• 17 Posts
  • 52 Comments
Joined 4 years ago
cake
Cake day: May 17th, 2021

help-circle
  • “Fakt że cis-facecie to zrobili i fakt że queer-feministyczny kolektyw został wywalony nie ma większego znaczenia tutaj, strony mogły by być w pełni odwrócone i problem by pozostał w dużej mierze taki sam”

    Skoro to nie ma znaczenia, to po co komentujesz? No i role właśnie nie były odwrócone! Osoby o uprzywilejowanej pozycji (w pewnych obszarach) wygoniły kolektyw który ten konkretny przywilej adresował i próbował dekonstruować. Wiem, że istnieje wiele różnych przywilejów, ale ten konkretny konflikt ma podłoże feministyczne i nie jest prawdą że to białorusini wyrzucili polaków czy że klasa robotnicza zaatakowała klase średnią. Nie o to tu chodziło.

    “Ten konflikt nie zostanie rozwiązany na płaszczyznach strukturalnych bo to nei ejst jego główna płaszczyzna. Jeśli będziemy tak kontynuować to w najlepszym razie stracimy dwa squoty”

    Moim zdaniem już straciliśmy. Mówiąc szczerze, nie potrafiłbym żadnej cis kobiecie polecić wizyty na przychodni czy wilczej30. Jest tam po prostu niebezpiecznie. To już lepiej iść do tzw klubu - przynajmniej jest ochrona, która może kogoś wywalić jakby co. Po tym co wynikło (gwałty na rozbracie i ich reakcja) to nie wiem czy w poznaniu jest o wiele lepiej… Fakt, że problemy z przemocą wobec kobiet okazują się być powszechne w ruchu, a dyskusja na ten temat “niewygodna” oznacza właśnie to, że problem jest strukturalny a nie osobisty. I potrzebuje takiej analizy.

    “Są też powodu dla którego osonby mające jednak opinnie zrównoważonych i intersekconalistycznych wstawiły się za dimą i krytykowały pomysły eksmisi.”

    No ok, ale one z nim nie mieszkały. Nie wiem na ile ich opinia na temat jego zachowania w domu jest istotna. Co z tego, że komuś kto mieszka np na adzie zachowanie Dimy nie przeszkadza. Nie oznacza to że kolektyw syrena może nie życzyć sobie pewnych zachowań.

    “Ale z drugiej strony dima mieszkał na syrenie od iluś lat, takich problemów nie było specjalnie, są jakieś powody że to wybuchło.”

    Tak. Bo nie chodziło o dime i jego osobę, tylko o jego zachowanie.


  • Fanatyzmu na syrenie na pewno nie było. Ostatnie miesiące na Syrenie były na tyle ciężkie, że odbywały się swego rodzaju dyżury- osoby zaprzyjaźnione przychodziły na noc, żeby wesprzeć osoby straumatyzowane przez Dimę, bo niektóre z nich nie mogły spać ze stresu. Nie wiem czy dima czuł się “zastraszony” ale na pewno inni tak się czuli. Nie został też zapędzony w kozi róg- były oferty pomocy w wyprowadzce ze strony kolektywu, mógł z nich skorzystać. Mógł też po prostu zmienić swoje zachowanie.

    Zdaje sobie sprawę że bartek (z ostaniego piętra) mógł się czuć nieswojo (koelktyw działał politycznie, a on chce ciszy i spokoju) ale bardzo wątpie żeby ktokolwiek go “zastraszał”. Zresztą jego ewentualne poczucie dyskomfortu można było rozwiązać na spotkaniach, które jednak były przez niego i Dimę ignorowane.

    No nie wiem czy można powiedzieć że konflikt syrena/przycho istniał wcześniej, raczej były to osobiste niesnaski, a nie jasno wyrażony konflikt polityczny pomiędzy dwoma grupami. Chyba kwestia spojrzenia… Na pewno można powiedzieć konflikt zdecydowanie się zaostrzył (pojawił) dopiero wraz z reakcją na przemoc seksualną na przychodni. Czyli jest to konflikt, który ma u podłoża podejście to kwestii przemocy seksualnej. I który eskalował do napaści cis-mężczyzn i wygonienia queerowo feministycznnego kolektywu z miejsca, które zajmował od 10 lat


  • Atak jest antyfeministycznym backlashem.

