• 87 Posts
  • 65 Comments
Joined 3 lata temu
cake
Cake day: lis 12, 2020

help-circle
rss

Prezydencie, weź pieniądze na mieszkania!
Lokatorzy i lokatorki nielegalnie sprywatyzowanych mieszkań zakładowych nie mogą czekać kolejnych trzech miesięcy na decyzje czy Gmina Wrocław będzie chciała im pomóc. Każdego dnia muszą liczyć się z groźbą eksmisji lub podwyżki czynszu, która przekoroczy ich zdolności do płacenia. Każdego miesiąca muszą wydawać większą część swoich dochodów na czynsz i żyć na krawędzi ubóstwa. Wszstkie przedstawiane przez Urząd Miejski wątpliwości co do procesu finansowania wykupu mieszkań pozakładowych przez gminę zostały jednoznacznie rozwiane. Pieniądze są do wzięcia. Czekają tylko aż Urząd Miejski po nie sięgnie aby móc wreszcie rozwiazać problem mieszkań zakładowych i wzbogacić majątek Wrocławia o lokale komunalne warte prawie 30 mln zł. Nie ma powodu aby zwlekać. Nie można w tej sprawie zwlekać. Prezydencie, weź pieniadze na mieszkania. Wszyscy ich potrzebujemy.

Manifestacja lokatorska: Prezydencie, weź pieniądze na mieszkania!
Lokatorzy i lokatorki nielegalnie sprywatyzowanych mieszkań zakładowych nie mogą czekać kolejnych trzech miesięcy na decyzje czy Gmina Wrocław będzie chciała im pomóc. Każdego dnia muszą liczyć się z groźbą eksmisji lub podwyżki czynszu, która przekoroczy ich zdolności do płacenia. Każdego miesiąca muszą wydawać większą część swoich dochodów na czynsz i żyć na krawędzi ubóstwa. Wszstkie przedstawiane przez Urząd Miejski wątpliwości co do procesu finansowania wykupu mieszkań pozakładowych przez gminę zostały jednoznacznie rozwiane. Pieniądze są do wzięcia. Czekają tylko aż Urząd Miejski po nie sięgnie aby móc wreszcie rozwiazać problem mieszkań zakładowych i wzbogacić majątek Wrocławia o lokale komunalne warte prawie 30 mln zł. Nie ma powodu aby zwlekać. Nie można w tej sprawie zwlekać. Prezydencie, weź pieniadze na mieszkania. Wszyscy ich potrzebujemy.

Trochę wygląda jakby Gruzini mieli swój własny KOD, poprawcie mnie jeśli się mylę


Mam mieszane uczucia co do Kozaka, czasami wydaje mi się, że jest tylko koncesjonowanym marksistą na liberalnej smyczy. Ten tekst trochę to potwierdza - autor odziera marksizm z całej jego specyfiki pozostawiając tylko sprzeciw wobec PiS i dobrą zabawę.


After 44 days of hunger strikes, two Thai activists in their early twenties were rushed to a hospital near Bangkok over the weekend amid fears they may not survive the night. The pair are calling for the release of political prisoners and urgent reforms of the Thai justice system, which has some of the world’s strictest lèse majesté laws forbidding criticism of the monarchy


Brazilian authorities have intensified their fight against illegal mining in areas inhabited by the Indigenous Yanomami people, sending helicopters over the Amazon jungle in search of clandestine dig sites.

