Ciekawi mnie jakich używacie strategii, by ludzieńkowie bezstresowo, bez winy i radośnie zrozumieli, że aktywizm na facebooku nie jest taki fajny.
Moje argumenty krążą wokół:
- niekolaboracji z policją i technofaszyzmem,
- niewzbogacania najbogatszych,
- nienarażania na zagrożenie siebie i innych,
- niewspierania fałszywej wizji wolności tego techno-portalu,
- braku autonomii
- niewspieraniu mizoginistycznej technologii białego burżujskiego palanta.
Fajnie by było, gdyby następnym razem po prostu można było powiedzieć: przeczytaj sobie ↑ ten wątek na szmerze ;)
“szeregowy” aktywista będzie uzywał alternatyw jeżeli “jego” organizacje będa ich używać. Dlatego trzeba “atakować” w tej sprawie ludzi, którzy odpowiadają za komunikację w organizacjach. Żeby stworzyli i utrzymywali przynajmniej jeden kanał społecznościowy niezależny od korporacji. I nie traktowali tego kanału per noga , jako drugiego sortu, w stylu, że wrzucają na nim linki do FB/TT/IG , tylko żeby faktycznie to był kanał dzięki któremu mozna być na bieżąco z działaniami organizacji bez odwiedzania korpomediów. A kolejny krok (w zasadzie to można i należy go wykonać od razu) to swego rodzaju wyznaczenie priorytetów czyli poinformowanie publiki, że owszem mamy różne kanały komunikacji ale polecamy używać tych a nie tamtych bo… i tu lista powodów. Świetnie ma to zrobione na stronie np. https://framasoft.org/en/
Dziękuję za szmerowe kontrybucje, ciekawa debata. Heh, mam wrażenie, że wyczuwam co nieco frustracji w ogólnym tonie, może to po prostu powakacyjna deprecha się przebija, bo ogólnie nie mam pewności czy obrażanie ludzi to skuteczna strategia by ich do czegokolwiek przekonać ;)
Może warto by w takim razie się skoncentrować na tym, co można robić lepiej z naszej strony, w stylu na przykład przyjąć tę krytykę poniżej/powyżej wyrażoną, że geekowsko-elitarne argumenty nie trafiają do ludzi. Czyli trzeba skonstruować taką narrację, z którą niegeekowe osoby mogą się poczuć utożsamione.
Na prawdę nie chcę porównywać, ale znam miejsca i środowiska, gdzie nietechniczni ludzie rozumieją świetnie, że fajnie jest budować strategie komunikacyjne głównie poza korpo-mediami, jest to do zrobienia :) I wydaje mi się, że udało to się uzyskać długą (10+ lat), mrówczą pracą polegającą na pomaganiu użytkownikom w starciach z nieprzyjaznymi interfejsami, tłumaczeniu dlaczego warto włożyć ten trud, i nade wszystko dbaniu o to, żeby na tych alternatywnych portalach było po prostu miło.
Business model twittera polega na tym, że użytkownicy się nawalają nawzajem, bo nic tak nie polepsza używalności, jak dobry flame… I gdy osoby przechodzą z twittera na społeczne, oddolne media, niestety często przynoszą ze sobą te nawyki, co jest też bardzo zrozumiałe. Więc potrzebna jest zdrowa społeczność i jasne zasady, i cierpliwe przypominanie, że tu nie twitter i się uczymy konstruktywnie i rzeczowo rozmawiać. I się okazuje, że dla na prawdę wielu osób znalezienie takiej społeczności na necie to super skarb, udomawiają się, czują, że stają się częścią walki o lepszy świat i bronią potem tego małego światka, który niepostrzeżenie rośnie…
Bo też czasem myślę, że nihilizm (nic się nie da zrobić, i tak o nas wszystko wiedzą, itp) jest zbyt na rękę korpo, by się na niego zgadzać.
Co do Twittera to jest pełna racja, dlatego jestem sceptyczna co do Mastodona: właśnie dlatego że jest to kopia Twittera, najbardziej toksycznego portalu społecznościowego.
My tu zresztą mówimy o tym, jakie portale czy jaki internet byłby dla lewaków najfajniejszy, a coraz więcej sygnałów z mojego otoczenia brzmi raczej jak to social media same w sobie są problemem. :)
Business model twittera polega na tym, że użytkownicy się nawalają nawzajem, bo nic tak nie polepsza używalności, jak dobry flame… I gdy osoby przechodzą z twittera na społeczne, oddolne media, niestety często przynoszą ze sobą te nawyki, co jest też bardzo zrozumiałe. Więc potrzebna jest zdrowa społeczność i jasne zasady, i cierpliwe przypominanie, że tu nie twitter i się uczymy konstruktywnie i rzeczowo rozmawiać. I się okazuje, że dla na prawdę wielu osób znalezienie takiej społeczności na necie to super skarb, udomawiają się, czują, że stają się częścią walki o lepszy świat i bronią potem tego małego światka, który niepostrzeżenie rośnie…
Aleś Ty to pięknie opisał. Muszę zapamiętać, to jest genialny argument do rozmowy na temat nieużywania portali korporacyjnych.