    Konflikt syrena-przycho na poważnie zaczął się 3 lata temu, jak syrena zareagowała na gwałt na przychodni, wymuszając na przycho reakcje, wyrzucenie typa, wzięcie udziału w warsztatach itp. Wszystkie osoby sprzyjające procesom rozwiązania problemu przemocy seksualnej (a były takie) przez kolejnych kilka lat się wyprowadziły, bo klimat był nie do zniesienia. W efekcie na przycho zostały same osoby, które (w najlepszym przypadku) uważają że nie warto się tyle zajmować tematem gwałtów. Moim zdaniem (ale to już tylko interpretacja) interwencje syreny musiały być frustrujące dla osób, które autentycznie nie widzą nic złego w swoim zachowaniu, a mają sąsiadów którzy się “przypierdalają”. Problem w tym że gwałtów nie można ignorować, jeśli dzieją się za płotem, w dodaktu w tym samym środowisku.

    Na syrenie nigdy nie było “redukcjonizmu klasowego”, to jest absolutnie nieprawda.

    Konflikt z Dimą był podkręcany przez ekipę z przychodni, oraz przez Antoniego Wiesztorta, żeby dopiec swoim osobistym wrogom.

    Pisanie, że przychodnia atakowała syrenę w ramach walki z redukcjonizmem klasowym to jest bzdura.

    Przychodnie zaatakowała syrene w obronie Dimy. Kolesia, który stosował przemoc (duszenie, straszenie nożem, bicie ludzi- on sam się do tego przyznaje) i który nie chciał zmieniać swojego zachowania. Zaatakowali, bo ich zdaniem transfobia i przemoc domowa to “nie są poważne sprawy” ale “idpol i lifestyle”.

    Jeśli taki fizyczny atak na koelktyw, który broni się przed transfobiczną i domową przemocą nie jest antyfeminizmem, to nie wiem co nim może być.

    A to czy kolektyw syrena to wymagający kolektyw nie ma tu nic do rzeczy. Dobrze, że istniała linia polityczna i wymagania od ludzi, bo inaczej kończy się tak jak na przychodni- ekipą bez żadnej własnej politycznej inicjatywy (ich fb i akcje ogarniają ludzie z zewnątrz) która nawet nie jest w stanie sobie. wody podłączyć. Zresztą moim zdaniem syrena było to miejsce dużo bardziej inkluzywne i otwarte niż przycho czy ada (przez te kilka lat mieszkali tam ludzie z naprawdę różnych klas, krajów i subkultur).


  • Ta narracja pomaga zrozumieć o co chodzi. W tym ataku na syrenę z użyciem pałek, gazu, kamieni, zostały wygoniony queerowo-feministyczny kolektyw, a kilkanaście osób zostało pozbawionych domu.

    To jest strukturalny problem. To nie jest “nieporozumienie sąsiedzkie” czy osobisty konflikt. To ma bardzo konkretny, polityczny, anty-feministyczny wymiar. I to trzeba zaadresować i o tym rozmawiać, bo sytuacja jest kiepska: przychodnia jest autentycznie niebezpiecznym miejscem dla kobiet. Nie ma tam żadnego koelktywu, “instytucji” do której można się zgłosić w przypadku transfobii czy przemocy seksualnej.

    Tego konfliktu nie da sie już “zaostrzyć” (no chyba że rozmowa w internecie to dla kogoś większy hardkor niż łamanie kości twarzoczaski cegłówką) , a dyskusja jest bardzo potrzebna.

    To oświadczenie nie ma nic wspólnego z bzdurami jakie ostatnio wypisuje “antoni wiesztort” z wslu


  • Marksizm to bardzo ważny nurt filozofii, myślenia, który umożliwia krytyczne podejście do społeczeństwa i roli jaką odgrywa praca najemna w kształtowaniu opresji i władzy bogatych nad biednymi.