Książka Graebera i Wengrowa okazała się być czymś zupełnie innym niż się tego spodziewałem. Autorzy najwyraźniej to przewidzieli i już na samym początku wyjaśnili, że to jest książka o genezie nierówności społecznych czy państwa. Wręcz przeciwnie. Graeber i Wengrow polemizuje z samą koncepcją “genezy” czy “oryginalnego stanu ludzkości”, jakiegoś mitycznego okresu przed narodzinami państwa, własności czy nierówności majątkowych i statusowych. Koncepcja ta - piszą - ogranicza nasze myślenie do dwu równie nieznośnych alternatyw - pozbawionego złudzeń reformizmu, według którego niczego zasadniczo nie można zmienić i pozostaje nam tylko wprowadzanie drobnych ulepszeń istniejącego systemu oraz romantycznego prymitywizmu, postulującego powrót do mitycznego stanu pierwotnej niewinności. Przede wszystkim jednak koncepcja “genezy” nie ma żadnego potwierdzenia w naszej aktualnej wiedzy czy to archeologicznej czy antropologicznej (Graeber jest antropologiem, Wengrow - archeologiem, wiedzą więc o czym piszą). Tu bowiem okazuje się, że nie ma czegoś takiego jak “oryginalny stan ludzkości” - tak daleko jak pozwalają nam to stwierdzić wykopaliska grupy ludzkie były społecznie zróżnicowane. Ich formy życia zaś były skutkiem kultury, historii i polityki nie zaś prostą ekspresją nieskażonej cywilizacją pierwotnej ludzkiej natury. Teoria “genezy nierówności”, nowoczesne wersja mitu o wygnaniu z ogrodu Edenu, narodziła się z dyskusji oświeceniowych filozofów takich jak Hobbes czy Rousseau. Siła tej narracji jest taka, że do dziś, pomimo postępów naszej wiedzy nie potrafimy uwolnić się od niej uwolnić. Nasze myślenie ciągle w tej czy innej formie nawiedzają obrazy “stanu natury” czy “szlachetnego dzikusa”. Jednak zdaniem Graebera i Wengrowa znacznie bardziej problematyczny od mitu “szlachetnego dzikusa” jest mit “głupiego dzikusa” - podzielane zarówno przez zwolenników Hobbesa jak Rousseau przekonanie, że sposób życia tzw. ludzi niecywilizowanych charakteryzuje niewinna nieświadomość istnienia alternatywnych możliwości. W duchu ojca antropologii anarchistycznej, Pierre’a Clastres’a, choć pozostając krytyczni wobec jego prac badawczych, twierdzą, że społeczności bezpaństwowe były jak najdalsze od nie zdawania sobie sprawy z niebezpieczeństw hierarchii i władzy. Jako główny argument podają stwierdzone przez wielu antropologów - nie tylko anarchistycznych, m. in. przez Levi-Staussa, zjawisko sezonowych zmian organizacji społecznej charakteryzujących życie wielu zbadanych plemion. Społeczności te, np. opisani w Smutku tropików Nambikwara, żyją część roku w formie swobodnych band łowiecko-zbierackich, pod mniej lub bardziej patriarchalną władzą wodzów a pozostały czas spędzają w znacznie bardziej egalitarnych osadach, zajmując się ogrodnictwem i kolektywnie podejmując najważniejsze decyzje. Podobne przejawy zmiennej organizacji społecznej autorzy tropią także w materiale archeologicznym. Pokazują na przykład, że wielkie ośrodki jak Göbekli Tepe, znacznie wyprzedzające zarówno rolnictwo jak i osiadły tryb życia mogły być właśnie takimi miejscami okresowej zmiany struktury społecznej - gdzie żyjący zazwyczaj w rozproszeniu łowcy-zbieracze gromadzili się na jakąś część roku by tworzyć bardziej złożony organizm społeczny - zdolny do podejmowania zorganizowanych prac zbiorowych na dużą skalę - by potem znowu powrócić do swobodnego wędrowania. Zdaniem Graebera i Wengrowa powinniśmy w tym kontekście pytać się zatem nie tyle o genezę władzy, państwa i nierówności ale o przyczyny utraty takie kontroli nad naszą własną strukturą społeczną, zdolności o re-organizacji naszych relacji. Świadoma, zbiorowa kontrola nad organizacją społeczną jest głównym tematem tej książki. Zdaniem autorów idea ta, daleka od bycia wynalazkiem europejskiego oświecenia, była ona bliska rozmaitym ludom na całej planecie w każdym okresie naszych dziejów. Graeber i Wengrow uznają nawet, że że do XVIII wiecznej Europy dotarła ona raczej w skutek dyskusji z rdzennymi mieszkańcami kontynentu amerykańskiego niż, że narodziła się tu oryginalnie. Autorzy The Dawn of Everything zawzięcie polemizują z wszelkimi determinizmami uznającymi powstanie hierarchicznej organizacji państwowej za konieczne ze wzgledu czy to na sposób produkcji (przejście do łowiectwa-zbieractwa do rolnictwa), czy narodziny osiadłego trybu życia czy wzrost rozmiarów i złożoności społeczności ludzkich. Wskazują na przykład na odkrywane na terenie obecnej Ukrainy ślady osad liczących wiele tysięcy mieszkańców w których nie można znaleźć żadnych zachowanych przejawów nierówności czy panowania. Próbują odkrywać historię prehistorii - odczytując z materiału archeologicznego ślady obalających władze rewolucji sięgających najwcześniejszych dziejów ludzkości. Paradoksalnie - źródeł powstania władzy państwowej dopatrują się zatem nie tyle w polityce co raczej sferze prywatnej - w stopniowym rozszerzaniu patriarchalnej władzy ojca rodziny oraz wyzysku pracy opiekuńczej w formie niewolnictwa (“instytucji domowej”) która stała się ośrodkiem akumulacji bogactwa oraz środków przemocy, zdolnym w pewnym momencie do podporządkowania sobie zasadniczo demokratycznej sfery publicznej. . Choć tytuł książki sugeruje, że mamy tu do czynienia z przedstawicielem gatunku tzw. Wielkiej Historii, gatunku zdominowanego przez takich autorów-celebrytów jak Jared Diamond, Steven Pinker czy Juwal Harari to w rzeczywistości “Dawn of Everything. A new history of humanity” jest potężną polemiką z samymi założeniami tego gatunku. Jej celem jest nie tyle zbudowanie jednolitej, wszechobejmującej narracji o narodzinach cywilizacji co pokazanie, że historia ludzkości zawsze była - i w domyśle zawsze będzie - domeną historii małych, lokalnych i zawsze przygodnych walk o władzę i wolność. Rezultat tych walk, jaki by akurat nie był nie został ustalony z góry przez jakiś zewnętrzne, ponadludzkie - boskie czy naturalne - siły i nigdy nie może został uznany za ostateczny czy nieprzezwyciężalny.