Jak cię Cukiergóra odetnie od zasięgów i konta, to co poczniesz, gdzie cię znajdą twoi folołersi i fani?
Nie “jak”, a “kiedy”. Bo wcześniej czy później odetnie. I albo do tego czasu uda się wyssać wystarczająco wiele osób na nie zcentralizowane kanały komunikacji, albo padaka.
No ale próbować trzeba.
Obecnie byłby w stanie w ciągu pewnie do pół godziny skasować z sieci prawie całość polskojęzycznego ruchu wolnościowego, który ma może 4 aktualne strony WWW, a całą resztę na FB/IG…
W związku z tym właśnie faktem bardzo mnie martwi jak się ma bzzznet.
Bo jedną z korpo-politycznych strategii jest to, że możesz latami budować swoją strategię komunikacyjną u nich, w poczuciu bezpieczeństwa, ale w newralgicznym momencie, blokują. I to może nawet w niektórych sytuacjach być śmiertelne.
Tak na szybko, bo nie mam siły tego w tej chwili porządnie spisać i jeszcze nie wiem, jak to zwięźle wyrażać, żeby nie brzmieć jakby mi się foliowa czapeczka osunęła na żółte napisy, ale;
FB i Google mogą kontrolować myślenie i zachowanie mas ludzi. Tak jak Pokemon Go był eksperymentem w sterowaniu ruchem do określonych punktów (bardziej wartościowe pokemony w pobliżu płacących za reklamę, albo wprost ruch, punktów handlowych/usługowych), tak w/g Assanga “Arabska Wiosna” miała być testowaniem potencjału wpływu tych korporacji w zakresie zmiany społecznej, na żywym ale nieprzesadnie wartościowym “organizmie”. Oczywiście nie mam tego jak udowodnić, ale sądzę, że nie bez powodu Chiny i Rosja tak się po tym uaktywniły.
Nieudany przewrót na kapitolu 6 stycznia wygląda zresztą, jak nieudana próba tylko jednej z korporacji do odtworzenia tego działania. Można do tego dorzucić artykuły o tajnych spotkaniach Zucka z Trumpem.To jedno, drugie, że te korporacje dosłownie wybierają co zobaczysz, żeby kontrolować twój nastrój i poprzez to zachowania konsumenckie i badania na ten temat opublikował sam Facebook. I teraz - jak to się dzieje, że lewicę FB/IG demoralizuje i wpędza w depresję, a prawicę popycha na ulicę przekonaną, że może siłą przywrócić prezydenta i wpędza w jej objęcia miliony ludzi…?
Jestem też fanem wymieniania co-poniektórych bardziej creepy patentów i warunków licencyjnych na które zgadza się, aby ich używać. Zdjęcia na Insta czy FB nie są twoje, tylko ich, mogą cię słuchać kiedy chcą i to robią, wiedzą gdzie jesteś fizycznie, mogą zidentyfikować z którą konkretną osobą poruszasz się po knajpie przy użyciu żyroskopów w telefonach… Ciekawe, czy jest jakaś dobra lista tego, na pewno bardzo aktywnie działają, żeby utrudniać docieranie do takich materiałów, z czasem ciężko znaleźć nawet popularne swojego czasu artykuły.
Osobna sprawa, że mówimy o ścieraniu się z uzależnieniem i tego nie można nie doceniać.
Ludzie są od FB/IG psychicznie uzależnieni i ta korporacja zapewne wydała na rozwój wykorzystywanej do tego socjotechniki kosmiczne pieniądze, bo to ich główne źródło dochodu. Na “chłopski rozum”, to się z tym łatwo nie wygra.