    Mówiąc w wielkim skrócie: sama koncepcja że społeczeństwo można podzielić na klasy, że doświadczenia ludzi którzy/re muszą pracować żeby móc przeżyć są inne, niż doświadczenia osób które urodziły się bogate, i że te doświadczenia determinują ich życie jest właśnie marksistowska. Marksizm to “baza” myślenia o wiele procesach społecznych i nawet PiS stosuje to narzędzie: ocena społeczeństwa w wykonaniu Marksa jest po prostu bardzo trafna, nie mówiąc już o jego analizie kapitalizmu (że wolny rynek prowadzi do monopoli itd itp).

    Poza tym marksizm to nie komunizm

    Historycznie rzec biorąc rzeczywiście anarchiści/tki stali w konflikcie i mają uzasadnione obiekcje do marksizmu. Ale te lata dawno minęły i moim zdaniem toksyczne jest odgrzewanie sporów, zwłaszcza gdy jakakolwiek lewica w polsce jest obecnie pod ostrym atakiem faszystów i liberałów. Właśnie dlatego uważam że ta grafika jest tak kiepska- wpisuje się w prawicową strategię skłócania ruchu i rozbijania oddolnego oporu tworząc podziały na podstawie historycznie nieadekwatnych już tożsamości.



  • Problemem tez jest niż demograficzny- ludzi w wieku 40-55 lat jest wiecej niz tyc w wieku 20-35 lat. To oznacza, że partie polityczne mogą własciwie ignorować problemy młodych ludzi i grać pod starszy elektorat, bo w ten sposób są w stanie sobie zapewnić wygraną w wyborach…

    Opowiedzią są oczywiście ruchy oddolne i presja, no ale wiadomo że ciężko się walczy z bardzo liczną, liberalno-konserwatywną grupą która nie kwestionuje swoich przywilejów ani nie poddaje refleksji tego że mają mieszkania “za złotówkę”




  • nie.

    Referendum wzywa lokalne władze do podjęcia uchwały która ma zagwarantować:

    • uspołecznienie nieruchomości firm posiadających więcej niż 3000 mieszkań
    • zarządzanie tymi nieruchomoścami na spółdzielczych zasadach (nie zorientowanych na zysk)
    • zakaz reprywatazycji w ten sposób uzyskanych mieszkań
    • wypłatę odszkodowań za przejęte mieszkania “znacznie poniżej” ich rynkowej wartości.

    Strategia zorganizowania referednum w tej postaci wynika z tego, że poprzednia inicjatywa - blokada czynszów i ustalenie ich maksymalnej wartości - została podważona przez niemiecki sąd najwżyszy (w niejawnym posiedzeniu tego sądu). W momencie wygrania referendum odpowiedzialność za stworzenie ustaw spełniających ww kryteria spada na rządzące partie, co ma zagwarantować ich poprawność. W dodatku, jakakolwiek porażka na drodze legislacyjnej ma zmusić partie do wypracowywania kolejnych projektów ustaw, które spełnią wymionie powyżej postulaty. Projekt ustawy, która mogłaby zostać przyjęty jest już przygotowany. Jednak ta konkretna ustawa nie była przedmiotem referendum.

    Dlatego presja na władze jest wciąż konieczna, kampania się jeszcze nie skończyła.






  • jedna z firm (a właściwie spółki giełdowa) ktora podlegałaby pod wywłaszczenie (Akelius), w poniedziałek rano sprzedała wszystkie swoje mieszkania (28 000) drugiej firmie (Heimstaden), w ten sposób właściwie usuwając się z inwestycji w rynek mieszkaniowy w Niemczech. Ten ruch był planowany od dawna, ale w czerwcu wartość transakcji oceniania była na 12 Mld eur, ale dziś rano poszła za 9 Mld.



