- Mniejsze miasta chętnie zrezygnują z latania samolotami, bo nie latają. Natomiast wyższa klasa średnia z metropolii, która w kółko mówi o ekologii, natychmiast się biesi, kiedy to narusza ich możliwości polatania sobie na Malediwy - z Edwinem Bendykiem, prezesem Fundacji Batorego, rozmawia Grzegorz Sroczyński.
Apeluję o zaniechanie osobistych wycieczek. Wiem że stać Cię na użycie argumentów zamiast ad hominem.
Ale argumentów na co? Że Bendyk jest prokapitalista? No przecież sam się tak określał (patrz link, który podałem) i nadal nim jest (patrz tekst i Harca komentarz). Co tu argumentować.
@gloomyAlpaca@szmer.info, nie adresując tego (jakże przezornie) do nikogo w szczególności, sadzi jakieś chochoły o zaoraniu kapitalizmu, wyklinaniu socdemu i “obronie radykalnych idei dla nich samych”.
No więc albo to było do mnie (bo nie widzę innych kandydatów w subwątku), i wtedy to są jakieś chochoły-kocopoły, albo naprawdę napisane jest “w powietrze” i wtedy dla mnie to jest trolling. Tak czy owak, koło merytorycznej dyskusji to nawet nie stało.
cdn.
Właśnie takich. :)
Chodzi mi o kontynuowanie dyskusji bez wrzut typu “lolpaka”. Pamiętaj że ścierają się tu poglądy, ponieważ udało się jakąś osobę wyrwać ze szponów fejsa. Nie chcemy żeby tam wróciła. :) Chcemy żeby została i dyskutowała, ew. uczyła się czegoś nowego.
No i widać, jak rozkwitła dyskusja, kiedy zacząłem pisać merytorycznie…
Ad. 2 Kapitalistą jest człowiek (moja robocza uproszczona definicja), który większość swoich dochodów czerpie w formie tzw. “dochodu pasywnego”, a więc z prawa własności infrastruktury lub środków produkcji. Ceteris paribus, jest on moim naturalnym wrogiem (istnieją wyjątki, bo nie mam marksistowskich końskich okularów i zwracam uwagę na niuanse).
Natomiast ma się to nijak do tego wątku, bo tu nikt obecny, ani nawet nieszczęsny obgadywany (ależ go teraz uszy pieką) kapitalistą nie jest. Może być kapitalizmu zwolennikiem – ale większość tychże nie jest kapitalistami, ani nawet przedsiębiorcami.
Ja przedsiębiorcą byłem, aspirującym kapitalistą przez chwilę też, a anarchistą zacząłem się określać w wieku lat 45, a nie 15, jak to, zdaje się, jest normą społeczną. I mój radykalizm oparty jest na dokładnej i dogłębnej znajomości kapitalizmu i państwa – od głębokich kulis.
Natomiast nie zaprzeczam, że i wśród kapitalistów, i wśród ich zwolenników, jest całkiem sporo dobrych, w potocznym rozumieniu, ludzi. Tak samo, jak są oni wśród policji, urzędników, strażników granicznych itd. I w każdym przypadku mniej więcej tyle samo z tego wynika.
Skoro udało Ci się dokonać takiego radykalnego zwrotu w połowie życia to tym bardziej nie wypada nap* w Bendyka za to co i jak pisał 10lat temu . Jeśli szukamy jakiejś pokojowej alternatywy do wojen klimatycznych za kilka dekad to chyba właśnie trzeba szukać ludzi pokroju Bendyka, “zamontowanych w kapitaliźmie” ale świadomych tego, że ten kapitalizm trzeba rozmontować. Inna sprawa na ile jego publicystyka znajduje odbicie w jego prywwatnych decyzjach. Bo tego nie wiem a najlepszym gwarantem czyjejś wiarygonosci, jest bycie osobistym testerem własnych teorii.
Miało być bez ad hominem. Ale jak widać, natura nie znosi próżni.
Ad. 1 Parafrazując popularny slogan: czasami anarchista, zawsze antykapitalista (i antypaństwowiec). And the point is?
Ad. 3. Zacytuj, proszę, to co napisałem (a nie to, co Tobie się odezwało w umyśle – bo za to drugie nie odpowiadam)
(Wycięte za złe wątkowanie)
Znałem Bendyka, jak był jeszcze objazdowym budzicielem sumień – z konferencji na konferencję, szerząc, jak to słusznie @rysiek@szmer.info ujął, “rewolucyjne” idee. Sam też zrecenzowałem jego książkę a ACTA (https://klabaternik.wordpress.com/2012/04/01/siedem-tygodni-ktore-wstrzasnely-siecia/) i nadal mi się podoba, choć tamto zwycięstwo było, jak dzisiaj wiemy, pozorne, bo kapitalizm się uczy i adaptuje szybciej niż my.
Natomiast narracja Bendyka et consortes przechodzi mi wysoko nad głową. To jest narracja uprzywilejowanych, którzy zastanawiają się, jak zmniejszyć swoje przywileje (i jak przekonać innych uprzywilejowanych), żeby jakoś zmniejszyć nierówności, z jakimi żyjemy w tej katastrofie.
Jest to o kant dupy potłuc, jak większość inteligenckich rozkminek, bo kurs już został dawno wyznaczony, jak to mi zapowiadał pewien wspólny znajomy z warszawskiego HS – właściciele się obwarowują tam, gdzie im fantazja podpowiada, nadzorcy będą (do czasu) cieszyć się przywilejami i nadzieją, że ich dzieci awansują do kasty niezbędnego personelu, a my jesteśmy przeznaczeni na rozkurz.
Bendyk jest dzisiaj prezesem Fundacji Batorego, która rozdaje plasterki na co mniejsze wrzody kapitalizmu i musi działać w ramach swojej narracji, żeby nie zwariować. Szanuję go, ale w jego narracji moje miejsce jest w kolejce po zupę socjalną, bo jestem working poor, niezatrudnialny sześćdziesięciolatek z żoną na wózku. I niestety nie wyglądam na biedaka, co paniom z MOPR znacznie ułatwia odwalanie moich wniosków.
Dlatego – szanując (zróżnicowane, jak mniemam) narracje Was wszystkich, nie traktuję tej rozmowy jako dyskusji – żyjemy w różnych światach, które spotykają się tylko dzięki cudowi internetu. A ten cud też się niebawem może skończyć, wraz z postępami kolapsu.
Na wypadek wszelki, jakby ktoś potrzebował moich konstruktywnych deklaracji – znajdzie je tutaj. https://czytanki.tepewu.pl/calibre/book/5