O co chodzi z tą wazą pełną rozżarzony węgli?


Nie mogę przestać się z tego śmiać.


Study finds that landlords exploit the poor
A new study examined the profits of landlords across Milwaukee and compared them to landlord profits nationwide. They found that for every 10 percent increase in neighborhood poverty, renter exploitation increased by 2.2 percent in Milwaukee and 0.8 percent nationwide. What's more, for every 10 percent increase in black residents, renter exploitation increased by 0.8 percent for both Milwaukee and the nation. This effect ensures that the poor remain poor; since the poor have no choice but to pay rent when they can, any money they could save up is instead siphoned away by landlords.

Moje luźne wrażenia z lektury najgłośniejszej książki ostatniego sezonu. "Nie ma i nie będzie" to zbiór reportaży o dziejach najnowszych kilku mniejszych (od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców) polskich miast: Wałbrzycha, Tarnobrzegu Włocławka, Skarżyska-Kamiennej, paru innych. Książka, zgodnie z tytułem, jest katalogiem rzeczy, których nie ma (i zapewne faktycznie już nie będzie): zakładu pracy, szkoły, linii autobusowej, szkoły, życia społecznego, udanych inwestycji, etc. Katalog ten zresztą jest wszędzie prawie taki sam, jak gdyby Okraskowa odwiedzała te swoje miasta z gotową czeklistą, choć może po prostu ich los był do siebie rzeczywiście podobny. Tylko Wałbrzych naprawdę się wyróżnia. Wałbrzych to prawdziwy hardcore. Rzeczy, których nie ma i nie będzie kiedyś były (jakie były to były ale były). Historia transformacji ustrojowej to historia likwidacji - czasami uzasadnionej czasami nie, zawsze odgórnej i zawsze nieodpowiedzialnej, będącej okazją do mniejszego i większego rozkradania. W dziurach po tym, czego nie ma toczy się nadal jakieś życie ale ono interesuje Okraskową mniej i raczej powierzchownie. W odwiedzanych miejscowościach czyta na ścianach, słucha lokalnych zespołów hiphopowych, odwiedza bary (i ogólnie okazuje temu życiu szacunek należny wszystkiemu co przetrwało kataklizm) ale rozmawia zawsze o przeszłości. Widać też przeciw komu ta książka jest pisana, bo autorka raz po raz próbuje bulwersować wielkomiejską, liberalną inteligencje (nie wiem czy prawdziwą czy urojoną sobie przez nią i jej męża) scenami picia piwa i jedzenia kotletów. Raz nawet się modli. I nawet jeśli jest to prawdziwy powód napisania tej książki to na szczęście nie zajmuje on nadmiernej ilości jej treści. Ogólnie powiedziałbym, że fajne gdyby nie to, że jak po prostu nie lubię reportaży w ogóle. Bo to taki ni pies ni wydra: ani socjologia ani literatura. Jak się zrobi kilkadziesiąt godzin wywiadów to zawsze można w nich znaleźć wypowiedzi, pasujące do dowolnej tezy autora/ki, którą można potem pokazać jako "opinię prawdziwych ludzi" (czego w "Nie ma i nie będzie" jest dużo). I drażni mnie to, nawet kiedy akurat z tezą się zgadzam. Uważam, że reportaż to gatunek z gruntu nieuczciwy.