  • Niestety to raczej smutna wiadomosc. Poniżej przedsatwię opinię, którą od kogś zasłyszałem:

    Prokuratura i sąd stawiają Linx absurdalne, bardzo poważne zarzuty ze które grozi wieloletnie więzienie. Właściwie bez żadnych podstaw - dowodem ma być pobicie właściciela neonazistowskiej knajpy. Sęk w tym że pobicie nie było poważne, bez trwałego uszczerbku czy nawet hospitalizacji a LinX nawet nie brała w tym pobiciu udziału. Miała rzekomo ‘koordynować’ grupę i dostała tak poważne zarzuty, że kolejne 20 lat może spędzić w więzieniu. W tej sprawie ważny jest też kontekst. Niedawno odbył się proces NSU, czyli neonazistowskiej grupy która zamordowała kilkanaście osób o migranckich korzeniach w ciągu kilku lat. Przewodniczącą tej grupy była kobieta, ale możliwe jest, że grupa powstała z inspiracji tajnych służb, które od lat ‘inflirtują’ niemiecką prawicę i często prowokują do ataków. Nie wiadomo jaka dodkładnie była rola tajnej policji w tamtej sprawie, bo postępowanie w sprawie NSU2 zostało w dużej mierze utajnione. W chwili obecnej całe liberalne media porównują obie osoby i prowadzą narracje o “dwóch stronach problemu”, przyrównują obie osoby i piszą o wspólnym mianowniku - “radykalizmie politycznym”. Obrzydliwa libkowa propaganda, której całe gazety są pełne. Zdjęcia, przedstawiające Linx są też robione z tezą i robią wrażenia polowania na czarownice. No i mamy taką sytuację że dosyć podobne zarzuty mają obie osoby: zarówno kobieta, która zamordowała z przyczajki kilknaście niebiałych osób, jak i osoba, która nie brała udziału w bójce w barze.






  • – Jesteś czarodziejem, Harry – rzekł Hagrid. Twoje miejsce jest w Hogwarcie. – A czym jest Hogwart? – zapytał Harry – To szkoła czarodziejów. – Ale to nie szkoła publiczna? – Nie. W pełni prywatna. – Doskonale. Zgadzam się. Dzieci nie są własnością państwa. Każdy, kto pragnie oferować usługi edukacyjne, ma prawo uczynić to na uczciwych zasadach rynkowych. Nie zwlekajmy zatem.


    – Malfoy kupił całej drużynie najnowsze Nimbusy! – powiedział Ron – To nieuczciwe! – Wszystko, co możliwe, jest uczciwe. – pouczył go Harry – Jeśli może kupić swojej drużynie lepszy sprzęt, to ma prawo tak postąpić, jak każda indywidualna osoba. Czy istnieje różnica między jego wyższą zdolnością nabywczą a moja przewagą w umiejętności chwytania znicza? – Chyba nie… – odpowiedział niepewnie Ron Harry zaśmiał się, wkładając w ów śmiech rozwagę i głębię, jak gdyby uśmiechał się do odległych szczytów. – Przyjdzie czas, gdy to zrozumiesz, Ronie.


    Profesor Snape stanął przed salą i przyjrzał się uczniom z błyskiem wyższości w oczach.

    – Na tych zajęciach nie będzie głupiego machania różdżką ani niepoważnych zaklęć. Nie oczekuję zatem, by większość z Was doceniła subtelną naturę nauki i skrupulatność sztuki, którą jest tworzenie eliksirów. Ale tych niewielu, u których dojrzę talent… Mogę pokazać wam, jak oczarować umysł i zniewolić zmysły. Mogę zdradzić Wam wiele sekretów – jak skroplić sławę, odsączyć chwałę, lub nawet – stanąć na drodze śmierci. Ręka Harry’ego wystrzeliła w górę. – O co znów chodzi? – Zapytał, zirytowany, Snape – Jaka jest wartość owych eliksirów na otwartym, wolnym rynku? – Co?! – Uczy Pan, jak tworzyć cenne produkty na własny użytek, będąc opłacanym z pensji nauczyciela – zamiast próbować, dzięki swym umiejętnościom, zaspokoić istniejący popyt? – Ty bezczelny chłopcze… – Z drugiej strony, cóż może powstrzymać mnie od wejścia z eliksirami na rynek, gdy tylko poznam sekrety ich warzenia? – Ja… – To zresztą problem do rozważenia na gruncie ekonomii, nie technologii wyrobu eliksirów. Kiedy zaplanowane są lekcje ekonomii? – W tej szkole NIE ma lekcji ekonomii, chłopcze. Harry Potter wstał z miejsca powoli i dostojnie. – Na dziś skończyliśmy. Jeśli ktoś z was pragnie poznać praktyczną wiedzę o potędze rynku – chodźcie za mną. Fala uczniów wylała się na korytarz w ślad za nim. Nareszcie odnaleźli kogoś, kto potrafił im przewodzić.


