuje się jak patriarchalny ojciec, i który kiedyś przyjdzie na Ziemię sądzić żywych i umarłych, implikowała że ten sam rodzaj porządku musi zostać zachowany na Ziemi (cesarzowi co cesarskie!). Dlatego np. feudalizm, który zrodził się jeszcze w przedchrześcijańskim Rzymie, tak świetnie zażarł z tą religią: bo chociaż Biblia nie mówi nic o własności ziemskiej ani o pozycji chłopa pańszczyźnianego, to w ani jednym miejscu nie neguje sensu istnienia takiego systemu. Ani nie uważa go za niemoralny. Zwłaszcza gdy feudalizm opiera się na idei protekcjonizmu, opieki socjalnej dla włościan, ochrony przed najazdami itp i ogólnie pokazuje, że robi więcej dobrego niż złego.
O ile w czasach przedchrześcijańskich rozmaite sekty, komuny i grupy społeczne szukały realnej alternatywy dla systemów opartych na okrucieństwie i niesprawiedliwej hierarchii, tworzyły przestrzenie “wyjęte spod (opresyjnego) prawa” itp., chrześcijaństwo skanalizowało cały ten bunt w stronę osobliwej wewnętrznej emigracji moralnej. Powszechny aplauz dla decyzji Konstantyna Wielkiego (zamiast moralnego potępienia jego ogromnej hipokryzji i cynizmu) stał się inspiracją dla niegodziwców na całym świecie. Oto wynaleziono sposób na to, by umrzeć godziwie, żyjąc niegodziwie, parafrazując Woltera. A to wszystko przecież było co do litery zgodne z “naukami Jezusa”. Kto we mnie uwierzy, zbawiony będzie. Nieważne kiedy to zrobi.
Implikacje ciągną się przez wieki, ale najlepiej widać je w przypadku wczesnych kolonizatorów amerykańskich, rekrutujących się przecież z bogobojnych purytan, a nie katolików. Albo sprzęgnięcia protestanckiej narracji z eksplozją dzikiego kapitalizmu.
Ja rozumiem, można wierzyć w to, co jest tutaj przedstawiane. Tak jak niektórzy wierzą w państwowy komunizm (“ale nie w wypaczenia”). Trudno, jak chcą, niech wierzą. Ale krytyka jest i będzie.
Ewangelie to najwcześniejsze kroniki opisujące dzieje Jezusa jakie znamy - taki to już urok starych dziejów, że często były spisywane długo po fakcie. My słowianie szczególnie powinniśmy to rozumieć, bo przez brak zainteresowania zapisywaniem swoich wczesnych dziejów, dzisiaj wiemy bardzo mało o mitologii słowiańskiej.
Ewangelie zostały napisane na podstawie świadectw przekazanych przez następców apostołów. To nadal jest 60-100 lat od wydarzeń, nie 200 ani 500, jak to często miało miejsce w kronikach historii Polski.
Dalej piszesz znowu o tym, że Chrześcijaństwo nie zbawiło świata od zła faszysmu, ksenofobii, patriarchii czy seksizmu. No nie ocaliło. I niektórzy Chrześcijanie nawet byli tymi rasistami, seksistami itd. No byli. I co z tego? Znowu - Jezus ich tego uczył? No nie, nie uczył, a to na nim powinniśmy się skupić a nie na jego wyznawcach.
Jestem Chrześcijaninem, postępuję według nauki Chrystusa, jednocześnie nie biorę odpowiedzialności za działalność innych jego wyznawców. Każdy może się nazwać Chrześcijaninem, to nic nie kosztuje - w przeciwieństwie do przestrzegania nauk Chrystusowskich, które już wymagają pewnego zaangażowania.
Oczywiście, tylko z odpowiedzialnością. Bo “wyznawcy Jezusa” to zbyt duży worek, by wrzucać do niego krucjaty, patriarchat, inkwizycję, papiestwo, schizmy i tym podobne. To są grzechy wyznawców Jezusa, tak, ale nie Jezusa jako-tako.
Wyjaśniłam ci wyczerpująco na ile pozwolił mi limit znaków na Szmerze. To jeden wielki przypis do tego, dlaczego mamy prawo i będziemy szydzić z chrześcijańskich symboli, deptać świętości i tak dalej. Bo to nasza sfera kulturowa i świat bajek, które nam wmuszano. Mamy wszelkie prawo dekonstruować te bajki i obnażać ich zgubny wpływ na całą kulturę ludzkości. Bo tak się składa że to te bajki wygrały, i wszyscy odczuwamy konsekwencje do dziś.
Chrześcijaństwo nie tylko nie zbawiło świata – gorzej, ono nigdy nie miało takiego zamiaru. Eskapizm z postaci większej troski o życie wieczne niż życie na Ziemi kosztował nas kilka wieków rozwoju myśli ludzkiej, aktywnie hamując wszelkie próby zmiany rzeczywistości tu i teraz. I dostarczał ideologicznych uzasadnień dla tego. Wyjaśniłam ci to obszernie jak tylko mogłam. Mogę jeszcze drugie i trzecie tyle, jeśli w rezultacie odstosunkujesz się ode mnie i od mojego prawa do obrażania Bozi i Jezuska.
Jeszcze raz powtarzam że specjalnie nie napisałam nigdzie ani o papiestwie, ani o schizmach, ani o inkwizycji. Ani w ogóle o Kościele Katolickim. Bo uważam że problem z chrześcijaństwem jest u samego źródła. W Starym, ale też w Nowym Testamencie. Nie musisz się z tym zgadzać, możesz sobie wyciągać z tej religii co twoim zdanien najlepsze, ale inni nie mają obowiązku podążać za tym samym kulawym tokiem myślenia – że tam w Biblii wszystko stoi cycuś-glancuś, tylko ludzie nie rozumieją. Rozumieją. I dlatego właśnie robią tak jak robią: bo wiedzą że zgodnie z Pismem, mają do tego prawo. :)
“Mitologia słowiańska” też obchodzi mnie tyle co nic. Mamy zerową wiedzę nt. tego, jak ona wyglądała i czy w ogóle istniała. Nie mamy pojęcia w jakich bogów wierzyli mieszkańcy tych ziem i czy w ogóle odczuwali wspólnotę kulturową. “Słowianie” to de facto grupa językowa, nie etniczna.
Ewangelie są kompilacjami tekstów których już nie znamy (bo zaginęły albo je zniszczono), natomiast nie są w ogóle wiarygodne w kwestii tego, czy postać przez nie opisywana rzeczywiście robiła to co robiła. Z historycznego punktu widzenia mamy co najwyżej dość poszlak wskazujących na to, że w ogóle istniała (bo istnieją chociaż dwa zewnętrzne źródła z tego czasu które na to wskazują). I to tyle. Jeśli robię wystarczy wiara w to, że kanon pism skomponowany przez soborowe “mądre głowy” (łącznie z fanfiction do całości, jakim jest tzw. Objawienie św. Jana) streszcza cokolwiek w sposób rzetelny, a jednocześnie to przecież ten sam sobór rozpoczął “wypaczanie” istoty chrześcijaństwa to sobie z tym żyj. Ale nie zmuszaj innych.