W Unii Europejskiej średnia droga produktu rolniczego od pola do stołu wynosi aż 180 km. Oznacza to, że ogromna część jedzenia na naszych stołach pochodzi nie tylko z innych stron Polski, ale i z innych krajów UE. Złożony łańcuch dostawców i transport produktów zwiększają zaś ślad, jaki odciskają one w środowisku naturalnym.

Według najnowszych szacunków rolnictwo odpowiada za 35 proc. spowodowanej przez człowieka (antropogenicznej) emisji gazów cieplarnianych.

Co więcej, sporo żywności, a także innych darów natury (np. drewna) pochodzi z bardzo dalekich krajów, których środowisko naturalne jest jeszcze stosunkowo mało zdewastowane.

Te kraje niszczą je obecnie po to, żeby dostarczyć produkty rolnicze innym państwom – tym, które swoje środowisko naturalne już dawno zniszczyły. Przy czym ta droga zwykle wiedzie od krajów biednych do tych bogatych.

Rok temu naukowcy oszacowali, że ogromna konsumpcja w najbogatszych na świecie państwach grupy G7 (należą do niej USA, Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Włochy, Kanada i Japonia) tylko w 2015 r. doprowadziła do wycięcia blisko trzech miliardów drzew w Afryce czy Azji.

Za niszczenie lasów tropikalnych podtrzymujących nie tylko lokalne ludzkie populacje, ale także blisko połowę ziemskiej bioróżnorodności, odpowiadają miłośnicy kawy, kakao, wanilii, słodyczy czy egzotycznego drewna i bawełny.

W najnowszym wydaniu „Science" uczeni z Chin, USA i Niemiec przeliczają te łupieżcze powiązania na ilość gazów cieplarnianych, która przy okazji ulatuje do atmosfery (a dokładniej uleciała w latach 2004-17). Według ich szacunków to aż 27 proc. całej emisji gazów cieplarnianych związanej z gospodarką gruntami i rolnictwem.

Schemat jest, oczywiście, ten sam: eksporterami produktów są kraje biedne, a ich importerami (i eksporterami emisji) – te bogate. W badanym okresie najbardziej ucierpiało na tym środowisko naturalne Brazylii – znanego eksportera wołowiny i soi.

Z innych badań wiadomo, że wylesianie mocno dotyka położoną w dużej mierze w Brazylii Puszczę Amazońską. Jej południowo-wschodnia część emituje więcej dwutlenku węgla, niż go pochłaniała. A więc ten rejon Puszczy zaczął już umierać.

W ostatnich latach najbardziej na łupieniu cudzego środowiska naturalnego zyskały Chiny – które choć i tak są największym emitentem gazów cieplarnianych, to nie musiały do swojej emisji wliczać tej, którą wywołały w innych krajach.

Rzecz jasna, bez winy nie są także państwa bogatsze od Chin – USA czy kraje Europy. Polska, która sama rocznie eksportuje żywność o wartości 37 mld euro – łupiąc dla innych własne środowisko naturalne – co roku importuje też towary rolnicze o wartości 25 mld euro – niszcząc środowisko w innych krajach i dokładając się ekstra do emisji gazów cieplarnianych.