    Harry, wraz z Ronem, stanęli naprzeciw Zwierciadła Ain Eingarp. – Boże! – szepnął Ron. – Harry, to twoi rodzice, a oni przecież… nie żyją. Harry zamrugał i jeszcze raz spojrzał w lustro. – Tak właśnie jest. Ale dziś ta informacja nie jest już istotna czy produktywna. Opuśćmy to miejsce jak najszybciej. Powinniśmy raczej pomóc Hagridowi w jego szczytnej misji. Powinien wyhodować tyle smoków, ile pragnie, pomimo jawnie niesprawiedliwych regulacji dławiących wolny handel tymi stworzeniami. – Ale to twoi rodzice! – odpowiedział Ron. Ron nadal niewiele pojmował. – Filarem każdej więzi pomiędzy ludźmi jest cnota przedsiębiorcy, Ronie. – westchnął Harry. – Nie rozumiem… – odpowiedział Ron – Oczywiście, że nie – rzekł czule Harry – cnota oznacza, że powinniśmy współdziałać na płaszczyźnie wartości, które możemy dobrowolnie między sobą wymieniać. Wartości każdego rodzaju, poczynając od wspólnych zainteresowań sztuką, sportem czy muzyką, poprzez podobne poglądy filozoficzne i polityczne, a kończąc na celu naszego życia. Ludzie, którzy nie żyją, nie mają tych wartości. – Ale przecież oni dali ci twoje ży… – To ja stworzyłem samego siebie, Ronie. – Przerwał mu Harry z pewnością w głosie.


    – Oddaj mi swą różdżkę – zasyczał Voldemort. – Tego nie mogę uczynić. Ta różdżka to symbol mojej własności, która jest w istocie materialnym dowodem moich osiągnięć. Własność to produkt ludzkiej zdolności myślenia – odpowiedział Harry z odwagą w głosie. Voldemort jęknął. – Istnieje coś, co zasługuje na większą pogardę niż konformista. Jest to nonkonformista, który podąża za trendem. Voldemort topniał w oczach. Harry odpalił papierosa, bowiem panował nad ogniem. – Najmniejszą z mniejszości na tym świecie jest jednostka. Ci, którzy odmawiają jednostce praw, nie mogą nazywać się obrońcami mniejszości. Narzucona płaca minimalna jest niczym innym jak podatkiem od sukcesu. To rynek stworzy uczciwą płacę minimalną bez pomocy rządu, ingerującego by narzucić swe bezwzględne ograniczenia. Voldemort zawył. – Kopie tej różdżki będę sprzedawał na wolnym rynku, osiągając wielki zysk. I ty również możesz kupić jedną z nich, jeśli zechcesz. Jak każdy. Voldemort został pokonany. – Nienawidził nas, bo byliśmy wolni – rzekł Ron. – Nie, Ronie. Nienawidził nas za to, że działaliśmy wolni. Hermiona płonęła pożądaniem do obu, jednak żaden z nich nie odpowiadał. Patrzyli gdzieś daleko przed siebie, a przed każdym z nich czekało imperium, które mieli zbudować.


  • ***cz1

    Grzegorz Sroczyński: -„Polskie bicie" - tak mówiono?