Trzeba więc rozmawiać z tymi ludźmi, jak z uzależnionymi - nie pozwolić się odepchnąć, przez nieakceptowalne dla nich podejście negujące coś, czym się szprycują od rana do nocy. Nie mam jeszcze metodologii, ale myślę, że stopniowe edukowanie i “redukcja szkód” czyli podsuwanie mniej toksycznych alternatyw i źródeł zaspokajania potrzeb może być kluczowe. Dlatego też ogromne nadzieje pokładam w fediversie…Żeby nie brzmieć jak foliowa czapeczka zazwyczaj uderzam w wolnorynkowe pytania :P - czy firmie, która utrzymuje się z reklam bardziej opłaca się wyświetlać tobie chronologicznie wszystkie posty od twoich znajomych/stron, czy w jakiś sposób je filtrować/dorzucać posty sponsorowane, żeby zwiększyć sprzedaż i skuteczność reklam?
Co do Arabskiej Wiosny, to rok temu wyszła książka Christophera Wyliego o Cambridge Analytica, który pracował w firmie, która zajmowała się w zasadzie destabilizacją różnych afrykańskich państw na potrzeby lokalnych polityków i zagranicznych inwestorów, aż w pewnym momencie dostali zlecenie na rynek europejski i amerykański. Do tej pory myślałem, że po prostu wyświetlali ludziom targetowane reklamy wyborcze na zasadzie “każdemu coś obiecamy” na podstawie zainteresowań, ale właśnie było to połączone z kampaniami które odwodziły określone grupy od głosowania zupełne np. Czarnych w USA. A to i tak tylko czubek góry lodowej.
- na FB w ilości w ilości informacji treści nie są zauważalne,
- na FB tyle się dzieje, że newsy szybko “giną”, a nawet ciężko je znaleźć po kilku miesiącach,
- FB profiluje, więc informacje trafiają do tych, którzy i tak lubią i komentują dany fanpejdż,
- jednym kliknięciem FB może usunąć cały fanpejdż.
Dla zbyt wielu osób wszystkie argumenty są po prostu abstrakcyjne, a informacje o blokowaniu profili i kasowaniu stron też nie trafiają do przekonania dopóki to kogoś konkretnie nie dotknie.
Obawiam się, że to nie jest już nałóg, jak pisze harc, ale coś jak powietrze, otacza nas i nie zwraca się na to uwagi, dopóki nie zacznie brzydko pachnieć. Ale, jak brzydko pachnie, to po prostu czeka się aż zapach minie. W zeszłym sezonie była chwila lekkiego skoku na mastodona, kilka osób tam chyba zostało, ale względnie niewiele. Nie ukrywam, że zapał mi w związku z tym osiadł na mieliźnie.
Dla mnie kluczowe są trzy argumenty: 1. odpowiedzialność za osoby, z którymi korespondujesz (masz zdjęcia, dzwonisz itp.); 2. wspierasz firmy, które są odpowiedzialne za totalną komercjalizację, centralizację i tym samym degenerację internetu, przyczyniasz się zatem do tego (argument bardzo abstrakcyjny); 3. a co będzie jak Cię odetną (‘eee, nie, bez przesady’, ‘to się bedziemy wtedy martwić’, ‘ale tu są zasięgi, nie możemy stąd zniknąć’ itpitd…). A czymś, czego pojąć nei mogę jest masochistyczne przywiązanie do produktów microsoft. Mam teraz w pracy do czynienia z windowsem - masakra. To nie jest tylko sprawa przyzwyczajenia do linuxa i nieznajomości windowsa, to jest po prostu znacznie gorszy system (i przy tym nieco droższy - teraz wyjaśnijcie mi to, że nawet argument oszczędnościowy nie działa).
Bo rozumujesz jak geek, a większość świata nie. Produkty korporacyjne odpowiadają potrzebom ludzi: nie na darmo inwestuje się masę forsy w badania, także usability i sprawności produktów. A my tez jesteśmy, w większości, zwykłymi ludźmi, czego osoby które urodziły się z konsolami przyrośniętymi do głowy, nie rozumieją.
Ludzie uzależniają się od prostych rzeczy i zastrzyków dopaminowych, a poza tym lubią być tam, gdzie są inni ludzie. To jest w tej chwili dla wielu świat życia. I ten świat życia ma być przyjemny. Co z tego że zaproszę kogoś na szmer, skoro ten portal tragicznie działa na urządzeniach mobilnych, które są obecnie głównym narzędziem korzystania z internetu?
Owszem, organizowanie się wewnętrzne w ruchu, planowanie działań itp na platformach korporacyjnych to droga donikąd, chociaż tak czy owak dzięki tym mediom zaistniały w ogóle jakieś większe dyskusje wewnątrzruchowe, a do głosu zostali dopuszczeni ci, którzy nie mają specjalnych kompetencji cyfrowych. Ale jasne, organizacja na dłuższa metę nie ma tam sensu, trudno jest nawet przekazywać sobie podstawowe informacje, bo cukiergóra zrzuci nasz post nawet za zapostowanie linku do Crimethinc. Dlatego ludzie którzy organizują się nie po to, by “uprawiać aktywizm”, a po to by po prostu działać i robić konkretne rzeczy, odchodzą od korpo-komunikatorów, mają skrzynki na riseupach i tak dalej. Widziałam to nawet na tegorocznym Kongresono, że nikt z gości nawet nie próbował dodać mnie na Messengerze żeby załatwić ze mną jakąś sprawę.