Naukowcy pokazują, jak bogate państwa eksploatują środowisko naturalne tych biedniejszych
Aż 27 proc. emisji gazów cieplarnianych związanej z gospodarką gruntami i rolnictwem jest "eksportowane" do innych krajów - szacują uczeni w najnowszym "Science".

Mieszkańcy północno-wschodniej części Wrocławia chwalą sobie dostęp do zieleni, zwłaszcza położonego w sercu osiedla Lasu Sołtysowickiego. Niewielki kompleks leśny liczy 22 ha, a skrawek tego lasu nazywany jest również Parkiem Sołtysowickim, gdzie powstały miejsca do rekreacji. W jego obrębie znajdują się trzy stawy oraz niezagrażające przyrodzie miejsca na ogniska.

Wiele osób odwiedza wały wzniesione nad rzeką Widawą. Szeroka ścieżka, odseparowana od głównych dróg, dużo zieleni i pól zachęcają okolicznych mieszkańców do aktywnego wypoczynku.

Wyjątkowy i różnorodny Las Sołtysowicki Południową część lasu otwiera drewniana brama ozdobiona figurami. Miejsce to jest częścią wczesnośredniowiecznego grodziska, dawniej oblanego z trzech stron wodami Widawy, w którego miejscu utworzono skansen.

  • To wyjątkowy las, który zasługuje na szczególną ochronę. Nie potrzeba gatunków chronionych, żeby teren okazał się cenny. To nie jest typowy krajobraz, o którym myślimy, jadąc do polskiego miasta - opowiada Mariusz Masłosz z ruchu Zielone Sołtysowice.

Dodaje, że niewiele wrocławskich lasów i parków ma zachowaną piętrową strukturę: - Tutaj dokładnie widać piętra lasu: runo, podszyt i korony. Zwykle tego podszytu nie ma. A to bogate piętro, które zatrzymuje wilgoć.

Pomimo niewielkiej powierzchni, tętni tu życie biologiczne. Las stanowi ważny element korytarza ekologicznego rzeki Widawy zwłaszcza dla migrujących lub zasiedlających okoliczne łąki ssaków.

Część północna ma bardziej naturalny charakter. Nad zbiornikami wodnymi żyją kokoszki, które zwykle się ukrywają, zaś w Lesie Sołtysowickim można je obserwować swobodniej.

  • Obserwowaliśmy też pliszkę górską, a także wiele innych gatunków, takich jak jastrząb, myszołów, bielik czy krogulec - wylicza mieszkaniec Sołtysowic. - Spośród dziesięciu dzięciołów, które występują w Polsce, sam tutaj stwierdziłem sześć. To sporo, patrząc na to, że zaledwie dwa występują w Puszczy Białowieskiej i Bieszczadach. Sprzyja im pozostawianie martwego drewna i starych drzew. Jeśli któreś zostanie ścięte albo padnie w wyniku wichury, to zwykle pozostaje w lesie.

Najgrubszym drzewem południowej części lasu jest dąb szypułkowy. To lokalny pomnik przyrody. Jednak co istotniejsze, w lesie zachowało się wiele starych drzew. Do tego wiele rośnie jedno przy drugim.

  • W jednym miejscu są cztery gatunki klona - pospolity, polny, jawor i jesionolistny. Już sama obecność tylu gatunków w jednym miejscu pokazuje, jak różnorodna jest ta flora - podkreśla Masłosz.

Budowa obwodnicy zabiera ludziom przyrodę Lokalni aktywiści alarmują, że zielone Sołtysowice są zagrożone. “Piękna i obfita zieleń, zbiorniki wodne służące rozwojowi flory i fauny a także mieszkańcom już niedługo mogą zostać zniszczone przez inwestycje miejskie” - ostrzegają.

Do gorszych aspektów życia na Sołtysowicach należy kwestia komunikacyjna: korki, w tym często zamykany przejazd kolejowy. Spora część ruchu drogowego w północno-wschodniej części miasta przebiega bowiem przez osiedlowe ulice.