    Kamil Janicki: -Tak. To, co nasza szlachta wyprawiała z chłopami, było w Europie głośno komentowane. Pierwszą Rzeczpospolitą nazywano despocją, w której zamiast jednego tyrana władzę dzierżą tysiące tyranów, zupełnie bezkarnie znęcających się nad mieszkańcami swoich szlacheckich państewek. Ten ustrój zdumiewał nie tylko Zachód, ale nawet Moskwę. Bicie przez stulecia było najbardziej trwałym aspektem egzystencji Polaków.

    -Ale na czym polegała wyjątkowość “polskiego bicia”? Gdzie indziej panowie chłopów nie bili?

    -Bili. Kiedy ukazują się teksty i książki o pańszczyźnie - ostatnio jest tego sporo - zawsze podnosi się rwetes, że przecież pańszczyzna była nie tylko w Polsce, że chłopów ciemiężono też na Zachodzie. To prawda. Tyle że na ziemiach polskich ten system trwał dłużej i podlegał zwyrodnieniu z dekady na dekadę. W wieku szesnastym chłopi u nas faktycznie nie mieli gorzej niż na Zachodzie, są nawet badania, według których poziom życia nad Wisłą był lepszy niż na przykład we Francji. Natomiast w drugiej połowie siedemnastego wieku i w wieku osiemnastym staliśmy się już krajem codziennej systemowej przemocy. Chłop był własnością polskiego szlachcica nie w jakimś teoretycznym znaczeniu, ale całkiem dosłownie: można go było sprzedać, przenieść w dowolne miejsce, wziąć pożyczkę pod jego zastaw. Kiedy w drugiej połowie osiemnastego wieku wreszcie pojawiają się przepisy ograniczające pańską samowolę, to nikt ich nie egzekwuje. Wszystkie te zapisy pozostają na papierze, to taki listek figowy.

    -Dlaczego?

    -Nowożytne państwo polskie było jak z papieru. Nie istniał żaden szerszy aparat urzędniczy, zresztą król nie miał prawa ingerować w prywatne sprawy jakiegokolwiek posiadacza ziemskiego. Każdy pan folwarczny był u siebie jakby niezależnym monarchą. Nieprzypadkowo do teraz mówimy: „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie". Chłopi byli przez stulecia tłuczeni kijami, kopani, wsadzani w gąsior, klęczeli na śniegu przez wiele godzin, byli bici batogiem - opisy codziennego maltretowania znajdziemy w tysiącach źródeł.

    -Ale po co tak?

    -Bo każdy chłop ma być bity. Wystarczy wziąć popularne w XVII wieku poradniki dobrego gospodarowania, które wprost tłumaczą, jak katować chłopów i jak ich karać tak wymyślnie, aby ta przemoc im się nie znudziła.

    -Nie znudziła?

    -Uważano, że oni z pokolenia na pokolenie stają się na bicie coraz bardziej odporni, więc bez zwiększania dawek zbuntują się i przestaną pracować. Jeden z najpopularniejszych poradników w XVII wieku to „Gospodarstwo" Anzelma Gostomskiego. Autor tłumaczy: jeśli chłop jest należycie bity, to się przyzwyczaja, więc trzeba wprowadzać coraz wymyślniejsze kary. Jedna z propozycji jest taka, żeby w największy mróz, a najlepiej w samo Boże Narodzenie, zrobić chłopu wielką dziurę w ścianie chałupy, żeby nie był w stanie dłużej w niej mieszkać i musiał wraz z rodziną czekać na lato u sąsiada.

    -I za co ta kara?

    -Za zbyt powolną pracę na pańskim polu. Albo za spóźnienie, bo na folwarku należało się pojawiać równo ze świtem i pracować do zmroku. Istniały różne sposoby wyganiania chłopów codziennie na pańszczyznę, mamy wytyczne dla konkretnych majątków - na przykład jeśli rodzina odpowiednio szybko nie wyjdzie z chałupy, to karbowy powinien wybić taranem drzwi, potem ludzi stłuc, ale tak, żeby nadal mogli robić. Przemoc stała się jedynym gwarantem posłuszeństwa. Przecież chłopów było mrowie, a szlachty garstka.