Na przypałową akcję nikt na facebooku się nie umówi, a jak się umówi to pożałuje. Chyba że chce to zrobić specjalnie, jak Stop Bzdurom, by zyskać medialny coverage i rzeczywiście przebić się z komunikatem.
Ale większość anarchistów w tym kraju to “anarchiści społeczni”, zafascynowani modelem masowego działania, ponoć wszyscy kochają syndykalizm, komunizm i googlowanie bookchina - to ludzie którzy chcą przecież ponoć przebudowy społeczeństwa, trwałych zmian postaw ludzkich, budowania “nowego w skorupie starego” i all that shit. A dziś społeczeństwem sterują media i tak się składa że w latach 20. XXI wieku są to media społecznościowe. Skoro to tam zachodzi konsumpcja treści, także ideologicznych, to co w tym dziwnego że ci ludzie próbują być tam, gdzie ich odbiorcy? W końcu żeby w warunkach tak silnej kontroli państwowej jak w Europie zmontować jakąkolwiek “rewolucję”, trzeba mieć poparcie mas, a masy nie czytają gazetek robotniczych bo siedzą z nosami w smartfonach.
I te masy dostają tam treści które codziennie urabiają je politycznie. Więc czemu dziwić się że niektóre inicjatywy czy kolektywy w ogóle nie traktują poważnie obecności poza mediami społecznościowymi, skoro de facto tych mas nie ma już nigdzie indziej, a malutkie lokalne inicjatywy które mozolnie pracują u podstaw są niczym, jeśli nie zyskają popularności na instastories? Bo są niczym, dla wielkiego świata one praktycznie nie istnieją. Nooo, można spróbować przebić się do mediów głównych, wywalczyć jakiś artykuł albo wziąć udział w audycji radiowej, ale w dobie takiego szumu informacyjnego walka o uwagę widza np. telewizji jest niezwykle trudna.
Dla mnie to więc po prostu naturalna konsekwencja modelu anarchizmu, który się tutaj przyjął jako domyślny. Im bardziej będziemy sobie wciskać do głowy komunały o tym, że musimy “zmienić świat”, albo go zbawić w całości, tym bardziej skończymy przyrośnięci do socialek i zlobotomizowani przez ten sam świat, który próbujemy usilnie zmieniać.
Argument o tragicznym działaniu na mobilce mnie nie przekonuje. Korzystam ze Szmeru od ponad pół roku, jedynie przez aplikację Lemmur. Owszem, we wczesnej fazie feed lagował, ale teraz user experience jest jak dla mnie dobry.
Stary, ja nie miałam nawet pojęcia że istnieje aplikacja Lemmur. Masz przekonać ludzi do alternatywy, ale stawiasz warunki brzegowe które z miejsca odrzucają użytkownika. :)
Dlaczego warunki brzegowe? Stwierdziłaś, że większość ludzi przegląda social media na mobilce. To prawda, strona szmeru działa źle na mobilce, podobnie zresztą jak i Facebook, dlatego większość osób używa do tego aplikacji. Lemmur jest całkiem niezłą aplikacją, z której zresztą właśnie pisze ten komentarz. Nie potrzeba jej samemu buildowac, pobierać z githuba ani f-droida (choć można ofc), wystarczy pobrać ze sklepu Play, więc dla laika to nie problem. Potem wpisujesz po prostu adres instancji, czyli szmer.info i się logujesz. Gdzie tu warunki brzegowe?
Wydaje mi się, że brak łatwo widocznego howto szmerowego jest tym blockerem dla niektórych osób. Myślę, że powinno być podlinkowane z głównego opisu szmeru, który się pojawia na niezalogowanej stronie startowej.
I tam powinny być wymienione programy do obsługi lemmy wraz ze screenshotami jak je skonfigurować na szmer.W zasadzie super by było, by takie HowTo zrobiły (i aktualizowały, jak trzeba) osoby nie-mega-techniczne, używające szmeru, jeśli nie mają warunków na kontrybucję finansową, a chcą szmerowi pomóc :D
Warunki są takie, że trzeba w ogóle wiedzieć co to jest Lemmy i znaleźć tę cholerną aplikację, która nie wyświetla się w sklepie Play nawet w pierwsze piątce. Bierzesz wiele rzeczy za oczywiste, np. to że użytkowników Szmeru obchodzi w ogóle, jak nazywa się instancja na której siedzą.