  • Dlatego mieszkańcom wmówiono, że potrzebna jest budowa obwodnicy śródmiejskiej, choć ta jednopasmówka w rzeczywistości niewiele zmienia. Ma jednak znaczących wpływ na środowisko - przekonuje Masłosz.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Sołtysowice zielone, ale w korku. Jak się żyje na północy Wrocławia?

Urzędnicy zapewniają, że to ograniczy ingerencję w Las Sołtysowicki. Nie obejdzie się jednak bez wycinek starych drzew, a zniszczeniu ulegnie zbiornik wodny za centrum handlowym Korona.

  • To miejsce rozrodu płazów. W zbiorniku mieszkają żaby trawne, moczarowe i rzekotki drzewne. Słyszymy kumaki, brzęczki i trzciniaki. Dwa lata temu po raz pierwszy na terenie Wrocławia złożyła tutaj jaja kaczka gągoł - wymienia Masłosz. - Zgodnie z planem właśnie w tym miejscu ma iść obwodnica śródmiejska. Stracimy te zwierzęta.

Aktywista zwraca uwagę, że przebieg drogi zakłada ingerencję nie tylko w cenne siedliska przyrodnicze, ale może zagrozić także pomnikowi przyrody: - System korzeniowy tak potężnego drzewa jak dąb ucierpi.

Ekolodzy przeciw obwodnicy na Sołtysowicach Inwestycja oznacza również likwidację sąsiednich ogródków działkowych oraz budowę drogi przy samej granicy terenu wypoczynkowego. System grobli i wałów nad Widawą umożliwia teraz rekreacyjne bieganie czy jazdę na rowerze.

  • Nikt nie będzie się w przyszłości relaksował przy spalinach i hałasie - komentuje mieszkaniec. Dodaje, że społecznicy chcą zwrócić uwagę wykonawcy i przekonać, by zmienił projekt: - Nie jest łatwo. Miasto powiedziało, że droga może wykraczać poza korytarz miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, ale musi się mieścić w korytarzu studium uwarunkowań zagospodarowania przestrzennego Wrocławia.

Tyle że korytarz podany w studium jest na tyle wąski, że wszelkie manipulacje w jego obrębie nic nie dadzą.

  • Pałeczka jest więc po stronie projektanta. Choć i my nie pozostajemy bierni. Chcemy, by wziął pod uwagę nasze dane do sporządzenia raportu o oddziaływaniu na środowisko - zapewnia wrocławianin.

Zdaniem aktywistów rozwiązaniem nie jest budowa nowych dróg, a inwestowanie w alternatywne, proekologiczne formy transportu. Masłosz tłumaczy, że jednym z podstawowych błędów była likwidacja wspólnego biletu na przejazdy koleją we Wrocławiu i MPK.

Bieżące sprawy dotyczące lasu można śledzić na Facebooku, wpisując “Zielone Sołtysowice”.

Rowerem do Lasu Sołtysowickiego Trasa rowerowa do lasu jest prosta i z centrum miasta powinna zająć 20 minut. Można tam dojechać np. z pl. Bema przez drogi rowerowe ul. Jedności Narodowej, al. Kromera i ul. Sołtysowicką.

Można też się wybrać na dłuższą wycieczkę. Szlak rowerowy Odry i Widawy tworzy dużą pętlę między północno-zachodnim a południowo-wschodnim krańcem Wrocławia. Największą zaletą trasy jest to, że całość przebiega wałami i ścieżkami rowerowymi, a jej położenie pozwoli odetchnąć od miejskiego zgiełku, doświadczając fauny i flory nadrzecznych terenów. Długość szlaku wynosi ponad 40 km.

Supermiasta i Superregiony: Zielone miejsca Wrocławia i Dolnego Śląska W maju wspólnie z czytelnikami “Gazety Wyborczej” wybierać będziemy najważniejsze, najpiękniejsze i najbardziej godne ochrony tereny zielone Wrocławia i Dolnego Śląska. Do 8 maja czekamy na propozycje od czytelników. Możecie zgłaszać parki, ogrody, lasy, łąki, aleje drzew. Zdjęcia i uzasadnienia oraz opisy dojazdu rowerem mile widziane.