    -Duża garstka.

    -Nie. To są mity, że w Polsce było wyjątkowo dużo szlachty. Z nowszych badań wynika, że w głównych prowincjach - Wielkopolsce, Małopolsce - tylko 3 procent. Na Mazowszu rzeczywiście więcej. Natomiast chłopi stanowili 75 procent ludności. Od kilku lat mamy powrót tematyki chłopskiej, wychodzą książki, wreszcie można przeczytać coś nowego, a nie tylko prace naukowe z lat sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych, ale większość tych książek jest ugrzeczniona, autorzy boją się mówić wprost o niewolnictwie. Mówią: „Okej, szlachta biła, ale przecież gdzie indziej też bili". „Okej, mieliśmy pańszczyznę, ale wtedy to było ekonomicznie rozsądne".

    -A nie było?

    -Jeśli w ten sposób będziemy o tym rozmawiać, to gdzieś zginie prawda, której nie da się relatywizować: nasi przodkowie - to dotyczy sporo ponad 90 procent współczesnych Polaków - byli przez stulecia traktowani jak zwierzęta. Przez 200 lat chłopi mieli status bydła, całe ich życie obracało się wokół pracy nawet nie na swoim, ale na pańskim. To codzienne bicie zostawiło ślad w naszej zbiorowej psychice, bo nie jest możliwe, żeby ze świadomości potomków takie rzeczy łatwo zniknęły. Nie mówimy o tym, nie dopuszczamy tego, ale właśnie taka jest nasza tożsamość, stąd się bierze nasz system myślenia.

    -Z bicia?

    -Oczywiście. Z maltretowania kolejnych pokoleń naszych przodków i z ich rozpaczliwych strategii uniknięcia bólu. Rozmaite nasze kompleksy, lęki czy nieufność wobec wszelkiej władzy, niezrozumienie dla dobra wspólnego - to wszystko dziedzictwo systemu, w którym codziennie starasz się uniknąć kolejnych razów. Jeśli moi czy pańscy przodkowie nie należeli do tych trzech procent, to jesteśmy potomkami ludzi, którzy byli nieustannie narażeni na tortury. Pisze pan w książce: „O srogości kar często pisali przybysze z zagranicy. Nie dziwił ich sam fakt używania kijów i batogów, ale zajadłość szlachty w wymierzaniu kar". Znamy dużo takich relacji. Obcokrajowcom, którzy odwiedzają polskie folwarki, włosy stają dęba. Ślązak Johann Joseph Kausch notował pod koniec XVIII stulecia: „Kańczug [skórzany bicz] to jedyny sposób rządzenia tymi ludźmi. Nie szafuje się nim nigdzie tak surowo — nie, to wyrażenie za słabe — tak barbarzyńsko, jak w Królestwie Polskim".

    -Dlaczego tak było?

    -Mówiłem już: państwo całkowicie zrezygnowało z wnikania w stosunki między szlachtą a jej niewolnikami. Nie było kontroli, jakichkolwiek ograniczeń. Kilkadziesiąt tysięcy despocji rządziło się swoimi prawami. W dodatku szlachta stworzyła sarmacki mit, że chłop nie jest takim samym człowiekiem. To klucz do rozumienia systemu pańszczyźnianego.

    -Czyli?

    -Oni uważali, że sami są potomkami Sarmatów, którzy w zamierzchłych czasach podbili polskie ziemie. A chłopi mają zupełnie inne pochodzenie - chamskie. A nawet są innym gatunkiem. Można znaleźć poważne prace z osiemnastego wieku, które dowodzą, że chłopi mają mózgi w kształcie odpowiednim do ich pracy, kości chłopskich czaszek przypominają pługi i inne narzędzia rolnicze. W jednym z popularnych poradników agronomicznych - Jakuba Kazimierza Haura - znajdziemy informacje, że chłopi mają też inne żołądki, które wymagają złego, grubego, chamskiego pożywienia. Chłop nie może się dobrze żywić, bo tego by jego natura nie zniosła, więc należy go głodzić. Głód i bicie mu służą, są dla jego dobra.