TLDR; jakkolwiek “od kuchni” używanie alternatywnych mediów społecznościowych do aktywizmu jest fajne, tak aktywiści i tak w jakimś stopniu muszą funkcjonować w tych mainstreamowych mediach - tak mi się przynajmniej wydaje.
Szczerze mówiąc, to jest to dość trudny temat. Dlaczego?
- Zasięgi - nie ma co się oszukiwać, Facebook czy inny Twitter ma znacznie więcej użytkowników niż całe Fediwersum razem wzięte. Nie do końca wierzę w to, że to się zmieni w jakiejś możliwej do przewidzenia przyszłości. Aktywizm nic nie zmieni, jeśli nie będzie widziany.
- Typ odbiorcy - bądźmy szczerzy, z Fediwersum korzysta specyficzny odbiorca, do którego najczęściej nie trzeba już jakoś specjalnie docierać, wręcz sam często jest aktywistą. Kiszenie się we własnym sosie niekoniecznie jest dobrym sposobem, żeby przekonywać ludzi do swoich racji.
- Widoczność - to może być dyskusyjne, ale w praktyce wszystkie Facebooki czy inne Twittery zarabiają na konfliktach i nie są zainteresowane całkowitym usunięciem skrajnych poglądów ze swoich portali. Z drugiej strony mnogość instancji Fediwersum może utrudniać znalezienie istotnych informacji.
- Kontakt z rzeczywistością - tak długo, jak długo Facebook pozostaje głównym medium społecznościowym na świecie tak długo odcięcie się od niego będzie wiązało się z brakiem informacji na temat przeciwnej strony. Wyobraź sobie sytuację, że próbujesz trafić do ludzi z przekazem; “Globalne ocieplenie to skutek działalności człowieka”, a tu nagle się okazuje, że denialiści zmienili już narrację i zamiast tego mówią “Tak, ale to wynik akcji środowisk lewicowych, bo nie pozwalają skutecznie rozwijać chowu przemysłowego”.
Oczywiście masz racje w kwestii zasięgów i łąjania się z drugą stroną pod postami, ale problemem jest chyba to, że prawie żadne inicjatywy nie są poza FB! Sam mam jeszcze konto wyłącznie dlatego, żeby wiedzieć, co się dzieje w kilku miejscach lub u kilku organizacji, bo poza FB nie ma żadnej innej opcji typu strona internetowa/blog/rss czy cokolwiek, co pozwala być na bieżąco nie logując się do korpospołecznościówek.
Tak, to z całą pewnością jest problem. W ogóle mam wrażenie, że w Polsce komuś się dość mocno pomyliło do czego służą platformy takie jak Facebook czy Twitter - z jakiegoś powodu nastawiona na zysk amerykańska korporacja wydaje im się dobrym miejscem do prowadzenia społecznej debaty albo do publikowania oficjalnych oświadczeń.
“A co jak cię znowu cukier zbanuje?”
Ja często nie uderzam w jakieś techno / korpo / globalistyczne punkty, bo z mojego doświadczenia większość osób raczej chociaż odrobinę sobie zdaje z tego sprawę, ale wygoda ważniejsza. Raczej mówię o tym, że kumam, że własna wygoda i nie interere daną osobę dbanie o własne bezpieczeństwo, ale to niech chociaż pokmini o ewentualnych zagrożeniach dla osób dookoła. Drugą sprawą jest podsyłanie niekorpo (albo ograniczenie do minimum) linków do jakichkolwiek rzeczy, ‘zmuszanie’ do komunikacji przez inne komunikatory etc etc. Mam wrażenie, że z czasem gdy dołączają inne osoby z otoczenia do tego rodzaju ‘przekonywania’ przynosi to efekty. W myśl, że może poza memikami i reklamami nic nie będzie na korpo stronkach skoro powoli, bo powoli, ale jednak, coraz więcej osób jest zainteresowana alternatywami.
Inną ciekawą kwestią jest publikowanie na alternatywnych mediach informacji, nie publikując ich na korpo mediach - przerzuć się bo Cię omijają rzeczy :P
Ależ te wszystkie argumenty trafią w próżnię. Aktywizm w Polsce to głównie agitprop, a żeby go uprawiać, musisz mieć odbiorców. Na “alternatywnych social mediach” oraz na stronach www nie znajdziesz odbiorców. Koło się zamyka, dziękuję.
Temat rzeka