Zachęcamy czytelników do zgłoszeń pod adresem mateusz.kokoszkiewicz@wroclaw.agora.pl lub w wiadomości prywatnej na Facebooku: Wyborcza.pl Wrocław.


- Las Sołtycowicki to nie jest typowy krajobraz, o którym myślimy, jadąc do polskiego miasta. Zasługuje na szczególną ochronę - mówi Mariusz Masłosz, społecznik i mieszkaniec Sołtysowic.

Pozwolę się nie zgodzić. Konfiskata majątku Rosjan to żaden krok w kierunku socjalizmu czy obalenia własności prywatnej. Czasem trzeba wykonać krok w tył, żeby wykonać dwa kroki w przód.


Ponoć to skutek zorganizowanej akcji Truków


W z nocy z 17 na 18 marca 1871 roku, dokładnie 150 lat temu, w Paryżu wybuchła miejska insurekcja, która przeszła do historii jako Komuna Paryska.

Trening z Bezdomności: protest lokatorski, Akcja Lokatorska @ 2022-03-24 12:00:00 | radar.squat.net
Bezdomność na stare lata jest realnym zagrożeniem dla lokatorów i lokatorek nielegalnie sprywatyzowanych mieszkań zakładowych. Wobec nieustannych prób eksmitowania nas przez właścicieli i bezczynności władz państwowych nie zostało nam już nic innego jak powoli zacząć przygotowywać się do takiego losu. Dlatego 24 marca zamieszkamy jako osoby bezdomne przed wejściem do Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego. Rozłożymy karimaty, rozbijemy namioty, założymy dodatkowe warstwy ubrań, żeby nie zamarznąć w zimną marcową pogodę i zaczniemy publicznie koczować przed budynkiem reprezentującym państwo, które nie chciało nam pomóc. Być może wstyd i skandal jaki wywołamy przyniesie wreszcie efekt, którego nie przyniosły nasze ponawiane prośby i argumenty. A być może wkrótce naprawdę skończymy na ulicy i dobrze będzie mieć jakieś przygotowanie. Wrocław 10 marca 2022, w czwartek, pod Dolnośląskim Urzędem Wojewódzkim, pl. Powstańców Warszawy 1, o godzinie 12:00

Trening z Bezdomności: protest lokatorski
Bezdomność na stare lata jest realnym zagrożeniem dla lokatorów i lokatorek nielegalnie sprywatyzowanych mieszkań zakładowych. Wobec nieustannych prób eksmitowania nas przez właścicieli i bezczynności władz państwowych nie zostało nam już nic innego jak powoli zacząć przygotowywać się do takiego losu. Dlatego 24 marca zamieszkamy jako osoby bezdomne przed wejściem do Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego. Rozłożymy karimaty, rozbijemy namioty, założymy dodatkowe warstwy ubrań, żeby nie zamarznąć w zimną marcową pogodę i zaczniemy publicznie koczować przed budynkiem reprezentującym państwo, które nie chciało nam pomóc. Być może wstyd i skandal jaki wywołamy przyniesie wreszcie efekt, którego nie przyniosły nasze ponawiane prośby i argumenty. A być może wkrótce naprawdę skończymy na ulicy i dobrze będzie mieć jakieś przygotowanie. Wrocław 10 marca 2022, w czwartek, pod Dolnośląskim Urzędem Wojewódzkim, pl. Powstańców Warszawy 1, o godzinie 12:00


Straszne bzdury. Mieszkańcy rzymskich “pagus” (tzn. paganes, coś w rodzaju “Polski powiatowego” Imperium) byli podbici, zniewoleni i wymordowani na długo przed powstaniem chrześcijaństwa i to przy pełnej aprobacie a nawet entuzjastycznym wsparciu tradycyjnych bóstw.


A Library Genesis znasz?



Podkast dialektyczny brzmi zachęcająco choć pewnie będziemy mieli na niego najazd marksistów tłumaczących nam, że nie rozumiemy dialektyki.



Ej, przepraszam, że wyszło trochę bucowato z mojej strony. Ja tak czasem argumentuje na szybko. Nie obrażaj się.