    -Bicie chłopu służy?

    -W publicystyce szlacheckiej jest pełno takich wyjaśnień. Po pierwsze chłopa trzeba trzymać w ryzach dla bezpieczeństwa państwa, bo jeśli nie będzie bity, to się rozzuchwali, zbuntuje, podpali kraj. Po drugie bicie jest niezbędne dla zbawienia chłopskiej duszy, bo inaczej chłop się rozleniwi, będzie tylko pił i popadnie w grzeszną gnuśność. Bez bicia i światłego kierownictwa swojego pana chłop nie byłby w stanie samodzielnie funkcjonować. Dobry szlachcic to taki, który bije, ale nie zakatuje, aby chłop cały czas był w stanie pracować. Kiedy cytuję rozmaite zapisy obcokrajowców z podróży po Polsce, gdzie oni krytykują stosunki na folwarkach, to zaraz słyszę głosy: no, oczywiście, że Niemcy nas obsmarowywali, żeby potem uzasadniać rozbiory. I faktycznie, niektóre z tych osiemnastowiecznych publikacji były pisane w celu robienia złej atmosfery wokół Polski. Tyle że polska szlachta swoją brutalnością dawała znakomite argumenty w tej kampanii. Szlachta w ogóle nie ukrywała charakteru tego systemu. Obrońcy pańszczyzny nie twierdzili, że chłopi nie są niewolnikami - oczywiście, że są, tyle że zarazem muszą być trzymani w takim stanie. Kiedy autorzy oświeceniowi zaczęli domagać się reform, to też pisali, że do jakiejkolwiek wolności chłopów trzeba dochodzić bardzo powoli - nawet przez stulecia - bo oni zostali sprowadzeni do tak zwierzęcego poziomu, że nie będą potrafili odpowiedzialnie korzystać z praw człowieka.

    -Trochę to przypomina figurę “homo sovieticusa” propagowaną po 1989 roku przez księdza Tischnera. Albo rozmaite mądre nauki polskich inteligentów, kierowane na przykład do byłych pracowników pegeerów, że tkwią mentalnie w komunie i w “wyuczonej bezradności”, nie potrafią korzystać w wolności itd. itp.

    -Moim zdaniem to jeden z większych błędów, że wszystko, co w Polakach “nie takie”, kojarzmy z peerelem. W III RP ciągle było słychać, że gdyby nie 50 lat komuny, to społeczeństwo byłoby lepsze i bardziej obywatelskie. To nie jest prawda. My nie zmagamy się ze spadkiem po peerelu, tylko ze stuleciami pańszczyzny. Nadal stosujemy życiowe strategie z czasów ciągłego nadzoru i bicia, które wtedy były konieczne do przetrwania.

    -Jakie strategie?

    -Jak chłop mógł się bronić? Jedyna metoda była taka, żeby próbować pracować jak najgorzej i jak najwolniej. Wyjść w pańskie pole z niesprawnym pługiem, jakiś kołek wymontować, żeby pod pozorem naprawiania mieć pół godziny wolnego, bo trzeba poszukać nowego kołka, potem ten nowy kołek nie pasuje, trzeba go dociąć itd. Jak nadzorca nie patrzy, no to od razu spowolniam, bo oszczędzam energię. Jeśli we dworze nikt akurat nie pilnuje, to można zabrać parę talerzy i sprzedać. System oparty na kombinatorstwie, żeby przetrwać. Oni przecież musieli obrobić pańskie, harować po paręnaście godzin na dobę przez niemal cały tydzień, a potem mieć też siły, żeby swoje zasiewy obrobić - inaczej umierali z głodu.

    -Jeśli nie urwiesz tego kołka z pługa, żeby pod pretekstem naprawy mieć trochę oddechu, to następnego dnia nie dasz rady się schylić i zebrać swoje zboże. O to chodziło?

    -Tak.