Rozumiem (przynajmniej mam nadzieję, że rozumiem ) ale się nie zgadzam. Po pierwsze nie zgadzam się, że “cała historia inżynierii społecznej to właśnie historia ograniczania sprawczości”. Ale to temat na inną rozmowę. Jest w każdym razie dość bogata tradycja analizy rządzenia, pod którą się podpisuje, wychodząca z dokładnie przeciwnego założenia. Co do marginalizacji społeczność lokalnych - to zgoda. No i w końcu: problem z wielością narracji jest taki, że uniemożliwia wspólne skoordynowane działania konieczne by zapobiec katastrofie klimatycznej. Jak jedni wierzą w zmianę klimatu a inni nie wierzą a jeszcze inni czekają na Rupture i mają wszystko w dupie to działania jednych są blokowane lub znoszone przez działania drugich i masz kontynuację statusu quo.


Akurat moje odwołanie do Slavoja nie było arguentowaniem z autorytetu ale próbą zwrócenia uwagi, że wielość narracji to mamy już od 30 lat z okładem, do żadnego wspólnego obrazu słonia bynajmniej to nie prowadzi i że raczej pora wymyślić coś nowego zamiast zajadać się odgrzewanymi kotletami w slo-mo i CGI (to a propos Matrix’a ;) )


Ja jestem za, znaczy za końcem pracy. O społeczności się wypowiem jak się jej bliżej przyjrzę


Jeden się udałwił żygami, teraz się drugi postrzelił… Polska armia wkrótce wykończy się sama


We Wrocławiu czynsz dużo wyższy niż emerytura. Będą eksmisje dla 80-latków? Tak wygląda życie w byłych mieszkaniach zakładowych
Zbudowali bloki, w których mieszkają, ale lokale nie należą do nich. Kiedy ich zakłady pracy upadły, całe budynki przeszły w prywatne ręce. Obecni właściciele narzucają mieszkańcom czynsze, których ci nie są w stanie płacić. - Są u nas tacy lokatorzy, których emerytura wynosi 1300 złotych, a czynsz 1700. Popadają w długi, a w konsekwencji są eksmitowani – mówi Longin Nawrocki ze Stowarzyszenia Obrony Lokatorów i mieszkaniec jednego z bloków. - Tu mieszkają głównie osoby 70 plus - dodaje.

We Wrocławiu czynsz dużo wyższy niż emerytura. Będą eksmisje dla 80-latków? Tak wygląda życie w byłych mieszkaniach zakładowych
Zbudowali bloki, w których mieszkają, ale lokale nie należą do nich. Kiedy ich zakłady pracy upadły, całe budynki przeszły w prywatne ręce. Obecni właściciele narzucają mieszkańcom czynsze, których ci nie są w stanie płacić. - Są u nas tacy lokatorzy, których emerytura wynosi 1300 złotych, a czynsz 1700. Popadają w długi, a w konsekwencji są eksmitowani – mówi Longin Nawrocki ze Stowarzyszenia Obrony Lokatorów i mieszkaniec jednego z bloków. - Tu mieszkają głównie osoby 70 plus - dodaje.

Nasze wyżywienie opiera się na zbożach, dlatego, że nadawało się ono idealnie do poboru podatków. A bez podatków nie byłoby państw i współczesnej cywilizacji – pisze James C. Scott w książce Against the Grain: A Deep History of the Earliest States.

Mnie nie przekonał. Żeby zacytować Żiżka: “rather boring version of the postmodern notion that there is no ultimate ‘real reality’, just an interplay of the multitude of digital fictions”



Jeżeli chcemy sprostać globalnym wyzwaniom, które wymagają mobilizacji i synchronizacji wysiłków miliardów ludzi – potrzebujemy opowieści. Fakty same się nie obronią – mówi w wywiadzie z 300Gospodarką dr hab. Marcin Napiórkowski, kulturoznawca i semiotyk z Uniwersytetu Warszawskiego.

Zdaniem rzecznika generalnego Jeana Richarda de la Toura indeksacja zasiłku rodzinnego i przywilejów podatkowych przyznawanych przez Austrię pracownikom, których dzieci zamieszkują na stałe w innym państwie członkowskim, jest sprzeczna z prawem Unii.